Piąta ofiara. J.D. Barker

Читать онлайн книгу.

Piąta ofiara - J.D.  Barker


Скачать книгу
nabazgrał „Burt Reynolds” i podał podkładkę Nashowi, który napisał „Dolly Parton”, oddał listę i poszedł za nim do wind na końcu holu. Porter co prawda nie przepadał za windami, ale wolał już to od wspinaczki po schodach na wysokie piętra.

      Kiedy przyjechała winda (druga od lewej), szybko wszedł za Nashem do środka, żeby nie zmienić zdania.

      Porter nacisnął guzik z trójką.

      – Dolly była swego czasu niezła.

      – Nadal jest – odparł Nash. – GILF1 pełną gębą.

      – GILF?

      – Wytłumaczę ci, jak dorośniesz.

      Drzwi windy otworzyły się na pusty korytarz.

      Nash rzucił okiem na automat ze słodyczami, ale darował sobie i ruszył ku podwójnym drzwiom na końcu korytarza.

      Tom Eisley siedział przy biurku. Kiedy weszli do gabinetu, podniósł na chwilę wzrok, ale zaraz wrócił do lektury.

      Porter spodziewał się jakiejś uwagi na temat wczesnej pory, jednak lekarz zapytał:

      – Widzieliście kiedyś ocean?

      Porter i Nash wymienili spojrzenia.

      Eisley zamknął książkę i wstał zza biurka.

      – Nieważne. Chyba nie jestem jeszcze gotów o tym rozmawiać.

      – Rozumiem, że pracujesz nad naszą dziewczyną? – zapytał Porter.

      Eisley westchnął ciężko.

      – Próbuję. Od kiedy ją tu przywieźli, staramy się podgrzać ciało. Widzicie, nie była całkowicie zamarznięta, ale sporo poniżej normalnej temperatury. W związku z tym trudno będzie określić czas zgonu.

      – Znacie już przyczynę śmierci?

      Eisley otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale zmienił zdanie.

      – Na razie nie. Będę potrzebował jeszcze kilku godzin. Oczywiście możecie tu zostać, jeśli chcecie.

      Nie czekając na odpowiedź, zniknął za drzwiami sali sekcyjnej.

      Nash skinął na Portera.

      – Wygląda na to, że trochę to potrwa.

      Porter opadł na żółte winylowe krzesło obok drzwi, przez które wyszedł Eisley, a powieki miał coraz cięższe z niewyspania.

      6

Dzień drugi, 7.26

      – Panowie?

      Porter otworzył oczy, mrugając intensywnie, i dopiero po dłuższej chwili dotarło do niego, że znajduje się w gabinecie Eisleya w kostnicy. Przez sen zsunął się na winylowym krześle, strzykało mu w karku od spania w dziwnej pozycji. Nash półleżał za biurkiem Eisleya z głową opartą na stercie papierów.

      Eisley wziął do ręki jakiś podręcznik medyczny, podniósł go na metr nad biurko i upuścił. Książka upadła z głośnym hukiem i Nash wyprostował się gwałtownie na krześle, ślina ciekła mu po podbródku.

      – Co do…

      – Kwiat naszej policji w akcji – rzucił Eisley z przekąsem. – Chodźcie.

      Porter zerknął na zegar ścienny – prawie wpół do ósmej. Przyjechali tu nieco ponad trzy godziny temu.

      – Szlag, nie sądziłem, że usnę – wymamrotał. Wyjął z kieszeni komórkę: trzy nieodebrane połączenia od Clair, żadnych wiadomości na poczcie głosowej.

      Eisley zaprowadził ich przez podwójne drzwi na tyłach gabinetu do dużej sali sekcyjnej. Porter i Nash wzięli rękawiczki z pudełka umieszczonego na ścianie przy drzwiach.

      Wszystkie odgłosy niosły się tutaj echem.

      Ta myśl zawsze przychodziła Porterowi do głowy tuż po przekroczeniu progu tej sali. Wszystko brzmiało inaczej z powodu beżowych kafelków na podłodze i ścianach. Druga cecha pomieszczenia sekcyjnego, która zawsze zwracała jego uwagę, to temperatura – nie wiedział, ile dokładnie jest tu stopni, ale odnosiło się wrażenie, że o kilkanaście mniej niż w gabinecie. Na karku czuł gęsią skórkę, przeszedł go dreszcz. Trzecią rzeczą, do której nie potrafił się przyzwyczaić, był zapach. Nie pachniało tu źle, przynajmniej dzisiaj, ale bardzo mocno. Ciężka woń przemysłowych środków czyszczących miała zamaskować smród czegoś innego, o czym Porter wolał nie myśleć.

      Jarzeniówki świeciły jasno pod sufitem, odbijały się w szafkach ze stali nierdzewnej. Duża, okrągła lampa chirurgiczna górowała nad stojącym na środku stołem sekcyjnym, na którym spoczywało ciało wyłowione z zalewu.

      Eisley musiał zamknąć dziewczynie oczy.

      „Śpiąca królewna”.

      Z boku leżał koc elektryczny i stały cztery duże lampy.

      Eisley zauważył, że Porter na nie patrzy.

      – Poszczęściło nam się. Nie spędziła w zalewie dużo czasu, a ciało znajdowało się pod linią zamarzania. Gdyby całkowicie zamarzła, trzeba by parę dni poczekać z sekcją. W tym wypadku wystarczyło kilka godzin, żeby odpowiednio podnieść temperaturę ciała.

      – Jeszcze jej nawet nie rozcięliście – zauważył Nash. – Wygląda na to, że wcale nie zaczęliście działać.

      – Zdziwiłbyś się, jak wiele mogą powiedzieć zwłoki, jeśli wiadomo, gdzie szukać – odparł Eisley. – Będę mógł ją otworzyć dopiero jutro, ciągle jest zimna. Jeśli zbyt szybko ją ogrzejemy, ryzykujemy krystalizację i uszkodzenie komórek. Ale to wcale nie znaczy, że w międzyczasie dziewczyna nic nam nie może powiedzieć. W przeciwieństwie do was ciężko pracowałem. – Przeciągnął dłoń przez włosy dziewczyny. – Mówiła do mnie, a ja jej słuchałem.

      – Przestań, zaczynam się ciebie bać – powiedział Porter.

      Eisley uśmiechnął się i cofnął o krok od stołu.

      – Chcecie się dowiedzieć, co ustaliłem?

      – Byłoby bardzo miło z twojej strony.

      Podszedł do jednego z boków stołu i podniósł rękę ofiary.

      – Zimna woda świetnie ją zakonserwowała. Z większością wyłowionych ciał mamy problem, trudno zdjąć odciski. Skóra puchnie, musimy przywrócić ją do normalnego stanu przed zdjęciem odcisków. Tak jak kiedy marszczą wam się palce w kąpieli, tyle że w wersji ekstremalnej.

      – Ja tam raczej wolę prysznic – stwierdził Porter.

      Eisley zignorował jego uwagę.

      – W lodowatej wodzie odciski palców zachowały się nietknięte, utrzymałyby się tak pewnie aż do wiosennych roztopów. – Opuścił dłoń dziewczyny z powrotem na stół, ułożył ją delikatnie u jej boku. – Dostałem wyniki jakieś dwie godziny temu. Potwierdzają, że to Ella Reynolds, dziewczyna, która zaginęła przed trzema tygodniami.

      Porter westchnął. Spodziewał się tego, ale wypowiedziane na głos słowa brzmiały jakoś przygnębiająco.

      – A co z czasem i przyczyną śmierci?

      – Jak już mówiłem, z powodu lodowatej wody określenie czasu zgonu może być problematyczne. Na razie mogę stwierdzić, że najwyżej czterdzieści osiem godzin temu, ale nie mniej niż dwadzieścia cztery. Mam nadzieję zawęzić to okienko, kiedy już rzucę okiem na jej wątrobę i inne narządy – wyjaśnił. – Pomożecie mi ją przekręcić?

      Porter


Скачать книгу

<p>1</p>

Grandma I’d like to fuck (ang.) – babcia, którą chciałoby się przelecieć (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).