Niewierni. Vincent V. Severski

Читать онлайн книгу.

Niewierni - Vincent V. Severski


Скачать книгу
tym wszystkim wiedział tylko Mirmillo. Natomiast dla braci liczył się tylko cel, wolność i zaufanie. Nic więcej! W Zatoce nie było granic, państw, narodowości, ras, religii ani płci. I mało kto na świecie, oprócz nich, mógłby to zrozumieć. Ich śmiertelnymi wrogami byli zarówno wszyscy ci, którzy nie uznawali wolności totalnej, czyli wojsko, służby specjalne, politycy, jak i wszystko to, co sankcjonowało ich prawny i finansowy byt.

      Miejsce szczególne w ich sercu zajmowały Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, żandarm świata i gwarant globalnego pax americana w wydaniu irackim, afgańskim, kubańskim i setkach innych. Największy wróg wolności.

      Wyszedł spod prysznica i owinął się spranym, poszarpanym ręcznikiem frotté.

      Dzień jak co dzień… od dwóch miesięcy – pomyślał, stojąc przed lustrem w łazience służbowego mieszkania na ulicy Krasnodarskiej w moskiewskiej dzielnicy Lublino.

      Przetarł ręką zaparowane szkło, ale jego odbicie wciąż było nieostre. Otworzył szeroko drzwi i po chwili lustra nabrały wyrazu.

      Delikatnie dotknął policzka, gdzie jeszcze niedawno od nosa do ucha ciągnęła się szeroka, szarpana blizna. Przyzwyczaił się do niej przez osiem lat. Nawet więcej. Polubił ją! Była jak jego znak firmowy. Dodawała mu wiary w siebie i bojowego uroku.

      Poprowadził palcem po bliźnie cienkiej jak cięcie skalpela i nie wyczuł żadnych zgrubień. Opuchlizna zeszła już zupełnie. Twarz nabrała teraz dziwnej symetrii. Pojawiło się zupełnie nowe oblicze Andrieja Trubowa.

      Jednak to nie była jedyna ważna odmiana w jego życiu.

      Wszystko zaczęło się od tego, że któregoś dnia Trubow postanowił zrobić sobie tatuaż. Tatuaże nosili wszyscy jego koledzy ze specnazu, ale jemu najbardziej podobały się rysunki na ciele Gali, co miała farbowane na zielono włosy i paliła camele. Gala była niedrogą studentką Akademii Sztuk Pięknych, nigdy się nie spieszyła, nie targowała i można było z nią pogadać. I wyraźnie lubiła go bardziej niż innych klientów.

      On też lubił ją bardziej niż inne dziewczyny, z którymi dotąd obcował. Mimo zielonych włosów Gala wyglądała niemal jak idealna kopia Mii Wallace. Może miała zbyt duży nos i za krótkie nogi, ale nigdy wcześniej nie spotkał kobiety tak bliskiej ideału Mii. Vincent Vega był też jedynym zagranicznym wzorem, który mógł zaakceptować. W Rosji podobnych do Vincenta macho było pełno, nawet znacznie lepszych, ale Gala w roli Mii była jedyna. Tytuł filmu, w którym widział Mię i Vincenta, nic mu nie mówił, więc nawet nie próbował go zapamiętać.

      Od Gali dowiedział się sporo o malarstwie. Dotąd malarstwo łączyło się dla niego nierozerwalnie z nazwiskiem Ajwazowski, a nazwisko Ajwazowski z malarstwem, ale teraz wiedział znacznie więcej.

      Kiedy po raz pierwszy zobaczył Galę nagą, od razu pozazdrościł jej pięknej żyrafy z wielką grzywą wykłutej na widocznej skoliozie, między lekko wystającymi łopatkami, i krzywego zegara przyklejonego do ramienia niczym ciepły blin. Nie podobało mu się jedynie sporych rozmiarów jajko tuż nad wzgórkiem Wenery. Dlatego od razu zadzwonił z rekomendacji pewnego kolegi do samego Głogowa, artysty wyjątkowego na skalę Federacji, który miał dom na Rublowce. Przedstawił mu swój pomysł, a ten przygotował rysunek. Dużo to kosztowało, ale efekt był tak imponujący, że gdyby Głogow zażądał za swoją pracę trzy razy więcej, Trubow też by się nie zawahał zapłacić. Dałby nawet i cztery razy więcej!

      Artysta sam był tak zachwycony swoim dziełem, że nie mógł pozwolić, by klient poszedł do pierwszego lepszego salonu. A że było to dzieło sygnowane, polecił Trubowa swojemu przyjacielowi, artyście, mistrzowi tatuażu z salonu Prizim Tatoo na Lublinskiej 171.

      Dzieło zrobiło równie duże wrażenie na mistrzu tatuażu. Był głęboko przejęty jego rozmiarem, szczegółowością i dramatyzmem. Obliczył, iż potrzeba będzie na nie przynajmniej ośmiu, dziesięciu sesji. Trubow jednak wolał zapłacić więcej i zakończyć pracę w ciągu czterech spotkań. Mistrz wątpił, czy klient wytrzyma taki ból, ale skoro on sam tego sobie życzył, nie mógł mu odmówić. W głębi duszy wiedział, że i tak nie wytrzyma.

      Oczywiście się pomylił! Trubow nie tylko wytrzymał, ale chwilami nawet przysypiał, chociaż nie był pijany jak wielu innych klientów. Ale zdziwiłby się mistrz jeszcze bardziej, gdyby wiedział, że tatuowanie sprawiało mu nawet przyjemność.

      Trubow postanowił, że obejrzy dzieło dopiero, kiedy będzie gotowe, i przez te wszystkie noce spał w domu na brzuchu, bo, nie wiadomo dlaczego, bał się, że może je uszkodzić.

      Tego dnia, gdy było już skończone, kupił cztery duże lustra i zawiesił je w łazience. To był ważny dzień, więc kupił też butelkę wódki i wyłączył telefon komórkowy.

      Tydzień później, nim wszedł do łazienki, przygotował się psychicznie i wypił z gwinta pół butelki. Odczekał chwilę, aż wyostrzą mu się zmysły, i ruszył. Wszedł do pomieszczenia, które wypełniło się jego odbiciami. Wyglądało, jakby do małej łazienki wkroczył pluton dorodnych spadochroniarzy.

      Powoli rozebrał się do naga, składając każdą część garderoby na taborecie. Robił to z uwagą i w ściśle ustalonym porządku. Nie potrafił znaleźć na to właściwego określenia, ale czuł, że właśnie dzieje się coś niezwykłego i pięknego zarazem.

      Zamknął oczy, nabrał głęboko powietrza, podniósł w górę ręce i wyprężył się tak mocno, jak tylko mógł. Trwał w tej pozycji minutę i pięć sekund, po czym powoli wypuścił powietrze i otworzył oczy. Najpierw nieśmiało, potem coraz odważniej oglądał swoje plecy, które początkowo sprawiały wrażenie, jakby wcale nie były jego. Jakby do łazienki wszedł z nim ktoś obcy.

      Na całych jego plecach widniał symetrycznie rozplanowany dwugłowy, skrzydlaty smok wyprężony w śmiertelnym starciu z niewidzialnym wrogiem. Osłaniał się od ciosów potężnymi skrzydłami, a zakrzywione ostre dzioby zionęły ogniem. Nic jednak nie dodawało mu grozy w równym stopniu co przerażające oczy podkreślone czerwoną i zieloną barwą.

      Szczegółowość rysunku i fantazja kompozycji mogły wzbudzać nie tylko szacunek, uznanie czy podziw. Ten smok z powodzeniem może budzić także strach i zmusza do pokory – uznał z dumą Jagan.

      Na samym dole kompozycji ptasie szpony smoka schodziły aż na pośladki i dotykały dwóch niedużych blizn. W jednym szponie smok trzymał obciętą, krwawiącą brodatą głowę z zamkniętymi oczami, a w drugiej duży zakrwawiony nóż Kizlyar z dedykacją Putina.

      Zarówno artysta Głogow, jak i mistrz tatuażu uznali, że głowa Jana Chrzciciela w szponach smoka ma dużą siłę wyrazu i szczególne znaczenie dla wszystkich wiernych na Rusi, toteż umieszczenie jej właśnie na pośladku było trochę kontrowersyjne. Jednak Trubow niewiele wiedział o Janie Chrzcicielu, a obcięta brodata głowa należała do kogoś zupełnie innego, bardziej realnego, bo wciąż żywego. Niemniej pomysł artysty Głogowa dotyczący Jana Chrzciciela bardzo mu się spodobał, bo dodawał mistycznej siły przesłaniu, jakie chciał w tych symbolach zawrzeć.

      Narodził się smok, którego mógłby ktoś przyrównać do bizantyjskiego orła, ale to był jednak smok. Prawdziwy, pięknie wytatuowany na szerokich, umięśnionych męskich plecach! Nie jakiś chiński dragon, jakich pełno na tłustych rękach, nogach, anorektycznych plecach i dupach różnych socjopatów i frustratów na całym świecie.

      To był najprawdziwszy rosyjski smok na rosyjskim zdrowym, silnym ciele. Więc wszystkie spotkania z Galą odbywały się teraz w łazience pełnej luster i zapalonych świec. Trubow nigdy wcześniej nie przypuszczał, że obserwowanie smoka w lustrach, jak się wije, wykrzywia, drży, dostarczy mu tak niezwykłych doznań i wyzwoli z niego siłę, jakiej chyba nie ma nikt.

      Potem zawsze długo stał


Скачать книгу