Amerykański król. Nowy Camelot. Tom 3. Sierra Simone
Читать онлайн книгу.Na ławkę – mówi Greer, kiedy już dość się mnie napieściła, mrucząc z zadowolenia. – Na wznak.
Robię, co każe, odczuwając powiew powietrza na skórze jako coś dziwnego. Rzadko zdarza mi się być tak obnażonym – tylko w łóżku lub pod prysznicem. Jednak podczas odgrywania naszych scen zwykle mam na sobie okrycie, więc czuję się nagi i podatny na zranienie, kiedy idę do niskiej, szerokiej ławki. Czuję się młody. I czuję się mały. A przecież nie jestem ani młody, ani mały.
Sam tego chciałeś. Rozkoszuj się tym.
I jakoś tak się dzieje, że leżąc na wznak, czując chłodne drewno pod plecami, dupą i nogami, z wyciekiem spermy na brzuch, jestem w stanie się tym rozkoszować. Znajdź to i ciesz się tym – wolnością wykraczającą poza świadomość własnego istnienia i wynikające z tego skrępowanie. Wiedziałem, że coś takiego istnieje, już jako nastolatek wiedziałem, że tak to ma działać, a jako mężczyzna niezliczoną ilość razy obserwowałem nieprzytomne uniesienia moich kochanków obojga płci. Wiedziałem dokładnie, jakiego bólu i jakiej rozkoszy albo jakiego połączenia obu tych doznań potrzebują moi partnerzy i partnerki, by otworzyć się i dygotać z rozkoszy, i odwiedziłem to miejsce raz czy dwa, zanim trafiłem na kurs w klubie Marka. Zawsze jednak zachowywałem dystans, a moje wizyty trwały krótko.
Teraz jest inaczej. Silniej odczuwam ciężar powietrza na skórze, krew inaczej porusza się w moim ciele. Czy dlatego, że jestem z żoną, a nie z obcą osobą? Czy dlatego, że tego pragnę, bo staram się w to wczuwać? Czy dlatego, że Embry tak bardzo mnie poniżył, że już byle co wystarcza, żebym rozpadł się na kawałki jak kolumna popiołu na wietrze?
Zapadam się w to, pozwalam sobie na rozpad, a kiedy Greer wpełza na mnie, powoli wyciąga moje ręce za głowę i jedwabnymi pończochami przywiązuje je w nadgarstkach do ławki, jestem już kompletnie tam. Płynę, dryfuję. Liść na jeziorze sunący po tafli wody, przepełniony radością i strachem.
– Nie ruszaj się – rozkazuje szeptem, ukończywszy zaciskanie węzłów, a potem łaskocze mnie w brzuch i uda, przesuwając się w dół, by w końcu dosiąść mnie okrakiem. Gdy siada na mych biodrach i nasze ciała wreszcie stykają się ze sobą, wydaje się, że nie sposób zapanować nad odruchowym pragnieniem wciśnięcia się w nią, wywołanym posuwistymi ruchami mokrej cipki ujeżdżającej w zapamiętaniu mojego sterczącego kutasa. A jednak udaje mi się poskromić żądzę. Posłusznie tkwię w bezruchu, choć mymi żebrami szarpie rwany oddech, choć jaja mam ściągnięte, a fiut mnie boli od napięcia. Mimo to posłusznie leżę nieruchomo, aż w końcu Greer lituje się nad moim udręczonym ciałem, sięga pod sukienkę i nakierowuje nabrzmiałą żołądź do wejścia. Wciąż tkwię w bezruchu, gdy wprowadza mnie do środka, choć czuję się jak podczas gorącego, mokrego snu w najlepszym wydaniu.
– Boże – szepcze. Cipę ma taką nabrzmiałą, że musi się nieźle nabiedzić, żeby nadziać się na mego kutasa. Przez chwilę boję się, że nie będzie w stanie wchłonąć mnie w całości, jednak wtedy szerzej rozwiera uda, odrzuca głowę i wsuwa się na mnie do samego końca. Sadowi się na mnie, łapiąc oddech i dygocąc, na piersi i ramionach ma gęsią skórkę, i nawet ja z trudem dławię jęk wzbierający mi w gardle, wnikając całą długością członka w tę mokrą, całującą mnie gorącą szparę. Jej cipka jest najlepszą rzeczą, jaką czułem kiedykolwiek w życiu, najsłodszą, najciaśniejszą rzeczą, a być tak dosiadanym przez nią to objawienie.
Doskonale widzę jej twarz i szyję, rumieniec wspinający się w górę dekoltu i kosmyki włosów wymykające się z upiętej fryzury. Jej spragnione dłonie błądzą po moim ciele, uda zaciskają się na moich biodrach. Widzę i czuję dokładnie, co zrobiłaby z moim ciałem, mając nieograniczony dostęp, i to jest szalenie erotyczne widzieć, jak używa mnie z nieskrępowaną zapalczywością. Nieznośna jest myśl, że tak właśnie najwyraźniej pragnie mnie zawsze, że zawsze chciałaby móc kąsać moje sutki, drapać mój brzuch i rżnąć mnie dzikimi, niemiłosiernymi posunięciami, w których szczytowym momencie czubek mego chuja trafia do samego środka jej brzucha, sprawiając, że drży od nieukojonego napięcia.
– Jesteś taki wielki – mruczy słodko, ujeżdżając mnie. – Mój wielki, silny Ash.
I sprawia, że czuję się wielki i silny w zupełnie nowy sposób, w taki sposób, że nie muszę używać swojej wielkości ani swojej siły do niczego. Nie muszę usprawiedliwiać posiadania tych atrybutów, nie muszę starannie równoważyć ich łagodnością i taktem. Znów jestem liściem sunącym po wodzie, ciągnącym tam, dokąd zaniosą mnie jej słowa, i mogę po prostu obserwować z radosną klarownością, jak bardzo ona cieszy się moją wielkością, moją siłą, moim ciałem. Nie muszę zaprzątać sobie głowy dogadzaniem jej, bo dogodzi sobie sama, nie muszę martwić się o to, co słuszne i niesłuszne, mocne i słabe, ochraniające i beztroskie, bo ona będzie się martwić o to za mnie. Mogę zatonąć jak kamień w swoim ciele, w swoim umyśle, zniknąć w bezwietrznej, statycznej mgle elektrycznych potrzeb i chemicznych pragnień.
To magia.
Wolna od myślenia, zlana potem magia.
Nie ma kraju, któremu trzeba przewodzić, nie ma Embry’ego, nie ma wojny, której trzeba unikać, nie ma złamanego serca. Nie ma miecza i nie ma korony. Nie ma nic prócz Greer, która obejmuje mnie tak mocno, jak tylko kobieta może obejmować mężczyznę, która niesie mnie wysoko ponad tym wszystkim i głęboko poniżej tego wszystkiego, a kiedy napiera na mnie mocniej i każe mi odpuścić sobie i przeżyć orgazm, odpuszczam sobie.
Jestem posłuszny.
Poddaję się.
Podporządkowuję się.
Jestem niczym, a ona jest wszystkim i jakimś sposobem to czyni mnie na powrót wszystkim, samo to, że jestem pod nią. Drogą alchemicznej transmutacji przemieniam się z człowieka ołowianego w złotą istotę z czystego, żarliwego poddania. Kiedy nadchodzi orgazm, jest jak szybkie cięcie słońca przez glob, jest jasny, mocny i szybki. I ekstatyczne przypływy w głębi mojej miednicy odzywają się echem w skurczach mięśni brzucha, w napiętych drganiach bioder i ud, aż w końcu całe moje ciało uczestniczy w doznaniu orgazmu.
– Daj mi to – mruczy, ujeżdżając moje nieustannie wstrząsane spazmami ciało, jak królowa mogłaby ujeżdżać ogiera. Dźga mnie dłońmi w boki, piętami w uda i przez chwilę naprawdę czuję się jak rumak, dumny i potężny, a jednocześnie całkowicie poskromiony. Spogląda na mnie łagodnym wzrokiem, gdy opróżniam się w nią – nie tylko się opróżniam, ale jestem próżny. Przez zaledwie kilka słodkich chwil nie istnieję, nie jestem rzeczywisty, wiem, jak by to było odrzucić wszystko, co moralne, etyczne i praktyczne, i po prostu dać za wygraną. Nie ma Asha, nie ma prezydenta Colchestera… Jest jedynie człowiek, który chce mieć swoich ukochanych przy sobie i nic więcej.
A więc tak się to odczuwa.
Słowa pojawiają się jak krople wody w stanie nieważkości, przepływają przez zwierzęcy mrok mego umysłu. Klarowne i skrzące się.
A więc tak się odczuwa prawdziwe poddanie.
Dziko. Pierwotnie. Samolubnie.
Krótko.
I naraz jestem z powrotem.
Puszczam oko do Greer, moim ciałem wstrząsają jeszcze sporadyczne skurcze, ale poza tym jestem nasycony i ociężały. Powieki mi opadają, mięśnie są rozluźnione. Mógłbym teraz usnąć, gdyby nie fakt, że skręca mnie w głębi ducha poczucie niepokoju czy może braku satysfakcji. Usiłuję odepchnąć to uczucie od siebie, cieszyć się każdą upływającą chwilą.
Greer spogląda na mnie z uśmiechem, a potem śmieje się cichutko i muska pocałunkiem moją brodę.
– Co się dzieje? – pytam sennym głosem.