Władcy czasu. Eva Garcia Saenz de Urturi
Читать онлайн книгу.rel="nofollow" href="#u897e9b9f-3039-58a5-9447-3d6e4a48dbd3">29 OGRODY SAMANIEGA – UNAI
30 DĄB SPRAWIEDLIWOŚCI – DIAGO VELA
32 SZPITAL ŚWIĘTEGO JAKUBA – UNAI
36 ZAUŁEK CIEMNEJ BRAMY – DIAGO VELA
37 STARA SALA WYKŁADOWA – UNAI
40 CHODNIK OBRONNY NA MURACH – DIAGO VELA
43 ROZBITA PŁYTA NAGROBNA – UNAI
44 KAPLICA KOŚCIOŁA NAJŚWIĘTSZEJ MARII PANNY – DIAGO VELA
48 NA ZIEMIACH ALMOHADÓW – DIAGO VELA
49 PLAC ZABAW W OGRODZIE ETXANOBE – UNAI
59 W STRUGACH DESZCZU – RAMIRO ALVAR
1
PAŁAC VILLA SUSO
UNAI
Wrzesień 2019
Mógłbym zacząć tę historię od opowiedzenia o wstrząsającym odkryciu w pałacu Villa Suso zwłok jednego z najbogatszych ludzi w kraju, władcy całego imperium sieciówek z ubraniami, który zatruł się kantarydyną – legendarnym średniowiecznym odpowiednikiem viagry. Nie zrobię tego.
Najpierw zrelacjonuję – uważam, że tak będzie lepiej – co wydarzyło się podczas promocji książki Władcy czasu, o której mówiło całe miasto.
Ta powieść historyczna zachwyciła wszystkich. Mnie też. Pochłaniałem ją z zapartym tchem, jakby od pierwszego akapitu czyjaś niewidzialna ręka z siłą magnesu wciągała mnie prosto w średniowieczny świat, a mnie nie pozostało nic innego, jak poddać się jej bezwolnie.
Mój brat Germán, nasza paczka… wszyscy rozmawiali tylko o tym. Jedni przeczytali książkę w trzy noce, mimo że liczyła czterysta siedemdziesiąt stron, inni, na przykład ja, dawkowali ją sobie ostrożnie niczym truciznę, której przyjmowanie, choć groźne, niesie rozkosz – i marzyli, by ich przygody w roku Pańskim 1192 trwały jak najdłużej. Ja zanurzyłem się w lekturze tak głęboko, że kiedy nad ranem odbywaliśmy w pościeli nasz zwykły taniec języków i ud, nazywałem Albę „swoją panią”.
Do tego dochodził jeszcze jeden dodatkowy smaczek, zagadka do rozwiązania: tożsamość autora.
Chociaż powieść trafiła do księgarń już półtora tygodnia temu, nikt nie zrobił z nim wywiadu, nie było jego zdjęć ani w gazetach, ani na okładce książki. W świecie cyfrowym nie istniał: nie korzystał z mediów społecznościowych, nie miał strony internetowej. Albo był wykluczony cyfrowo, albo podjął świadomą decyzję, że będzie żył w anachronicznym świecie analogowym.
Domyślano się, że imię i nazwisko autora na okładce – Diego Veilaz – to pseudonim mający się kojarzyć z bohaterem powieści, charyzmatycznym hrabią Diagiem Velą. Ale to były tylko przypuszczenia. Skąd mielibyśmy cokolwiek wiedzieć, dopóki rozłożyste skrzydła prawdy nie załopotały nad brukowanymi uliczkami tysiącletniego średniowiecznego migdała?
Zapadał już wieczór w kolorze sepii. Z Debą na barana przeszedłem przez plac Matxete. Miałem nadzieję, że moja dwuletnia córka – ona uważała się