Amerykański król. Nowy Camelot. Tom 3. Sierra Simone

Читать онлайн книгу.

Amerykański król. Nowy Camelot. Tom 3 - Sierra Simone


Скачать книгу
to we mnie myśl o Embrym, ale jakoś tak wychodzi, że w końcu przejmuję kontrolę. Choć klęczę z twarzą wciśniętą między nogi mojej żony – wciśniętą na jej rozkaz – Jareth we mnie bierze górę i moje dłonie poruszają się tak, jak ja tego pragnę, moje palce gniotą czułe miejsca w jej delikatnym ciele, wyszukują tych wszystkich, które mogą tłamsić i uciskać, wszystkich, które jeszcze mi się opierają. Wargi sromowe, jedwabistą skórę biegnącą od jej szpary do tylnego wejścia, twarde ścięgna łączące mięśnie ud z miednicą. Jędrny wzgórek nad kością łonową i pluszowe półdupki.

      Wstrząsa nią dreszcz, dreszcz bólu, który sprawia, że tym mocniej przywiera do mojej twarzy i tym bardziej skrapia sokami mój język, a całe jej ciało zdaje się wkręcać we mnie, wciągane prądem, który pojawił się między nami w chwili, kiedy się spotkaliśmy. Gdy ją tak traktuję, otwiera się i rozwiera, i to jest więcej niż ból – choć trzeba przyznać, że związki chemiczne wydzielające się z bólu są tu pomocne. Ale ona reaguje przede wszystkim na mnie – na bycie posiadaną przeze mnie. Moje pożądanie zalewa ją jak woda, jak ciemność, a moje serce podnosi się nagie i staje naprzeciwko jej spragnionego serca, domagając się od niego wzajemności.

      Kończy się tak, że Greer ląduje na gablocie, z jedną nogą przerzuconą przez moje ramię, ona oczekując na dalszy rozwój wypadków, a ja smakując ją i pieszcząc dokładnie tak, jak wiem, że jej tego trzeba. A tym, czego jej trzeba, jest takie traktowanie, jakie otrzymuje ode mnie – poniżające, władcze i samolubne… Samolubne w ten zaborczy, wymagający sposób, który uwielbia. Rozchylam jej wargi sromowe i trzymam ją rozwartą tak, jak mi to najlepiej pasuje podczas lizania: wtykam język głęboko, żeby móc ją smakować, liżę ją aż po odbyt, żeby wiła się z zakłopotania, i w drugą stronę, aż po łechtaczkę, żeby jęczała z rozkoszy.

      I wtedy pada słowo, którego się boję.

      – Maxen.

      8

      Ash

      teraz

      Jej bezpieczne słowo.

      Jej ucieczka.

      Wszystko się zatrzymuje. Moje usta, moje ręce. Moje serce. Ostrożnie opuszczam jej nogę, upewniam się, że może ustać. Potem na powrót opadam na pięty, dłonie mam otwarte, odwrócone wnętrzami do góry. Żołądek ściska mi się z poczucia winy. Po to mamy bezpieczne słowo, żeby go używać, jednak myśl, że doprowadziłem Greer do tego, iż musiała po nie sięgnąć… budzi we mnie wyrzuty sumienia. Wolałbym zjeść własną wątrobę, niż wyrządzić jej krzywdę, i zwykle tak uważnie wczuwam się w jej ciało i twarz, a jednak tym razem najwyraźniej coś przegapiłem, uszedł mej uwadze jakiś znak…

      – Ash, spójrz na mnie.

      Patrzę jej w oczy i nie widzę twarzy kobiety cierpiącej. Wygląda raczej na zatroskaną, jakby uważała, że to ja cierpię. Opuszcza rękę i bawi się włosami na mojej prawej skroni.

      – Chciałeś, żebym cię zdominowała, ale potem sam się nie podporządkowywałeś.

      Klęczę przed nią, a moje usta i broda ociekają jej sokami, ale ona ma rację.

      Nie podporządkowywałem się.

      – To działa tylko wtedy, kiedy chcesz, żeby działało. – Nawija pukiel moich włosów na palec i szarpie. Odruchowo odwracam głowę i kąsam wnętrze jej nadgarstka. Śmieje się, ale jej twarz poważnieje.

      – Chcesz, żeby to działało?

      Czy chciałem, żeby to działało? Tak mi się wydawało, ale może się myliłem. Może to było nierealne, żebym się poddał, choćby tylko miała to być jakaś pokrętna próba emocjonalna przed kapitulacją na większą skalę. Może nie potrafię być innym człowiekiem, niż jestem.

      Chociaż na samą myśl, że coś miałoby być dla mnie niemożliwe, natychmiast się spinam. Nie znoszę myśli o tym, że cokolwiek mogłoby być niemożliwe. Nie dla człowieka odważnego i zdyscyplinowanego, honorowego i błogosławionego – a ja rozpaczliwie pragnę spełniać wszystkie te cztery kryteria.

      – Chcę, żeby to działało – szepczę. Ponownie chwytam ją za rękę, tym razem nie po to, żeby ją ukąsić, lecz aby ucałować kolejno opuszki wszystkich palców. Tak długo przeciągam drapanie zębami i muskanie wargami, aż Greer drży i zaciska uda pod suknią. – Ale musisz mi pomóc. Trudno mi stać się kimś innym, niż jestem.

      I właśnie dlatego muszę to poczuć, myślę, spoglądając na nią w nadziei, że dostrzeże w mojej twarzy zuchwałość udręki. Muszę poznać, jak to jest, chociaż raz. Jak mam rządzić, nie wiedząc, jak to jest być rządzonym?

      Greer wpatruje się w moją twarz jeszcze przez chwilę, przygryzając dolną wargę lśniącą jaskrawą czerwienią szminki. Widzę myśli i decyzje przelatujące przez jej umysł jak zdeterminowane ptaki.

      – Okej. Wstań i rozbierz się dla mnie.

      Robię to.

      To obce uczucie rozbierać się przed nią na jej rozkaz, dla jej przyjemności. Zrzucając marynarkę i buty, muszę sobie przypominać, że sam tego chciałem. Lustrzanego odbicia naszej zwykłej relacji, naszego małżeństwa, w którym ona się rozbiera, a ja patrzę. Teraz to ona stoi, odziana w jedwab, który jest zbroją, a ja odkładam swoją kawałek po kawałku. Odpinam spinki z wyćwiczoną starannością, rozsuwam węzeł muchy z rozmyślnym skupieniem. Jak dobry niewolnik składam ubranie starannie i bez pośpiechu, jednak poruszając się na tyle szybko, żeby zadowolić moją panią.

      I zadowalam ją, słyszę to, gdy ściągam koszulę i odsłaniam nagi tors. Z jej ust dobiega dźwięk wyrażający aprobatę, gdy rozpinam suwak spodni i z rozporka wyskakuje mój fiut, sztywny, ciemny i gruby. Zadowoleniem dyszy całe jej ciało, gdy prostuję swoją niebagatelną postać, udostępniając jej oczom niemal każdy centymetr mej nagości.

      – Jesteśmy małżeństwem od trzech miesięcy, a ja wciąż mam wrażenie, jakbym niemal nigdy nie widziała cię nago – mówi z uśmiechem i ponownie przygryza wargę. – Ten widok nigdy mi się nie znudzi.

      Podchodzi do mnie i przykłada dłonie do płaskich i twardych mięśni mego brzucha, przesuwa opuszkami palców wzdłuż wybrzuszeń mięśni skośnego i zębatego. Obsypuje pocałunkami mój obojczyk i moje sutki, które tężeją pod jej dotykiem. Drażniąco pobudzającym ruchem przesuwa dłoń pod spodem penisa, który pręży się, pęcznieje i podrywa, ku jej widocznemu zadowoleniu. Powtarza ten gest raz po raz, aż czubek robi się szeroki i purpurowy i cieknie z niego preejakulat. Nikt nigdy mnie jeszcze tak nie pobudzał, nie w ten sposób. Wzbudzanie podniecenia to moja specjalność, marzę tylko o tym, by chwycić ją za ramię, obrócić i kopniakiem rozstawić jej nogi. A potem tak ją zerżnąć, żeby wypierdolić jej z dupy całą tę rozkoszną impertynencję.

      Jednak nie robię nic z tych rzeczy. Pozostaję doskonale nieruchomy. Zmuszam się do odczuwania, do poddania się doznaniu bycia dotykanym bez odwzajemniania dotyku. Do tego, że nie mam nic do powiedzenia, że nie posiadam władzy nad własnym ciałem. Przeżywam szok, zdając sobie sprawę, jakie to trudne. Jak wielki wzbudza we mnie niepokój.

      – Jesteś taki przystojny – mówi Greer, pochłaniając mnie wzrokiem i ogarniając dłońmi. Obmacując moje biodra, uda, ramiona. – Jestem z ciebie taka dumna. Dumna z tego, że jesteś mój. Taki silny i taki… – otacza dłonią mego fiuta i głaszcze go tak, że aż zapiera mi dech – męski.

      Jej słowa pomagają mi, znoszą skrępowanie wynikające z wymuszonej nieruchomości, bierności. Trudno nie czuć się bezużytecznym, wręcz fajtłapą, kiedy człowiek tak stoi, wyciągnięty jak struna i niemy, i tak bezradny, choć góruje nad partnerką. Lecz jej traktowanie przypomina mi, że w tej chwili moim jedynym


Скачать книгу