Piąta ofiara. J.D. Barker

Читать онлайн книгу.

Piąta ofiara - J.D.  Barker


Скачать книгу
podeszli bliżej.

      Kobieta kucnęła obok niego.

      Za pomocą pędzla Porter odgarnął śnieg z obszaru przylegającego do linii brzegowej oraz wokół oczyszczonego wcześniej terenu. Kiedy powiększył już krąg o kolejne pół metra, odłożył pędzel i zaczął przeciągać dłonią po lodzie, zaczynając od środka i powoli przesuwając się ku brzegom. Zatrzymał się około dziesięciu centymetrów od granicy śniegu.

      – Tutaj. Proszę dotknąć.

      Młodsza techniczka zdjęła rękawiczkę i z wahaniem wykonała polecenie, opuszkami palców muskając lodową taflę.

      Zatrzymała się parę centymetrów od jego dłoni.

      – Czuje pani?

      Skinęła głową.

      – Delikatne wgłębienie. Płytkie, ale wyczuwalne.

      – Proszę obwieść szczelinę dookoła i zaznaczyć. – Podał jej gruby flamaster.

      Minutę zajęło jej narysowanie równego kwadratu dokładnie nad ciałem. Po bokach przylegały do niego dwa mniejsze kwadraty, każdy o krawędzi około dziesięciu centymetrów.

      – No to chyba mamy odpowiedź – stwierdził Porter.

      Nash zmarszczył czoło.

      – O co chodzi?

      Porter wstał i pomógł się podnieść techniczce.

      – Jak się pani nazywa?

      – Lindsy Rolfes.

      – Rolfes, proszę wytłumaczyć, o co chodzi.

      Zastanowiła się chwilę, zerkając to na Portera, to na lód. Nagle do niej dotarło.

      – Zalew był zamarznięty, więc ktoś wyciął dziurę w lodzie, prawdopodobnie przy użyciu bezprzewodowej piły łańcuchowej, a potem wrzucił ofiarę do wody. Gdyby wpadła, zobaczylibyśmy poszarpane krawędzie, a nie idealny kwadrat. Ale to nie ma sensu…

      – Co?

      Zmarszczyła brwi, sięgnęła do przybornika, wyjęła wiertarkę bezprzewodową, przymocowała calową końcówkę i wywierciła dwa otwory, jeden poza obszarem wytyczonym przez jej linię, drugi blisko ciała. Linijką zmierzyła odległość do wody w obu miejscach.

      – Nie rozumiem… Ofiara jest pod linią zamarzania.

      – Nie nadążam – powiedziała Clair.

      – Uzupełnił wodę – stwierdził Porter.

      Rolfes pokiwała głową.

      – No tak, ale po co? Mógł po prostu wyciąć przerębel, wepchnąć ciało pod lód i zostawić dziurę, żeby naturalnie zamarzła. Byłoby znacznie szybciej i łatwiej. Dziewczyna by zniknęła, może nawet na zawsze.

      Clair westchnęła.

      – Moglibyście wytłumaczyć bardziej po ludzku? Nie wszyscy tu jesteśmy ekspertami od przerębli.

      Porter gestem poprosił o linijkę. Rolfes podała mu ją.

      – Lód ma grubość co najmniej dziesięciu centymetrów. Widać tu linię wody. – Wskazał na podziałkę linijki. – Gdybyś wycięła stąd kwadratowy blok lodu, zostałby występ o wysokości dziesięciu centymetrów, od powierzchni lodu do wody. Powiedzmy, że potem wrzucasz ciało do przerębla, dziewczyna tonie, a ty chcesz ukryć dziurę. Musiałabyś zaczekać, aż zrobi się nad nią przynajmniej cienka warstwa lodu, a potem zalać dziurę wodą, wypełnić aż do górnej krawędzi lodu, żeby wyrównać.

      – Woda zamarzałaby tutaj przynajmniej dwie godziny – oznajmiła Rolfes. – Może trochę krócej, ostatnio były bardzo niskie temperatury.

      Porter przytaknął.

      – Dolewał wody tak długo, aż świeży lód osiągnął grubość starego. Nasz sprawca jest cierpliwy. To musiało być bardzo czasochłonne. – Zwrócił się do starszego technika: – Ten lód będzie nam potrzebny. Wszystko, co nad nią, i dodatkowo po kilka centymetrów poza tym obszarem. Jest spora szansa, że jakieś ślady dostały się do wody, zanim zamarzła. Podejrzany długo się tu kręcił.

      Technik przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby zamierzał protestować, ale potem niechętnie pokiwał głową. Wiedział, że Porter ma rację.

      Wzrok Portera powędrował ku kępie drzew na drugim brzegu.

      – Ale nie rozumiem, dlaczego ten ktoś nie zostawił jej po prostu tam. Wyciąganie ciała na otwartą przestrzeń, wycinanie przerębla, napełnianie wodą, czekanie, aż zamarznie… To spore ryzyko. Sprawca mógł ją przecież przenieść przez mostek i rzucić gdziekolwiek w tych chaszczach, nikt by jej nie znalazł przynajmniej do wiosny, kiedy mają się zacząć roboty. A on poświęcił długie godziny na to, żeby upozować ją w zbiorniku wodnym w pobliżu obszaru, gdzie panuje duży ruch. Zaryzykował, że ktoś go złapie. Po co? Chciał stworzyć iluzję, że ofiara była tu znacznie dłużej niż w rzeczywistości? Musiał się spodziewać, że się domyślimy.

      – Zwłoki nie pływają – zauważył Nash. – Przynajmniej przez pierwsze kilka dni. Popatrzcie na nią. Ciało jest w idealnym stanie. Ciągle nie rozumiem, jakim cudem unosi się na wodzie.

      Porter przeciągnął palcem po krawędzi kwadratu i zatrzymał się przy jednym z dwóch mniejszych kwadratów po bokach. Zbliżył twarz do tafli lodu i przyjrzał się ofierze z boku.

      – A niech mnie.

      – Co? – Rolfes też się pochyliła.

      Porter przesunął dłonią po lodzie nad ramionami dziewczyny. Kiedy znalazł to, czego szukał, ułożył w tym miejscu dłoń Rolfes. Patrzyła na niego, coraz bardziej wytrzeszczając oczy, w miarę jak jej palce badały powierzchnię lodu. Sięgnęła do kwadratu po drugiej stronie.

      – Nie pozwolił jej utonąć. Położył coś na dziurze, prawdopodobnie deskę o szerokości mniej więcej dziesięciu centymetrów, sądząc po tych śladach, po czym obwiązał ciało na wysokości ramion sznurkiem albo cienką linką i przymocował do deski na czas zamarzania dolanej wody. Po wszystkim odciął linkę. Ciągle da się wyczuć lekkie zgrubienia w lodzie. Został tylko taki kawałek linki, żeby utrzymywać ją blisko powierzchni. Jeśli spojrzeć pod odpowiednim kątem, to widać pod lodem sznurek.

      – Chciał, żeby ją znaleziono? – spytała Clair.

      – Chciał zrobić wrażenie, na wypadek gdyby ją znaleziono – odparł Porter. – Zadał sobie wiele trudu, żeby zaaranżować wszystko tak, jakby ofiara zamarzła w zalewie całe miesiące temu, mimo że jest tu zapewne od kilku dni, może nawet krócej. Musimy ustalić, dlaczego tak mu na tym zależało.

      – Facet się z nami bawi – stwierdziła Rolfes. – Nakombinował się ze sceną zbrodni, żeby pasowała do jakiejś narracji.

      Instynkt samozachowawczy i strach to dwa z najsilniejszych ludzkich instynktów. Porter nie był pewny, czy chce poznać człowieka pozbawionego obu z nich.

      – Wyjmijcie ją – zarządził w końcu.

      2

Dzień pierwszy, 23.24

      – Mam wejść na górę?

      Zaparkowali przed domem Portera przy Wabash. Nash trącał delikatnie pedał gazu, żeby silnik Connie nie zgasł. Noc zrobiła się przejmująco mroźna.

      Porter pokręcił głową.

      – Jedź do domu i się wyśpij. Od rana bierzemy się ostro do roboty.

      Technicy kryminalistyczni piłami łańcuchowymi wycięli lód


Скачать книгу