Nóż. Jo Nesbo

Читать онлайн книгу.

Nóż - Jo Nesbo


Скачать книгу
Kaju. Właśnie dlatego tu przyszedłem.

      – To znaczy?

      – Wiesz, że nie mogę działać. – Harry próbował się uśmiechnąć. – Stałem się swoim własnym najgorszym przykładem kierującego się uczuciami śledczego, który zaczyna od wniosku, a dopiero potem szuka pytań, żeby odpowiedź na nie potwierdziła konkluzję. Właśnie dlatego cię potrzebuję, Kaju.

      – Nie nadążam.

      – Jestem zawieszony i nie wolno mi pracować z innymi z wydziału. Będąc śledczymi, potrzebujemy kogoś, z kim moglibyśmy poprzerzucać się piłką. Potrzebujemy oporu. Nowych pomysłów. A ty jesteś byłą śledczą i nie masz czym zapełnić sobie dni.

      – Nie, nie, Harry.

      – Posłuchaj mnie. – Harry się pochylił. – Wiem, że nic mi nie jesteś winna. Wiem, że cię wtedy zostawiłem. To, że pękło mi serce, to wytłumaczenie, ale nie usprawiedliwienie złamania twojego serca. Wiedziałem, co robię, i zrobiłbym to samo jeszcze raz. Ponieważ musiałem. Ponieważ kochałem Rakel. Wiem, że to, o co cię proszę, to zbyt wiele. Ale proszę i tak. Popadam w obłęd, Kaju. Muszę coś robić. A jedyne, co potrafię, to ścigać zabójców. I pić. Mogę się zapić na śmierć, jeśli będę musiał.

      Zobaczył, że Kaja drgnęła.

      – Mówię, jak jest. Nie musisz odpowiadać. Proszę cię tylko, żebyś się nad tym zastanowiła. Mój numer znasz. A teraz zostawię cię w spokoju.

      Wstał.

      Włożył buty, wyszedł za bramę i ruszył w stronę Suhms gate, w dół Norabakken, minął kościół Fagerborg, udało mu się przejść obok dwóch otwartych knajp, pełnych stałych wyznawców tłoczących się przy barach, zobaczył wejście na stadion Bislett, który niegdyś też miał swoich wiernych wyznawców, ale teraz przypominał raczej więzienie, spojrzał w bezsensownie pogodne niebo i przechodząc na drugą stronę ulicy, w momencie oślepienia dostrzegł w pulsującym słońcu drżące S. A kiedy zawyły hamulce tramwaju, zabrzmiało to jak echo jego własnego krzyku, gdy podnosił się z jakiejś podłogi, a jego but poślizgnął się we krwi.

      Truls Berntsen siedział przed komputerem i oglądał trzeci odcinek pierwszego sezonu Świata gliniarzy. Obejrzał już całą serię dwa razy, a teraz znów zaczął od początku. Z serialami telewizyjnymi było bowiem tak jak z pornosami: te stare, pierwotne, pozostawały najlepsze. Poza tym Truls był Vikiem Mackeyem. No dobrze, nie w pełni, ale Vic w każdym razie był taki, jaki Truls Berntsen miał ochotę być: na wskroś skorumpowany, ale trzymający się zasad moralnych, które sprawiały, że nie dało się temu nic zarzucić. Właśnie to było świetne. Że można być takim bad, ale mimo wszystko w porządku, ponieważ ocena zależy tylko od tego, jak się na to patrzy. Z jakiego punktu widzenia. Naziści i komuniści też robili filmy wojenne i przekonywali ludzi do kibicowania świniom. Nic nie było do końca prawdą i nic nie było czystym kłamstwem. Punkt widzenia. Tylko to się liczy. Punkt widzenia.

      Zadzwonił telefon.

      Wywołało to jego niepokój.

      To Hagen zdecydował, że Wydział Zabójstw ma być obsadzony również w weekendy. Wprawdzie tylko przez jedną osobę, ale Truls nie miał nic przeciwko temu, brał też sporo dyżurów za innych. Po pierwsze, i tak nie miał nic do roboty, a po drugie, potrzebował i pieniędzy, i dodatkowych wolnych dni na jesienny wyjazd do Pattai. A po trzecie, nie musiał wtedy nic robić, ponieważ odbieraniem zgłoszeń zajmował się dyżur policyjny. Truls w zasadzie wątpił, by ktokolwiek tam wiedział, że w Wydziale Zabójstw dyżuruje ktoś w weekendy, a sam nie miał zamiaru nikogo o tym informować.

      Właśnie dlatego ten telefon go zaniepokoił, bo numer na wyświetlaczu świadczył o tym, że jednak dzwonią z dyżuru policyjnego.

      Po pięciu dzwonkach Truls zaklął cicho, przyciszył dźwięk Świata gliniarzy, ale filmu nie wyłączył, i podniósł słuchawkę.

      – Tak – powiedział, starając się nadać tej jednej pozytywnej sylabie brzmienie świadczące o pełnym odrzuceniu.

      – Dyżur policyjny. Mamy tu kobietę, która potrzebuje pomocy. Chce obejrzeć zdjęcia gwałcicieli.

      – To działka obyczajówki.

      – Wy macie te same zdjęcia, a u nich nie ma dyżuru weekendowego.

      – Lepiej, żeby przyszła w poniedziałek.

      – Lepiej, żeby zobaczyła te zdjęcia już teraz, dopóki pamięta twarze. Macie dyżur weekendowy czy nie?

      – No dobra – warknął Truls Berntsen. – Przyprowadźcie ją tutaj.

      – My tu mamy urwanie głowy, więc może sam byś po nią przyszedł.

      – Urwanie głowy mam i ja. – Truls zaczekał, ale nie dostał odpowiedzi. – Okej, przyjdę – westchnął.

      – Świetnie. I wiesz co, to już od jakiegoś czasu nie nazywa się obyczajówka. Teraz to Wydział Przestępstw na tle Seksualnym.

      – Fuck you too – mruknął Truls tak cicho, że raczej nikt tego nie usłyszał. Odłożył słuchawkę i wcisnął pauzę. Świat gliniarzy zatrzymał się akurat przed jedną z jego ulubionych scen: tą, w której Vic likwiduje innego policjanta, Terry’ego, swego kolegę, kulką trafiającą tuż poniżej lewego oka.

      – A więc nie była pani narażona na gwałt, tylko uważa pani, że coś takiego widziała? – Truls Berntsen przyciągnął do swojego biurka dodatkowe krzesło. – Jest pani pewna, że to był gwałt?

      – Nie – odparła kobieta, która przedstawiła się jako Dagny Jensen. – Ale jeśli rozpoznam któregoś z gwałcicieli z waszego archiwum, to będę tego pewna.

      Truls podrapał się po wysuniętym jak u frankensteina czole.

      – Nie chce pani złożyć zawiadomienia, dopóki nie rozpozna pani sprawcy?

      – Otóż to.

      – Zazwyczaj nie tak się to odbywa – stwierdził Truls. – Ale powiedzmy, że zrobię pani dziesięciominutowy pokaz slajdów na komputerze, a całą resztę, zawiadomienie o przestępstwie i zeznania, załatwi pani z dyżurem policyjnym. Jestem sam i mam roboty po uszy, rozumie pani? Umawiamy się tak?

      – Dobrze.

      – No to zaczynamy. Przypuszczalny wiek gwałciciela?

      Już po trzech minutach Dagny Jensen wskazała zdjęcie na ekranie.

      – Kto to jest?

      Truls wyczuł, że kobieta walczy z drżeniem w głosie.

      – To sam Svein Finne – wyjaśnił Truls. – Jego pani widziała?

      – Co on zrobił?

      – Należałoby raczej spytać, czego nie zrobił. Zaraz zobaczymy. – Truls postukał w klawiaturę, wcisnął Enter i na monitorze pojawił się szczegółowy wyciąg z Rejestru Karnego.

      Widział wzrok Dagny Jensen przesuwający się w dół strony i rosnące przerażenie na jej twarzy, w miarę jak z suchego języka policyjnego coraz wyraźniej wyłaniał się potwór.

      – On zabijał – szepnęła. – Kobiety, które zaszły z nim w ciążę.

      – Uszkodzenie ciała i zabójstwo – poprawił ją Truls. – Odsiedział już wyrok. Ale jeśli jest ktoś, przeciwko komu chętnie przyjmiemy nowe zawiadomienie, to właśnie Finne.

      – Czy… jesteście pewni, że dacie radę go złapać?

      – O, z pewnością, jeśli wystosujemy list gończy – odparł


Скачать книгу