Samobójstwo. Wiktor Suworow

Читать онлайн книгу.

Samobójstwo - Wiktor Suworow


Скачать книгу
zmechanizowanych, gdzie się one znajdowały, kto nimi dowodził i jaki był ich skład. Na temat tej głównej uderzeniowej i manewrowej siły Armii Czerwonej czytamy, co następuje: „Korpusy zmechanizowane formowano w dwóch etapach. Niektóre z nich tworzono, poczynając od lipca 1940 roku, większą zaś część od marca do czerwca 1941 roku. Jednakże Ludowy Komisariat Obrony popełnił błąd, dostarczając sprzęt techniczny od razu wszystkim korpusom pancernym, w wyniku czego większość z nich na początku wojny nie była całkowicie wyposażona w sprzęt bojowy”[13]. To wszystko. I znowu rodzą się pytania: Więc w końcu ile było tych korpusów wojsk zmechanizowanych? Pięć? Dziesięć? Dwadzieścia? Trzydzieści? Jaką siłą dysponowały? Czy korpus wojsk zmechanizowanych to sto czołgów? Dwieście? Pięćset? A może tysiąc? Ile samochodów ciężarowych? Tysiąc? Dwa? Pięć? Ilu żołnierzy liczył korpus? Dziesięć tysięcy każdy? Dwadzieścia? Trzydzieści? Co to znaczy: „niektóre z nich”, „większa część”, „większość”? Gdybym odpowiadał wykładowcy na pytanie o siły nieprzyjaciela, używając tego rodzaju określeń, szybko znalazłbym się w celi numer 26 na odwachu kijowskiego garnizonu, gdzie trzymano spluwaczkę z chlorkiem do dezynfekcji. I słusznie, jako że byliśmy przyszłymi oficerami i dokładność powinna stać się naszą cnotą. Jej lekceważenie to rzecz niedopuszczalna. Bardzo szkoda, że naszych marszałków i akademików, autorów oficjalnej historii wojny, za karygodną niedokładność nie wsadzono do celi 26. Rzetelnie sobie na to zasłużyli.

      IV

      Jeśli oficjalna historia wojny rości sobie prawo do miana pracy naukowej, należałoby przynajmniej podać liczbę wspomnianych korpusów, zamieścić tabelę, a w niej numer korpusu, datę jego utworzenia, informację, której armii podlegał, kto nim dowodził, jakie dywizje wchodziły w jego skład, ile liczył czołgów i dział. Jeśli korpusów było mało, tabela nie zajęłaby wiele miejsca. Jeśli dużo – z pewnością fakt ten zasługuje na uwagę, a więc warto mu poświęcić choćby całą stronicę.

      I jeszcze coś. Jeśli praca pretenduje do miana naukowej, tuż obok powinny się znaleźć dane o korpusach niemieckich. Skoro można było zamieścić informację, że nasze korpusy w większości nie zostały w pełni wyposażone, to należało – gwoli sprawiedliwości – podać dane na temat korpusów niemieckich – ile ich było i czy choć jeden z nich został całkowicie wyposażony.

      Przewróćmy teraz stronę oficjalnej Historii: „Stan liczebny brygad powietrznodesantowych w 1940 roku zwiększył się dwukrotnie. Na początku 1941 roku rozpoczęto formowanie kilku korpusów powietrznodesantowych i ukończono je w zasadzie 1 czerwca 1941 roku”[14]. Autorzy powołują się na źródło tej informacji: Archiwum Ministerstwa Obrony ZSRR, zespół WDW, rejestr 46027, teka 1, karty 10–15, 98, 203.

      Poinformowano nas więc, że w początkach 1940 roku mieliśmy brygady powietrznodesantowe, ale nie podano, ile ich było. Dowiedzieliśmy się, że istniały brygady powietrznodesantowe, o nieznanej liczebności, która wzrosła dwukrotnie. Wyjaśniono nam, że w roku 1941 zostały utworzone korpusy wojsk powietrznodesantowych, zapominając jedynie dodać, ile ich było, gdzie stacjonowały, jaką miały liczebność i, co najważniejsze, po co je utworzono. Po co na wiosnę 1941 roku powstawały korpusy powietrznodesantowe, jeśli nasz kraj podobno szykował się do obrony?

      Obecnie rozlegają się głosy, że korpusy wojsk powietrznodesantowych można było wykorzystać nie tylko w wojnie ofensywnej, lecz i obronnej – zrzucić spadochroniarzy na tyły nacierającej armii niemieckiej, gdzie wywołałyby niemały popłoch. Dobrze, przyjmijmy chwilowo tę opinię. Korpusy i brygady powietrznodesantowe można rzucić na tyły atakującego przeciwnika. Doskonale. Tak właśnie należało postąpić. Dlaczego więc tego nie uczyniono? Ciekawa historia: Wielki Żukow formuje potężne jednostki spadochroniarzy, zamierzając jakoby zrzucić ich na tyły nacierających wojsk niemieckich i wzbudzić popłoch w szeregach wroga. A co się dzieje? Niemcy prą naprzód, a wielki Żukow z niewiadomych powodów nie zrzuca na ich tyły brygad i korpusów wojsk powietrznodesantowych i nie wznieca paniki w szeregach nieprzyjaciela.

      Oto, gdzie kryje się przyczyna tego niezrozumiałego postępowania: Jeżeli przeciwnik naciera, znaczy to, że ma częściową lub nawet całkowitą przewagę w powietrzu. Dlatego strona, która się broni, nie może nawet marzyć o przeprowadzeniu desantu powietrznego. Można tego dokonać tylko wówczas, gdy ma się częściową lub całkowitą przewagę w powietrzu, czyli w sytuacji zwycięskiej ofensywy. W wojnie obronnej wojska powietrznodesantowe nie są potrzebne, gdyż nie sposób ich wykorzystać zgodnie z właściwym przeznaczeniem. Wówczas przydają się raczej dobrze wyszkoleni w okresie pokoju partyzanci. A partyzantów właśnie wielki Żukow rozpędził wiosną 1941 roku, wydając rozkaz zlikwidowania formacji partyzanckich i zniszczenia ich wcześniej przygotowanych baz w lasach Białorusi.

      Ale to tylko dygresja. Teraz chodzi o coś innego. Oto moje pytanie: Czy twórcy historii wojny, członkowie Biura Politycznego i KC, marszałkowie, generałowie, admirałowie, doktorzy i profesorowie, członkowie rzeczywiści i nadzwyczajni Akademii Nauk, wiedzieli czy nie wiedzieli, jaka była liczebność naszych wojsk powietrznodesantowych i ile korpusów spadochronowych utworzono w ZSRR wiosną 1941 roku? Jeśli nie wiedzieli, po co brali się do pisania historii? Jeżeli zaś wiedzieli, dlaczego ukrywali te informacje przed swoimi czytelnikami? Dlaczego oficjalna historia wielkiej i świętej wojny składa się z szarad, rebusów i krzyżówek? A przecież liczba określająca ilość korpusów powietrznodesantowych, utworzonych (z jakichś powodów) wiosną 1941 roku wiele miejsca by nie zajęła. Przeciwnie, gdyby zamiast słowa „kilka” napisać na przykład „pięć”, już mamy oszczędność jednej czcionki, a co za tym idzie, farby drukarskiej.

      Powoływanie się na materiały archiwalne w tym i wszystkich innych przypadkach to czyste kpiny – marszałkowie i akademicy nie podają żadnych konkretnych informacji o jednostkach i rozmieszczeniu wojsk powietrznodesantowych, a czytelnikowi każą szukać danych w archiwach… do których i tak nie zostanie dopuszczony.

      Nie lepsza jest informacja o tym, że liczebność brygad powietrznodesantowych wzrosła dwukrotnie. W szkole uczyliśmy się przecież słynnego powiedzenia: „Dajcie mi punkt oparcia…” Ale nasza oficjalna historia została napisana tak, by go nie dać. Gdybyśmy się dowiedzieli, ile było tych brygad i jak były liczne, stanowiłoby to już jakiś punkt wyjścia. Pomnożylibyśmy te liczby przez dwa i uzyskali konkretną informację. Ale mamy do czynienia z samymi niewiadomymi. Może mieliśmy w kraju jednego żołnierza wojsk powietrznodesantowych, a potem było ich dwóch? W takiej sytuacji nawet dziesięciokrotny wzrost liczebności nie zmieniłby niczego. Ale jeśli ich było ze sto tysięcy, cóż, wtedy…

      Słowem, jeśli dociekliwy czytelnik przyjmie, że liczba żołnierzy wojsk powietrznodesantowych w ZSRR równała się x, i pomnoży ją przez dwa, otrzyma w wyniku 2x.

      V

      Swego czasu, w okresie chruszczowowskiej obfitości wszelkich dóbr, wystawszy trzy godziny w kolejce, kupiłem pudełko czekoladowych cukierków. Kiedy je otworzyłem, okazało się, że cukierki już od dawna są niejadalne. Jasna sprawa – stosy tych pudełek przechowywano w magazynach przez wiele lat. Postanowiłem się dowiedzieć, ile konkretnie. Zacząłem szukać daty produkcji na pudełku. Nie znalazłem. Nie podano też, kiedy upływa termin ważności produktu. Zamiast daty widniała na pudełku różowa pieczątka: „Termin ważności – trzy miesiące”. Ciekawe, jak je obliczyć wobec braku wszelkich konkretnych danych.

      Najpierw pomyślałem, że to zwykła głupota. Potem uświadomiłem sobie, że to dla producenta bardzo wygodne. I że nie jest to wcale głupota ani bezmyślność. To bezczelność.

      Tego rodzaju bezczelność była właśnie podstawowym atrybutem działania Biura Politycznego, KC, Agitpropu, wysługujących się im bohaterów, marszałków i akademików – twórców niezapomnianego sześciotomowego dzieła. Oto następna stronica: „Oddziały i związki lotnictwa Marynarki Wojennej składały się w 45,3% z lotnictwa myśliwskiego, w 14% – z bombowego, w 9,7% – z torpedowego, w 25% – z rozpoznawczego, a w


Скачать книгу