Z dala od świateł. Samantha Young
Читать онлайн книгу.za człowiek zawstydza bezdomną osobę? – zapytałam.
– Staram się zawstydzić kogoś, kto nie musi być bezdomny, w przeciwieństwie do tysięcy innych nieszczęśników w tym kraju, którzy nie mają wyboru. Wydaje ci się, że z ciebie drwię? To ty codziennie drwisz z nich!
Wzdrygnęłam się.
– Gówno prawda.
– Czyżby? Oni nie mają wyboru. Ty masz.
– Nie mam.
– Przed chwilą dałem ci wybór. – Wcisnął mi w dłoń wizytówkę. – Zrobisz z nim, co zechcesz.
Zostawił mnie półprzytomną przy stoliku i wyszedł z TGI Fridays. Nogi miałam jak z waty, w głowie mi się kręciło. Nie chciałam przyznać, że to skutek jego ostrych słów. Opadłam bezwładnie na ławeczkę w boksie. Na pewno przyczyną były jedzenie i przeżycia minionego dnia. Na pewno.
Drżącymi palcami sięgnęłam po pieniądze, które zostawił na stole.
– Podać rachunek? – Głos kelnera sprawił, że w niespodziewanej panice zacisnęłam dłoń na banknotach.
Skinęłam głową i schowałam ręce pod stołem, żeby ukryć pieniądze. Kiedy dostałam rachunek, odliczyłam należną sumę razem z pokaźnym napiwkiem. Gdy zorientowałam się, ile mi zostało, poczułam łzy pod powiekami.
Ten drań dał mi dwieście funtów. Dla niektórych to niewielka suma, ale dla mnie oznaczała, że przez kilka tygodni nie będę musiała się martwić o to, czy zarobię coś graniem na ulicy.
Za ten życzliwy odruch nienawidziłam go jeszcze bardziej. Dlaczego dał mi pieniądze, skoro miał o mnie takie złe zdanie?
Chociaż bardzo się starałam, jadąc autobusem w stronę cmentarza, nie mogłam się pozbyć z pamięci jego głosu. Tej nocy, kiedy już ubrałam się ciepło do snu i schowałam pieniądze do schowka ukrytego w futerale od gitary, wyjęłam notatnik, którego nie używałam, odkąd przyjechałam do Szkocji.
Kiedy wszystko zawaliło mi się na głowę, uciekłam. Zostawiłam całe swoje życie i przez ponad rok jeździłam z plecakiem po Europie. Przez cały czas pisałam nowe utwory, muzykę zupełnie inną niż ta, którą grał nasz zespół. Nie chodziło mi o stworzenie nowego brzmienia czy przeboju. Nie chciałam powrotu do dawnego życia. Jednak muzyka zawsze była moim sposobem na wyrażenie samej siebie i tworzyłam piosenki w nadziei, że w jakiś sposób przyniosą mi ukojenie.
Tak się nie stało.
Wiedziałam, że jeśli nie pomoże mi muzyka, to nie pomoże już nic.
Przestałam więc pisać, kiedy dotarłam do Szkocji. Wydałam ostatnie pieniądze na tani lot z Paryża do Glasgow. I przez pięć miesięcy śpiewałam, ale niczego nie napisałam.
Moja wiza miała się wkrótce skończyć. Chociaż O’Dea zostawił mi trochę pieniędzy, nie wystarczą na długo. Nie będę miała za co wrócić do domu. Szczerze mówiąc, wcale nie chciałam tam wracać.
Patrząc na notes, na swój tekst, na piosenkę, która była zbyt osobista, żeby śpiewać ją na ulicy, poczułam pragnienie, którego od miesięcy nie doświadczyłam. Tutaj przede wszystkim starałam się zapomnieć, wyrzucić z myśli wszystko, co było złe, i udawać, że jestem kimś zupełnie innym. Chciałam jednak dokończyć to, co zaczęłam.
Znalazłam pióro i gorączkowo zaczęłam nanosić zmiany w tekście. Przerwałam, kiedy piosenka była w połowie gotowa, ponieważ chciałam usłyszeć, jak brzmi.
Otworzyłam futerał i wyjęłam z niego swojego taylora.
I zaśpiewałam.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam,
Że nasze dusze to jedność.
I kiedy twoja gdzieś odpłynęła,
Moja rozpadła się na k…
Głos mi się załamał, zanim doszłam do końca pierwszej zwrotki. Położyłam się, obejmując gitarę. Porzucony notatnik leżał obok. Pierwszy raz od wielu miesięcy zasnęłam ze łzami na policzkach.
5
W lecie miasto ma charakterystyczny złożony zapach, który trudno opisać, dopóki nie rozłoży się go na elementy. Jednym z nich jest woń rozgrzanego asfaltu. Tutaj letnie temperatury nawet nie umywają się do tych w moich rodzinnych stronach, ale podczas nielicznych gorących dni budynki, ludzie i samochody potęgują upał, aż chodniki stają się tak rozgrzane, że wydzielają wyraźny zapach betonu.
Teraz, kiedy temperatura spadała, zaskoczona stwierdziłam, że zewsząd dochodzi mnie woń mokrego betonu, chociaż nie padało od wielu dni. Jesienią w Szkocji panuje wilgoć, nawet jeśli z ciężkich szarych chmur nie leją się strugi deszczu.
Tutejszy wilgotny chłód przenika aż do szpiku kości.
Kolejnej soboty Killian O’Dea nie zjawił się, żeby posłuchać mojego śpiewania. Chciałabym powiedzieć, że mnie to nie ruszyło, ale wiedziałam, że pieniądze, które mi dał, musiały być powiązane z jakimś zobowiązaniem. Wzięłam je w desperacji, ale to nie znaczyło, że jestem naiwna. Nie podarował mi ich z czystej dobroci. Nerwy miałam więc napięte. Czekałam. Chciałam znów stać się niewidzialna. A jednak szukałam go wzrokiem spod ronda kapelusza, a pod koniec dnia, kiedy się pakowałam, ogarnął mnie nieprzyjemny niepokój, jak dokuczliwe mrowienie w dłoniach i stopach.
Przyczyną tego uczucia nie był jednak Killian O’Dea. On jedynie dopomógł mu się rozwinąć. Wyzwolił moje emocje, które wyskoczyły niczym wąż na sprężynie z otwartego pudełka. Wyskoczyły nagle i chaotycznie, a ja nie wiedziałam, jak upchnąć je z powrotem. Zamiast tego zamiotłam je pod wyimaginowany dywan. Zniszczony, brudny dywan, który każdego dnia przypominał mi, co się pod nim kryje.
Do tego musiałam dodać coraz wyraźniejszy strach przed zbliżającą się zimą.
Odczułam go wyraźnie następnego wieczoru.
W poniedziałek, po niespokojnie przespanej nocy, kiedy musiałam obejmować się ramionami, żeby nie szczękać zębami z zimna, czułam się fatalnie. Chociaż nadal miałam pieniądze od Killiana O’Dea, byłam głodna. Chciałam, żeby ta suma wystarczyła mi na tak długo, jak się dało, więc jadłam tanio i nieregularnie. W rezultacie przyzwyczaiłam się do porannego bólu i głodowych skurczów żołądka. Jednak tego ranka zawroty głowy wywołane brakiem snu i przenikliwym zimnem po prostu mnie dobijały.
Mimo niskiej temperatury słońce świeciło jasno. Powoli składałam namiot, słuchając śpiewu ptaków w gałęziach drzew. Zwykle uwielbiałam ten dźwięk, ale dzisiaj po prostu mnie irytował i wywoływał zazdrość. Te cholerne ptaszyska były takie szczęśliwe, podczas gdy ja spadłam na dno rozpaczy.
Musiałam się jakoś rozgrzać, więc poszłam na basen i wzięłam gorący prysznic. Czując się tylko trochę lepiej, zaczęłam się ubierać. Wtedy zauważyłam w plecaku tampony i na moment zamarłam w bezruchu.
Puls mi przyśpieszył, kiedy starałam się skalkulować daty.
Co, do cho…
Ubrałam się szybko, wzięłam się w garść i w drodze do wyjścia zatrzymałam się przy recepcji, żeby odebrać gitarę.
– Dzięki. Który dzisiaj? – zapytałam.
– Dwudziesty czwarty.
Cholera.
Miesiączka spóźniała mi się o miesiąc. Jak to możliwe, że tego nie zauważyłam?
Poczułam, że zaczyna mnie mdlić ze zdenerwowania, ale nie dałam nic po sobie