Nóż. Jo Nesbo

Читать онлайн книгу.

Nóż - Jo Nesbo


Скачать книгу
Bohr, byłem przełożonym Rakel. – Harry spojrzał w szare jak łupek oczy mężczyzny o piętnaście centymetrów niższego, a jednak sprawiającego wrażenie dość wysokiego. Było coś w jego sylwetce, co w połączeniu z nieco archaicznym określeniem „przełożony” skojarzyło się Harry’emu z oficerem wojska. Uścisk dłoni miał mocny, a spojrzenie zdecydowane i bezpośrednie, ale tkwiła w nim również wrażliwość, a może nawet delikatność. Zapewne ze względu na sytuację. – Rakel była moją najlepszą współpracownicą, fantastyczną osobą. To wielka strata dla Narodowego Instytutu Praw Człowieka i dla nas wszystkich, którzy tam pracujemy, w szczególności dla mnie, ponieważ tak blisko współdziałaliśmy.

      – Dziękuję. – Harry mu wierzył. Ale może wiarę tę wzbudziła po prostu ciepła dłoń osoby zajmującej się prawami człowieka. Harry odprowadził Roara Bohra wzrokiem, kiedy ten podchodził do dwóch kobiet na trawniku. Zwrócił przy tym uwagę, że Bohr patrzy, gdzie stawia stopy. Jak ktoś, kto odruchowo wypatruje min przeciwpiechotnych. Zauważył też coś znajomego w jednej z tych kobiet, chociaż stała tyłem. Bohr coś powiedział, najwyraźniej po cichu, bo kobieta musiała się do niego pochylić, a on wtedy lekko dotknął ręką jej pleców.

      Wreszcie kolejka składających kondolencje się skończyła. Samochód zakładu pogrzebowego odjechał z trumną. Niektórzy już wyruszyli w drogę powrotną na zebrania i do normalnej codzienności. Harry zobaczył, że Truls Berntsen odchodzi sam, aby autobusem wrócić do komendy, przypuszczalnie po to, żeby dalej układać pasjanse. Inne osoby rozmawiały w grupkach. Komendant Gunnar Hagen i Anders Wyller, młody policjant, od którego Harry wynajmował mieszkanie, stali razem z Katrine i Bjørnem. Ci ostatni przyszli z dzieckiem. Dla niektórych odgłos płaczu niemowlęcia na pogrzebie stanowił zapewne pociechę, przypomnienie, że życie toczy się dalej. To znaczy dla ludzi pragnących, aby toczyło się dalej.

      Tym, którzy zostali, Harry ogłosił, że będzie spotkanie U Schrødera. Podeszła do niego Sio, przyjechała aż z Kristiansand razem ze swoim narzeczonym. Długo i mocno ściskała Harry’ego i Olega, a potem oświadczyła, że muszą już ruszać z powrotem. Harry pokiwał głową i powiedział, że szkoda, ale rozumie. W głębi ducha poczuł jednak ulgę. Sio była oprócz Olega jedyną osobą, która mogłaby go skłonić do płakania publicznie.

      Helga pojechała z Harrym i Olegiem do Schrødera. Nina przygotowała dla nich długi stół.

      Pojawił się mniej więcej tuzin osób. Harry siedział pochylony nad kawą, słuchając rozmów, kiedy nagle ktoś położył mu rękę na plecach. Bjørn.

      – Normalnie na pogrzebach nie wręcza się prezentów. – Podał Harry’emu płaski kwadratowy przedmiot, opakowany w ozdobny papier. – Ale mnie pomagało to w ciężkich chwilach.

      – Dzięki, Bjørn. – Harry obrócił paczkę w palcach. Nietrudno było się domyślić, co jest w środku. – Przy okazji chciałem cię o coś spytać.

      – Tak?

      – Sung-min Larsen na przesłuchaniu nie zadał mi żadnego pytania o kamerę leśną. To znaczy, że nie wspomniałeś o niej w swoim zeznaniu.

      – Bo nie pytał. Uznałem, że od ciebie zależy, czy o tym powiesz, jeśli będziesz uważał to za istotne.

      – Czyli nie mówiłeś?

      – Skoro i ty nic nie powiedziałeś, wychodzi mi, że to nie jest istotne.

      – Nie mówiłeś nic, bo zrozumiałeś, że planuję ścigać Finnego, nie mieszając w to KRIPOS ani nikogo innego?

      – Tego tutaj nie słyszałem. A nawet gdybym słyszał, to i tak bym nie zrozumiał, o czym gadasz.

      – Dzięki, Bjørn. I jeszcze jedno. Co wiesz o Roarze Bohrze?

      – O Bohrze? Tylko tyle, że jest szefem tej instytucji, w której pracowała Rakel. To coś z prawami człowieka, prawda?

      – Narodowy Instytut Praw Człowieka.

      – No właśnie. To Bohr zgłosił dyżurowi policyjnemu, że się niepokoją, bo Rakel nie przyszła do pracy.

      – Mhm. – Harry spojrzał na otwierające się właśnie drzwi wejściowe i wszystkie ewentualne dodatkowe pytania, jakie miałby do Bjørna, natychmiast wyleciały mu z głowy.

      To była ona, ta kobieta, która stojąc tyłem, rozmawiała z Bohrem. Teraz zatrzymała się i rozglądała ostrożnie. Niewiele się zmieniła. Twarz z mocno zarysowanymi kośćmi policzkowymi, kruczoczarne, wyraźnie zaznaczone brwi nad niemal po dziecinnemu wielkimi zielonymi oczami. Miodowozłote włosy, pełne wargi, dość szerokie usta.

      Jej spojrzenie wreszcie odnalazło Harry’ego i widać było, jak cała się rozpromienia.

      – Kaja! – zawołał w tej samej chwili Gunnar Hagen. – Chodź, siadaj!

      Komendant już wysuwał krzesło.

      Kobieta przy drzwiach uśmiechnęła się do niego i pokazała, że najpierw musi przywitać się z Harrym.

      Skóra jej dłoni była tak miękka, jak ją zapamiętał.

      – Moje kondolencje. Współczuję ci, Harry.

      Głos także.

      – Dziękuję. To jest Oleg. I jego dziewczyna, Helga. A to Kaja Solness, dawna koleżanka po fachu.

      Uściski dłoni.

      – A więc wróciłaś – stwierdził Harry.

      – Na razie.

      – Mhm. – Szukał czegoś do powiedzenia. Nie znalazł.

      Dłonią lekką jak piórko dotknęła jego ramienia.

      – Zajmij się najbliższymi. A ja pogadam chwilę z Gunnarem i resztą.

      Harry kiwnął głową i patrzył, jak na długich nogach miękko przemyka między krzesłami na drugi koniec stołu.

      Oleg nachylił się do niego.

      – Kto to jest? Oprócz tego, że koleżanka?

      – To długa historia.

      – Zauważyłem. A skrócona wersja?

      Harry wypił łyk kawy.

      – Kiedyś zostawiłem ją dla twojej matki.

      Była już trzecia i jako przedprzedostatni gość na stypie wstał Øystein. Błędnie zacytował Boba Dylana na pożegnanie i wyszedł.

      Jedna z dwóch pozostałych osób przemieściła się na krzesło obok Harry’ego.

      – Nie masz dziś pracy, do której musisz wracać? – spytała Kaja.

      – Jutro też nie. Zawieszony do odwołania. A ty?

      – Jestem na stand by w Czerwonym Krzyżu. To znaczy, że pobieram pensję, ale akurat teraz siedzę w domu i czekam, aż gdzieś w jakimś miejscu na świecie huknie.

      – I tak się stanie?

      – Na pewno. Pod tym względem przypomina to trochę pracę w Wydziale Zabójstw. Siedzisz i czekasz, w pewnym sensie z nadzieją, że stanie się coś okropnego.

      – Mhm. Czerwony Krzyż. Niezły odskok od Wydziału Zabójstw.

      – I tak, i nie. Jestem odpowiedzialna za bezpieczeństwo. Ostatni kontrakt to były dwa lata w Afganistanie.

      – A wcześniej?

      – Również dwa lata. W Afganistanie. – Uśmiechnęła się, odsłaniając małe ostre zęby, przez które jej twarz stawała się niedoskonała i jeszcze


Скачать книгу