Odwaga w przywództwie. Brene Brown
Читать онлайн книгу.jest taka, że jeśli – począwszy od zmagań z wrażliwością – będziemy z powodzeniem pracować nad wzmacnianiem czterech kompetencji składających się na odwagę, to z czasem zyskamy umiejętność o głęboko ludzkim charakterze, której nigdy nie przejmą od nas maszyny i która ma ogromny wpływ na jakość przywództwa.
Czasami polecamy naszym słuchaczom wykonać ćwiczenie, które polega na tym, że przedstawiamy im początek zdania i prosimy o wypisanie potencjalnych zakończeń na karteczkach samoprzylepnych. Na przykład:
Dorastałem w przekonaniu, że wrażliwość to:
............................................
Jeśli grupa jest na tyle duża, że autorzy poszczególnych odpowiedzi mają szansę zachować anonimowość, przyklejamy wszystkie kartki do tablicy, aby grupa mogła się z nimi zapoznać. Przynosi to niesamowity efekt. Uczestnicy zajęć stwierdzają, że wszystkie odpowiedzi są do siebie zdumiewająco podobne. Najwyraźniej często tylko nam się wydaje, że jedyni na całym świecie borykamy się z takimi lub innymi problemami.
Nigdy nie zapomnę słów, które ktoś kilka lat temu zapisał na jednej z takich karteczek. Jej treść brzmiała: „Dorastałem w przekonaniu, że wrażliwość to: pierwszy krok do zdrady”.
Zajęcia prowadziłam w grupie liderów i aktywistów, z którymi wcześniej przez godzinę rozmawiałam o tym, jak to nam wpajano w dzieciństwie, że wrażliwość jest dla mięczaków. Niektórym mówiono to głośno i wprost, inni dochodzili do takich wniosków w drodze obserwacji, a przekaz był we wszystkich przypadkach taki sam: jeśli będziesz na tyle nierozsądny, że pozwolisz się innym zorientować, na czym ci zależy i jakie masz słabe punkty, to prędzej czy później ktoś to wykorzysta, żeby cię skrzywdzić.
Tego typu rozmowy niezmiennie prowadzą do klasycznej filozoficznej dysputy o jajku i kurze, tyle że dotyczącej zaufania i wrażliwości.
Jak stwierdzić, że można komuś zaufać na tyle, żeby okazać przy nim wrażliwość?
Czy da się zbudować relację opartą na zaufaniu, nie wykazując się uprzednio wrażliwością?
Badania dostarczają jednoznacznych rozstrzygnięć w tej kwestii, choć zapewne miłośnikom systemów punktowych i niezawodnych testów – i najróżniejszych aplikacji – te wyniki nie przypadną akurat do gustu.
Otóż tam, gdzie nie ma zaufania, nie ma też miejsca na wrażliwość, ale bez wrażliwości nie może być mowy o zaufaniu.
Uczestnicy badań wspominają więc o powolnym, iteracyjnym procesie, w ramach którego z czasem nakładają się na siebie kolejne warstwy doświadczeń. Tak budowanie zaufania, jak i zmagania z wrażliwością nieodłącznie wiążą się z ryzykiem. Dlatego odwaga jest trudna i rzadka. W pracy często posługuję się metaforą słoika z kulkami (ang. marble jar). Pisałam o tym już wcześniej w książce Z wielką odwagą, ale chciałabym ponownie przytoczyć tę historię tutaj.
Moja córka Ellen była w trzeciej klasie szkoły podstawowej, gdy pewnego dnia wróciła do domu, zamknęła drzwi i dosłownie osunęła się na ziemię. Schowała twarz w dłoniach i zaczęła płakać.
Od razu do niej podeszłam:
– Ojej, Ellen, kochanie, wszystko w porządku? Co się stało?
– Dzisiaj w szkole przydarzyło mi się coś okropnego i powiedziałam o tym przyjaciółkom, a one mi obiecały, że nikomu nie powtórzą. Tylko że jak potem wróciłyśmy do sali, to wszyscy już o tym wiedzieli.
Odezwał się we mnie instynkt niedźwiedzicy, która chce za wszelką cenę bronić swojego młodego. Ellen powiedziała, że sytuacja zrobiła się na tyle nieprzyjemna, że ich wychowawczyni, pani Baucum, wyjęła ze słoika z kulkami aż połowę zawartości. W klasie Ellen stoi duży słoik ze szklanymi kulkami. Gdy klasa wspólnie podejmuje jakieś dobre decyzje, to wrzucają do środka kolejne kulki, a gdy zdarzy im się kolektywnie zrobić coś niewłaściwego, to część kulek zostaje z niego wyjęta. Pani Baucum wyjęła kulki, ponieważ wszyscy się śmiali – i to najwyraźniej z Ellen. Powiedziałam córce, że bardzo jej współczuję, a ona wtedy spojrzała na mnie i stwierdziła: – Już nigdy w życiu nikomu nie zaufam.
Cierpiałam razem z nią. Najpierw pomyślałam: „Święta racja. Masz ufać matce i to w zupełności wystarczy. Jak pójdziesz na studia, to wynajmę sobie małe mieszkanko tuż obok akademika i będziesz mogła zawsze do mnie przyjść, żeby pogadać”. W tamtym momencie wydawało mi się, że to najzupełniej rozsądne rozwiązanie. Ostatecznie postanowiłam jednak odsunąć na bok własne lęki i gniew. Zaczęłam zastanawiać się nad tym, co mogłabym jej powiedzieć o zaufaniu i więzi. Szukałam dobrych słów, którymi mogłabym opisać moje własne doświadczenia związane z zaufaniem, ostatecznie jednak przypomniałam sobie, co wynika z moich badań – i wtedy pomyślałam: „No tak, słoik z kulkami. To będzie to!”.
Powiedziałam Ellen:
– Zaufaniem darzymy ludzi, którzy z czasem nagromadzili sobie odpowiednio dużo kulek. Jak ktoś nam okazuje wsparcie, jest dla nas życzliwy, staje w naszej obronie albo dochowuje tajemnicy, wtedy dorzucamy kulki do słoika. Jak ktoś jest niedobry, odnosi się do nas z lekceważeniem albo zdradza nasze tajemnice, to mu te kulki odejmujemy. W życiu szukamy ludzi, którzy z biegiem czasu gromadzą coraz więcej kulek, aż w końcu ich słoik wypełnia się po brzegi. Takim ludziom możemy powierzać nasze tajemnice. Takim ludziom mówimy o tym, co jest dla nas ważne.
Potem zapytałam Ellen, czy ma kogoś takiego, kto już nagromadził sobie pełny słoik kulek.
– Tak, mam przyjaciółki, które mają już pełne słoiki. To Hanna i Lorna.
Poprosiłam, żeby mi opowiedziała, jak do tego doszło, że te słoiki się wypełniły. Naprawdę byłam ciekawa i spodziewałam się, że zrelacjonuje mi jakieś dramatyczne wydarzenia i heroiczne wyczyny swoich przyjaciółek. Tymczasem usłyszałam od niej coś, co mnie zupełnie zaskoczyło.
– W zeszłym tygodniu podczas meczu piłki nożnej Hanna zaczęła się rozglądać po trybunach i powiedziała mi, że widzi tam moich dziadków. – Ellen miała na myśli moją mamę i mojego ojczyma.
Chciałam dowiedzieć się czegoś więcej.
– A co było dalej?
– Nic, to wszystko. Do jej słoika trafiła kulka.
– Dlaczego?
– No wiesz, nie każdy ma ośmioro dziadków. – Moi rodzice są rozwiedzeni i żyją w nowych związkach, podobnie jak rodzice Steve’a. – Moim zdaniem to super, że Hanna ich wszystkich rozpoznaje.
Ellen opowiadała dalej:
– A Lorna wypełniła swój słoik, ponieważ siada ze mną półdupkiem.
– Rany boskie, a co to znaczy? – zareagowałam na to, chyba zrozumiałym, zaskoczeniem.
– Jak za późno przychodzę do stołówki i wszystkie miejsca są już zajęte, to robi mi trochę miejsca na swoim krześle, żebym mogła się dosiąść do stolika, przy którym siedzą inni nasi znajomi.
Nie miałam innego wyjścia, jak tylko przyznać, że siadanie półdupkiem to naprawdę fajna sprawa i że z tego powodu Lorna zdecydowanie zasługuje na kulkę w słoiku. Wtedy Ellen się ożywiła i zapytała, czy ja też mam takich przyjaciół z pełnymi słoikami i jak oni te swoje słoiki napełnili.
– Wiesz co, w przypadku dorosłych to chyba działa trochę inaczej.
Potem jednak przypomniałam sobie mecz, o którym wspomniała Ellen. Jak moi rodzice pojawili się