Pogrzebani. Jeffery Deaver

Читать онлайн книгу.

Pogrzebani - Jeffery  Deaver


Скачать книгу
jak u Kompozytora.

      Jak dotąd nie uzyskał potwierdzenia.

      Rhyme’a to zresztą nie obchodziło.

      Dowody. Tylko na nich mu zależało.

      Przystąpili więc do badania materiału zebranego w fabryce.

      Proszę, jeden ślad buta Converse Cons. Numer dziesięć i pół.

      Proszę, dwa krótkie, jasne włosy, które wyglądały identycznie jak włos znaleziony na telefonie komórkowym Ellisa.

      Proszę, cztery skrawki błyszczącego papieru, chyba fotograficznego.

      Proszę, spalony T-shirt – prawdopodobnie „ścierka”, którą usunięto ślady na podłodze i wytarto odciski palców.

      Proszę, prawie kompletnie zniszczona czapka bejsbolowa, którą nosił sprawca. Żadnych włosów ani śladów potu.

      Proszę, kulki plastiku i metalowe fragmenty – jego keyboard i latarka LED.

      Proszę, trzyipółlitrowa zamykana torebka plastikowa z dwoma miniaturowymi stryczkami, przypuszczalnie zawiązanymi na strunach wiolonczelowych. Brak odcisków palców. Nie mogły im niczego powiedzieć prócz tego, że mogą się spodziewać następnych ofiar.

      Nie było telefonu ani komputera – urządzeń, które uwielbiamy… i które nonszalancko zdradzają nas i nasze sekrety.

      Mimo że sprawca po sobie posprzątał, Sachs zebrała z podłogi w pomieszczeniu z szubienicą sporo drzazg i trocin oraz drobin betonu. Chromatograf huczał, spalając kolejne próbki. Wyniki ujawniły ślady tytoniu, a także kokainy, heroiny i pseudoefedryny – składnika leków obkurczających śluzówkę, który znalazł się tu ze względu na swoje drugie zastosowanie: produkcję metamfetaminy.

      – Handel był marny, ale fabryka miała swój urok jako melina – zauważyła Sachs.

      Jednym ze znalezisk, w prawie nienaruszonym stanie, był skrawek papieru:

      OTÓW

      RS WYM

      OTA WYM

      TOŚĆ TRAN

      – Koło fortuny – rzekł Mel Cooper.

      – Co to?

      Nikt nie odpowiedział na pytanie Rhyme’a, ponieważ wszyscy, nie wyłączając Thoma, próbowali uzupełnić tajemnicze słowa. Bez skutku, więc zajęli się następną zagadką.

      Na szczątkach keyboardu, na którym Kompozytor prawdopodobnie nagrał swój makabryczny utwór, zachował się numer seryjny. Sellitto zadzwonił do producenta, ale firma z Massachusetts była już nieczynna. Postanowił zadzwonić tam rano, choć Kompozytor wykazał się taką ostrożnością w tylu elementach porwania, że na pewno kupił casio za gotówkę.

      Na resztkach instrumentu nie było odcisków palców. Ani na niczym innym.

      Stryczek, którym porywacz próbował udusić Roberta Ellisa, został zrobiony z dwóch strun jelitowych, połączonych węzłem płaskim. Rhyme wiedział, że to powszechnie znany węzeł, więc jego twórca nie potrzebował doświadczenia żeglarskiego ani specjalistycznego.

      Struny jelitowe, większa wersja wizytówki znalezionej przez dziewięcioletnią dziewczynkę, pochodziły z kontrabasu. Rhyme nie liczył na to, że znajdą sprzedawcę, który zapamiętałby klienta takiego jak Kompozytor, zważywszy na skąpy rysopis… oraz fakt, że w okolicy grały tysiące muzyków używających strun tego rodzaju.

      Włamując się do fabryki, Kompozytor przeciął łańcuch w bramie nożycami do prętów i założył nowy. Zwykły łańcuch i zwykłą kłódkę.

      Podobnie w przypadku zasilanego bateriami routera i kamery z łączem wi-fi – która najprawdopodobniej ostrzegła go o przyjeździe policji – źródło pochodzenia było niemożliwe do ustalenia.

      Kilkudziesięciu funkcjonariuszy przeprowadziło wywiad w okolicy, lecz nie znalazło świadków potwierdzających zeznanie chłopca, który widział, jak ktoś przypominający Kompozytora uciekł z terenu fabryki krótko po wybuchu pożaru.

      Kiedy informacja trafiła na tablicę, Rhyme podjechał do niej wózkiem.

      Sachs też spojrzała w stronę listy faktów i dowodów. Na jednym z dużych monitorów wyświetliła mapę fabryki. Stuknęła palcem w miejsce na północ od kompleksu, mniej więcej tam, dokąd uciekł.

      – Cholera, dokąd się wybierasz? – rzuciła w powietrze.

      Sellitto także wpatrywał się w tablicę.

      – Ma samochód – powiedział. – Może wrócić do domu. Może pojechać na stację i wsiąść do metra, zostawić wóz na ulicy. Może…

      Nagle Rhyme’owi błysnęła myśl.

      – Sachs!

      Amelia, Sellitto i Cooper spojrzeli w jego stronę zdjęci niepokojem. Może z powodu gniewnej miny kryminalistyka.

      – O co chodzi, Rhyme?

      – O co przed chwilą zapytałaś?

      – Gdzie mieszka?

      – Nie, powiedziałaś coś innego. Zapytałaś, dokąd się wybiera.

      – Miałam na myśli jego dom.

      – Daj spokój. – Obrzucił tablicę uważnym spojrzeniem. – Znalazłaś ścinki papieru, prawda? Fotograficznego?

      – Zgadza się.

      – Pobaw się w układankę. Sprawdź, czy te kawałki do siebie pasują.

      Sachs nałożyła rękawiczki, otworzyła foliową torebkę i ułożyła skrawki.

      – Tworzą ramkę, widzisz? Coś z tego arkusza wycięto. Równy kwadrat.

      Rhyme zajrzał do komputera.

      – Czyżby przypadkiem o boku długości pięćdziesięciu jeden milimetrów?

      Sachs przyłożyła linijkę. Zaśmiała się.

      – Dokładnie.

      – Kurczę, skąd wiedziałeś, Linc? – burknął Sellitto.

      – Niech to szlag. – Wskazał głową nadpalony trójkąt papieru z tajemniczym szyfrem.

      OTÓW

      RS WYM

      OTA WYM

      TOŚĆ TRAN

      Wrócił do komputera.

      – To chyba odpowiedź: „Gotówka, kurs wymiany, kwota wymiany, wartość transakcji”. – Wskazał głową na ekran. – Znalazłem paragon z kantoru wymiany walut. A ten kwadrat wycięty z błyszczącego papieru…

      – Zdjęcie paszportowe – dokończył Sellitto. – Cholera jasna.

      – Otóż to – przytaknął wolno Rhyme. – Dzwońcie do Waszyngtonu.

      – Do stolicy? – upewnił się Cooper.

      – Oczywiście, że do stolicy, nie do stanu. Chyba nie potrzebuję kubka kawy ze Starbucksa ani nowszej wersji Windowsa od Microsoftu, co? Przekażcie Departamentowi Stanu, żeby ostrzegł ambasady, że Kompozytor wyjeżdża z kraju. Trzeba też zawiadomić Dellraya. Niech się skontaktuje z zagranicznymi biurami FBI. – Znowu się nachmurzył. – Chociaż nie wiem, co nam z tego przyjdzie. Nie mamy precyzyjnego rysopisu ani innych informacji dla kontroli paszportowej. – Z niepokojem pokręcił głową. – A jeżeli rzeczywiście jest taki sprytny, na jakiego wygląda, na pewno nie traci czasu. I jest już w połowie drogi do Londynu albo Rio.

      II

      ŚRODA, 22 WRZEŚNIA

      NA POLU TRUFLI

      ROZDZIAŁ 9

      Czy to właśnie to miejsce i ta chwila, na które czekał?

      Na


Скачать книгу