Grzech. Nina Majewska-Brown

Читать онлайн книгу.

Grzech - Nina Majewska-Brown


Скачать книгу
ledwie stoję.

      – Ale co się stało?

      – A co się miało stać? To już córki w pracy odwiedzić nie można?

      – No, jasne, że można. Tylko trochę mnie zaskoczyłaś.

      – A co, masz jakieś tajemnice?

      – Boże, mamo, zaskoczyłaś mnie. Nie mam żadnych tajemnic.

      Laurę coraz bardziej złościło, że musi tłumaczyć matce wszystko jak dziecku, a ta, bez wyraźnej instrukcji obsługi albo nie chce, albo nie potrafi poskładać danych w spójną całość. Nie ułatwiał też sprawy całkowity brak poczucia humoru Teresy i jej wrodzone przewrażliwienie na własnym punkcie.

      – A o księdzu słyszałaś?

      – Coś mi się o uszy obiło.

      – Widzisz? Siedzisz tu i nic nie wiesz. Telewizja we wsi jest. Policji pełno. Ludzie się boją i każdy każdego podejrzewa.

      – Wiem, u mnie też byli dziennikarze.

      Teresa aż podskoczyła na krześle i odruchowo poprawiła napuszone trwałą ondulacją włosy.

      – No co nie mówisz? I co chcieli?

      – Nic, pytali tylko, czy coś wiemy, bo jeszcze z Józkiem magazynierem rozmawiali.

      – I co im powiedziałaś?

      – A co miałam powiedzieć? Prawdę.

      – Czyli?

      – Że nic nie wiem.

      – A ładnie wyszłaś w kamerze?

      – A skąd niby mam wiedzieć? Normalnie.

      – No wiesz, bo z Aśką też rozmawiali, a teraz to nawet u sołtysów kawę piją. Jak myślisz, kto mógł to zrobić?

      – Nie mam pojęcia.

      – Tak sobie myślę, że ksiądz nie chciał ochrzcić tego małego od Marciniaków, bo matka niby po rozwodzie, to może Marciniak co zrobił.

      – Czy ty się w ogóle słyszysz? Co za bzdury wygadujesz! Lepiej nikomu takich rzeczy nie opowiadaj, bo to zwykłe oszczerstwa i tylko problemy z tego mogą być. Jak nikogo za rękę nie złapiesz, to nie rzucaj oskarżeń.

      – A czy ja kogo oskarżam?

      – Niestety takim głupim gadaniem tak.

      – A ciebie to o co jeszcze pytali ci telewizyjni?

      – O nic takiego. Czy ktoś nowy nie pojawił się we wsi, czy są jakieś zatargi…

      – No to chyba o tym przystojnym Włochu im nie mówiłaś?

      – Mamo, przecież tu co rusz są nowi letnicy, nie tylko ten Włoch. Zaraz koniec czerwca, sezon nad jeziorem będzie w pełni i pełno nowych ludzi.

      – Niby tak, ale szkoda by było tego Włocha, jakby go zamknęli.

      – Bo śliczny i cacany, to nic złego nie może zrobić, a jak zrobi, to trzeba wybaczyć?

      – No, nie, ale szkoda chłopaka. A czy on jeszcze za tą dziewuchą się ugania?

      – Przestań.

      Teresa postanowiła, że jeszcze z dziesięć minut posiedzi i odpocznie, a potem ruszy do domu. Po cichu liczyła na to, że spotka którąś z sąsiadek. Jednak po kolejnych piętnastu minutach siedzenia obok pracującego na pełnych obrotach wentylatora jej ciało nie miało pomysłu na podjęcie jakiegokolwiek wysiłku związanego z przechadzaniem się po wsi. Tym bardziej że do sklepu raz po raz ktoś wchodził i podczas robienia zakupów wypytywał, co się wydarzyło, albo dzielił się własnymi podejrzeniami.

      Teresa czuła, że to jest jej dzień. Wygodnie rozsiadła się za ladą i podczas gdy Laura uwijała się, pakując do siatek warzywa i bułki, krojąc wędliny i przyjmując pieniądze, i snuła własne, mocno podkoloryzowane kryminalne podejrzenia. W końcu jednak zabrała się z sąsiadem do domu.

      Późnym popołudniem zaklejone drzwi i okna urosły do rozmiarów całkowitego zdemolowania parafialnego kościoła i przylegającej doń plebanii, noszącego przy okazji znamiona napadu na księdza, najprawdopodobniej ze zbrodniczym motywem. Na okolicę padł nieudawany strach. Trzaskały zamykane okiennice i plastikowe rolety, spuszczone z łańcuchów psy cieszyły się niespodziewaną wolnością, obszczekując podwórka.

      Reaktywowała działalność zawieszona tydzień temu straż obywatelska i średniowiecznym zwyczajem wołając: „idzie się”, obchodziła wieś, czyli krążyła w tę i z powrotem po dwóch krzyżujących się nieopodal kapliczki wiejskich drogach.

      Laurze też udzielił się strach, wychodząc więc ze sklepu, poprosiła Józka, by towarzyszył jej przy zamykaniu nieszczęsnej starej kraty. Wsiadła do wysłużonego fiata i czujnie rozglądając się po okolicy, dojechała do domu.

      Tym razem nie czekała na nią zimna jajecznica, bo nawet jej nie chciało się Teresie przygotować. Za to ze stołowego dobiegały głośne dźwięki programu informacyjnego, który najwyraźniej oglądali rodzice.

      – Laura, to ty?

      – Tak, wróciłam.

      – Zrób sobie kanapkę.

      – Dobrze, chcecie też?

      – A w sumie możesz nam zrobić.

      Już miała ruszyć w kierunku kuchni, gdy Teresa zaczęła wrzeszczeć:

      – Laura, szybko, chodź prędko!

      Jak zwykle oczami wyobraźni Laura ujrzała nieszczęście w postaci wylewu albo zawału, więc już po sekundzie wpadła do pokoju, gdzie zastała wychylonych w fotelach rodziców.

      – Patrz! Jesteś w telewizji.

      Prasuję stertę kuchennych ścierek i jednym okiem obserwuję migotliwy ekran telewizora, na którym przesuwają się kolejne ilustracje nieistotnych wiadomości. Prognozowany dużo wcześniej wybuch wulkanu, który sparaliżował lotniska w połowie Europy, udaremniony przemyt narkotyków, kolejne idiotyczne pomysły polityków, wypadek w fabryce lakierów i… nagle z głośników dobiega mój własny głos wygłaszający kwestie, których nigdy nie mówiłam.

      Zamieram z żelazkiem w dłoni i oniemiała wpatruję się w dziewczynę na ekranie, w swoją młodszą o dwadzieścia lat twarz. Kasztanowe włosy luźno opadają na ramiona, duże brązowe oczy w gąszczu ciemnych rzęs i wąskie usta. Twarz pozbawiona makijażu wygląda na zmęczoną. Wrażenie to potęguje czarny nijaki sweter, podkreślający szczupłe ramiona. Sięgam po pilota, by podgłośnić, i w tym momencie parzę dłoń o gorącą stopę żelazka.

      – Auć!

      Z telewizora płynie pozbawiony emocji, rzeczowy głos dziewczyny.

      – Nie, takie rzeczy nigdy się tu nie działy.

      – A czy w okolicy pojawił się ktoś nowy, podejrzany?

      – Mieszkamy nad jeziorem i w sezonie letnim zawsze przyjeżdżają turyści, ale nie zauważyłam nikogo podejrzanego.

      – Jak mieszkańcy reagują na to, co się wydarzyło?

      – Zaczynamy się trochę obawiać o swoje bezpieczeństwo. Ludzie zamykają domy, przyglądają się sobie wzajemnie. Nie jest to miłe uczucie. Mam nadzieję, że policja szybko ujmie sprawców.

      Na dole pojawia się mleczny pasek z literami układającymi się w imię i nazwisko dziewczyny – Laura Żytko, Koniuszki. Nie mogę cofnąć wiadomości ani ich zatrzymać, a ponieważ panicznie się boję, że utracę tak długo poszukiwany trop, rzucam się w kierunku stołu, by na ostatniej stronie czasopisma zapisać dane. Przy okazji


Скачать книгу