Czarna Kompania. Glen Cook
Читать онлайн книгу.trwają od lat. Szept się nie załamie. Pani się nie wycofa. Jeśli jednak Szept jest tutaj, to znaczy, że Krąg postanowił oddać Rdzę.
– To oznacza, że zmieniają strategię ze wschodniej na północną – dodałem. Północ wciąż stanowi najsłabszą z flank pozycji Pani. Zachód jest powalony. Sojusznicy Pani władają morzem na południu. Północ ignorowano od chwili, gdy granice imperium sięgnęły do wielkich lasów leżących poza Forsbergiem. To na północy buntownicy odnieśli najbardziej spektakularne sukcesy.
– Nabrali rozpędu – zauważył Porucznik. – Zdobyli Forsberg, podbili Wcięcie, zajęli Róże i oblegają Żyto. Regularne oddziały buntowników zmierzają w stronę Wiedzącego i Baby. Powstrzymamy je, ale Krąg z pewnością o tym wie. Zmienili strategię i ruszyli na Lordów. Jeśli to miasto upadnie, buntownicy znajdą się na krawędzi Wietrznej Krainy. Przejdą przez nią, wdrapią się na Stopień Łzy i spojrzą z góry na Urok z odległości stu kilometrów.
Nie przestawałem przeglądać i sortować dokumentów.
– Elmo, rozejrzyj się wokół i sprawdź, czy nie znajdziesz jeszcze czegoś. Mogła coś gdzieś zamelinować.
– Weź do pomocy Goblina, Jednookiego i Milczka – poradził Kruk. – W ten sposób prędzej coś znajdziesz.
Kapitan wyraził zgodę na tę propozycję.
– Kończ z tą zabawą na zewnątrz – powiedział Porucznikowi. – Karp, ty i Cukierek przygotujcie ludzi do wymarszu. Zapałka, podwoić straże.
– Panie Kapitanie? – zapytał Cukierek.
– Nie chcesz tu być, kiedy wróci Szept, prawda? Goblin, wracaj tu. Nawiąż kontakt z Duszołapem. Musimy to przekazać na górę. Natychmiast.
Goblin zrobił okropną minę, po czym udał się do kąta i zaczął coś szeptać do siebie. To były małe, ciche czary – na początek.
Kapitan ciągnął dalej:
– Konował, ty i Kruk zapakujcie te dokumenty, kiedy skończycie. Weźmiemy je ze sobą.
– Może zostawię najlepsze dla Duszołapa – powiedziałem. – Niektóre z nich wymagają natychmiastowej uwagi, jeśli mamy z nich mieć jakiś pożytek. To znaczy, trzeba będzie coś zrobić, zanim Szept zdąży przekazać ostrzeżenie.
– Słusznie – przerwał mi. Wyślę wam wóz. Tylko się nie guzdrać.
Wyszedł z pokoju z poszarzałą twarzą.
Wśród krzyków i wrzasków dobiegających z zewnątrz pojawiła się nowa nuta przerażenia. Wyprostowałem obolałe nogi i podszedłem do drzwi. Zganiali buntowników na ich plac musztry. Więźniowie poczuli, że Kompania zapragnęła nagle kończyć sprawę i zwiewać. Pomyśleli, że mają umrzeć na kilka minut przed nadejściem ratunku.
Potrząsnąłem głową i wróciłem do lektury. Kruk spojrzał na mnie w sposób, który mógł wykazywać, że dzieli mój ból, lecz – z drugiej strony – mógł też wyrażać pogardę dla mojej słabości. Z Krukiem nigdy nic nie wiadomo.
Jednooki wkroczył do środka, przeszedł nad nami i zwalił na podłogę naręcze zawiniątek w nieprzemakalnej tkaninie. Przywarły do nich grudy ziemi.
– Miałeś rację. Wykopaliśmy to za jej sypialnią.
Goblin wydał z siebie długi, przenikliwy okrzyk, przeszywający dreszczem jak głos sowy usłyszany samotnie w lesie o północy. Jednooki zamarł bez ruchu.
W podobnych chwilach wątpię w szczerość ich wzajemnej wrogości. Goblin jęknął.
– On jest w Wieży. Z Panią. Widzę ją jego oczyma… jego oczyma… jego oczyma… Ciemność! O Boże, ciemność! Nie! O Boże, nie! Nie! – Jego słowa przeszły we wrzask czystego przerażenia, który po chwili ustąpił miejsca słowom. – Oko. Widzę Oko. Przeszywa mnie spojrzeniem na wskroś.
Kruk i ja zmarszczyliśmy brwi i wzruszyliśmy ramionami. Nie wiedzieliśmy, o czym mówi.
Goblin zachowywał się tak, jakby przeszedł regresję do czasów dzieciństwa.
– Każcie mu przestać na mnie patrzeć. Każcie mu przestać. Byłem grzeczny. Niech sobie pójdzie.
Jednooki upadł na kolana obok Goblina.
– Wszystko w porządku. Wszystko w porządku. Tylko ci się wydaje. Wszystko będzie dobrze.
Wymieniłem spojrzenia z Krukiem. Odwrócił się i zaczął gestykulować do Pupilki.
– Wyślę ją po Kapitana.
Pupilka wyszła z niechęcią. Kruk wziął następną kartkę ze stosu i przystąpił do czytania. Jest zimny jak głaz, ten Kruk.
Goblin krzyczał jeszcze przez chwilę, po czym stał się cichy jak śmierć. Odwróciłem się gwałtownie. Jednooki podniósł rękę, by dać mi znać, że nie jestem potrzebny. Goblin dostarczył już naszą wiadomość.
Teraz uspokajał się powoli. Wyraz przerażenia opuścił jego twarz. Wróciły na nią kolory. Uklęknąłem i sprawdziłem mu puls na tętnicy szyjnej. Serce waliło jak młotem, lecz tętno stawało się wolniejsze.
– Dziwię się, że tym razem to go nie zabiło – stwierdziłem. – Czy kiedyś już było tak kiepsko?
– Nie. – Jednooki wypuścił z dłoni jego rękę. – Lepiej nie zlecajmy mu tego następnym razem.
– Czy to ma charakter postępujący?
Mój zawód styka się z ich profesją na skrytych w cieniu obrzeżach, lecz tylko pod nielicznymi względami. Nie wiedziałem tego.
– Nie. Przez pewien czas jego wiara w siebie będzie wymagała wsparcia. Wygląda na to, że złapał Duszołapa w samym sercu Wieży. Myślę, że każdy by się poczuł niepewnie.
– W obecności Pani. – Zaczerpnąłem powietrza. Nie mogłem opanować podniecenia. Goblin widział wnętrze Wieży! Może widział też Panią! Jedynie Dziesięciu Których Schwytano wyszło kiedykolwiek z Wieży. Ludowa wyobraźnia wypełnia jej wnętrze tysiącem okropności. A ja miałem żywego świadka!
– Zostaw go w spokoju, Konował. Jak będzie gotowy, sam ci opowie. – W głosie Jednookiego zabrzmiał twardy ton.
Śmieją się z moich małych fantazji. Mówią mi, że zakochałem się w widmie. Może mają rację. Czasami sam się boję mojego zainteresowania. Staje się bliskie obsesji.
Przez chwilę zapomniałem o obowiązkach względem Goblina. Przez moment przestał być dla mnie człowiekiem, bratem i starym przyjacielem, a stał się źródłem informacji. Wróciłem zawstydzony do swych papierów.
Przybył zakłopotany Kapitan, holowany przez zdeterminowaną Pupilkę.
– Aha, rozumiem, nawiązał kontakt. – Przyjrzał się Goblinowi. – Powiedział już coś? Nie? Obudź go, Jednooki.
Jednooki chciał się sprzeciwić, lecz zmienił zdanie i potrząsnął Goblinem delikatnie. Minęło trochę czasu, zanim ten się obudził. Jego sen był niemal równie głęboki jak trans.
– Źle to zniósł? – zapytał mnie Kapitan.
Wyjaśniłem mu. Chrząknął i powiedział:
– Wóz jest już w drodze. Niech jeden z was weźmie się do pakowania.
Zacząłem układać swoje sterty.
– Jeden z was to znaczy Kruk. Konował, ty siedź tutaj. Goblin nie wygląda za dobrze.
Faktycznie nie wyglądał. Pobladł na nowo. Jego oddech był coraz