Czarna Kompania. Glen Cook

Читать онлайн книгу.

Czarna Kompania - Glen  Cook


Скачать книгу
przyjrzał się każdemu z nas, a potem Jednookiemu i Goblinowi, którzy nie poruszyli się dotąd.

      – No proszę. Duszołap sprowadził najlepszych z Czarnej Kompanii – mówił szeptem, lecz jego głos wypełniał cały pokój. – Gdzie on jest?

      Kruk nie zwracał na niego uwagi. Włożył suche spodnie, usiadł obok Ottona i sprawdził moją robotę.

      – Nieźle go zszyłeś, Konował.

      – Mam mnóstwo praktyki w tym zakresie.

      Elmo osuszył swój kubek i nalał wszystkim herbaty, po czym napełnił czajnik z jednego z dzbanów. Kopnął Jednookiego w żebra, podczas gdy Kulawiec wlepił wzrok w Kruka.

      – Słuchaj! – warknął Kulawiec. – Nie zapomniałem o tym, co zrobiłeś w Opalu. Ani podczas kampanii w Forsbergu.

      Kruk oparł się plecami o ścianę. Wyciągnął skądś jeden ze swych groźniej wyglądających noży i zaczął nim czyścić paznokcie. Uśmiechnął się do Kulawca, a w jego oczach widniał wyraz drwiny.

      Czy ten człowiek nie bał się niczego?

      – Co zrobiliście z pieniędzmi? Nie należały do Duszołapa. Pani dała je mnie.

      Wyzywające zachowanie Kruka natchnęło mnie odwagą.

      – Czy nie powinieneś być teraz w Wiązie? Pani kazała ci opuścić Wcięcie.

      Gniew wykrzywił straszliwą twarz. Na czole i lewym policzku widniała blizna, wyraźnie odbijająca się od tła. Podobno ciągnęła się dalej, aż po lewą pierś. Ten cios zadała mu osobiście Biała Róża.

      Kulawiec wstał, a ten cholerny Kruk rzucił:

      – Masz karty, Elmo? Stół się zwolnił.

      Kulawiec skrzywił się. Napięcie szybko narastało.

      – Chcę dostać forsę – warknął. – Jest moja. Macie do wyboru: współdziałać ze mną albo nie. Jeśli tego nie zrobicie, możecie mieć nieprzyjemności.

      – Jak chcesz ją dostać, to ją sobie weź – odparł Kruk. – Złap Zgarniacza. Urżnij mu głowę. Zanieś ją do kamienia. To nie powinno być dla ciebie trudne. Zgarniacz to zwykły bandyta. Jaką szansę miałby w starciu z Kulawcem?

      Myślałem, że Schwytany wybuchnie. Nie zrobił tego. Przez moment nie wiedział, co powiedzieć.

      Szybko odzyskał równowagę.

      – Proszę bardzo. Jeśli chcecie, pójdziemy na noże. – Uśmiechnął się szeroko i okrutnie.

      Napięcie osiągnęło punkt bliski eksplozji.

      W otwartych drzwiach poruszył się jakiś cień. Pojawiła się szczupła, ciemna postać, która wbiła wzrok w plecy Kulawca. Odetchnąłem z ulgą.

      Kulawiec odwrócił się. Przez chwilę wydawało się, że powietrze pomiędzy Schwytanymi zaiskrzyło.

      Kącikiem oka dostrzegłem, że Goblin usiadł. Jego palce tańczyły w skomplikowanym rytmie. Jednooki, zwrócony ku ścianie, szeptał coś w śpiwór. Kruk odwrócił nóż, gotowy nim rzucić. Elmo złapał w rękę czajnik, by w razie potrzeby lać wrzątkiem.

      Ja nie miałem pod ręką żadnego pocisku. Jaki wkład mogłem, u diabła, wnieść? Opisać potem ten wybuch w Kronikach. Jeśli przeżyję.

      Duszołap uczynił maleńki gest, ominął Kulawca i zasiadł na swym ulubionym krześle. Wyciągnął nogę, przysunął nią sobie jedno z krzeseł i ułożył na nim stopy. Spojrzał na Kulawca.

      – Pani przekazała mi wiadomość. Na wypadek, gdybym się na ciebie natknął. Chce się z tobą widzieć – całą kwestię Duszołap wypowiedział jednym tylko głosem. Był to twardy głos żeński. – Chce cię spytać o powstanie w Wiązie.

      Kulawiec poderwał się. Jego ręka, wyciągnięta nad stołem, zadrżała nerwowo.

      – Powstanie? W Wiązie?

      – Buntownicy zaatakowali pałac i koszary.

      Pokryta twardą jak podeszwa skórą twarz Kulawca utraciła kolor. Drżenie jego ręki stało się wyraźniejsze.

      – Chce wiedzieć, czemu cię tam nie było, żeby temu zapobiec – ciągnął Duszołap.

      Kulawiec pozostał w pokoju jeszcze może trzy sekundy. W tym czasie jego twarz przybrała groteskowy wyraz. Rzadko zdarzało mi się widzieć tak nagi strach. Odwrócił się i wybiegł.

      Kruk rzucił nożem, który wbił się w ramę. Kulawiec nawet tego nie zauważył.

      Duszołap roześmiał się. Nie był to znany nam już śmieszek, lecz głęboki, ostry, porządny, mściwy śmiech. Podniósł się i zwrócił w stronę okna.

      – Och. Ktoś zgarnął naszą nagrodę? Kiedy to się stało?

      Elmo ukrył swą reakcję, podchodząc blisko drzwi.

      – Rzuć mi nóż, Elmo – poprosił Kruk.

      Usiadłem obok Duszołapa i wyjrzałem przez okno. Przestało padać. Kamień był widoczny. Zimny, pozbawiony blasku, pokryty kilkucentymetrową warstwą śniegu.

      – Nie wiem. – Mam nadzieję, że zabrzmiało to szczerze. – Całą noc szalała śnieżyca. Kiedy ostatnio wyglądałem, zanim on się pokazał, nie było nic widać. Może lepiej zejdę na dół.

      – Nie trudź się. – Przestawił krzesło tak, aby widzieć plac. Przyjął od Elma herbatę, odwrócił się, by ukryć twarz, i wypił ją. Potem się zadumał.

      – Zgarniacz wyeliminowany. Jego hołota w panice. I, co najsłodsze, Kulawiec ponownie okryty wstydem. Nie najgorsza robota.

      – Czy to była prawda? – zapytałem. – Z tym Wiązem?

      – Co do słowa – odparł głosem pełnym szalonej wesołości. – Ciekawe, skąd też buntownicy się dowiedzieli, że Kulawca nie ma w mieście? I w jaki sposób Zmiennokształtny zdążył zwąchać kłopoty tak szybko, że przybył tam i zgniótł powstanie, zanim urosło w siłę? – Kolejna pauza. – Niewątpliwie Kulawiec zastanowi się nad tym, gdy będzie wracał do sił.

      Roześmiał się ponownie, a jego śmiech był łagodniejszy i bardziej mroczny.

      Elmo i ja wzięliśmy się do przygotowywania śniadania. Z reguły Otto zajmował się gotowaniem, a więc zmiana procedury była usprawiedliwiona. Po chwili Duszołap zauważył:

      – Nie ma sensu, żebyście tu siedzieli. Modlitwy waszego Kapitana zostały wysłuchane.

      – Możemy odejść? – zapytał Elmo.

      – Nie ma po co tu zostawać, no nie?

      Jednooki miał swoje powody, lecz nas one nie obchodziły.

      – Zacznijcie się pakować po śniadaniu – powiedział nam Elmo.

      – Mamy jechać w taką pogodę? – zapytał Jednooki.

      – Kapitan chce, żebyśmy wrócili.

      Podałem Duszołapowi półmisek z jajecznicą. Nie wiem dlaczego. Nie jadał często, a śniadania niemal nigdy. Przyjął go jednak.

      Wyjrzałem przez okno. Tłuszcza odkryła już zmianę. Ktoś strzepnął śnieg z twarzy Zgarniacza. Wydawało się, że otwarte oczy wpatrują się przed siebie. Niesamowite.

      Ludzie włazili pod stół. Walczyli o monety, które pozostawiliśmy. Tłum roił się jak robaki w gnijącym trupie.

      – Ktoś powinien oddać mu honor – szepnąłem. To był cholernie


Скачать книгу