Duchowość ciała. Alexander Lowen
Читать онлайн книгу.fizycznego z matką. Wobec ojca natomiast zachowała ciepłe uczucia i czuła, że ją kochał. Odsunął się od niej jednak, gdy była jeszcze mała.
Duch Ruth został złamany, jednak jej ciało nie było go całkiem pozbawione. W jej ciele istniała pustka świadcząca, że jej duch jest słaby. Nie była agresywna. Z wielką trudnością osiągała dobre samopoczucie. Jej oddech był płytki, a poziom energii niski. Zdawała sobie sprawę, jak trudno przychodzi jej wyciągnąć rękę do innych, co przypisywała swojej nieufności wobec ludzi. Jej problem z jelitami skojarzył mi się z tą właśnie nieufnością, a także z niezdolnością do przyjmowania i wchłaniania pożywienia. Było to tak, jak gdyby na mleko swojej matki reagowała jak na truciznę. Piersią karmiona była krótko i mimo że nie mogła sobie przypomnieć momentu odstawienia od piersi, ten właśnie moment uznałem za pierwszy poważniejszy uraz w jej życiu. Z pewnością wrogość matki była trująca. Drugi poważny uraz stanowiła utrata bliskiego kontaktu z ojcem, spowodowana w dużej mierze zazdrością matki o jego miłość do Ruth. Odsunięcie się ojca uczyniło ją bezbronną wobec wrogo nastawionej matki i dało jej poczucie, że nikomu już na niej nie zależy.
Mimo moich wysiłków, Ruth pozostawała wobec mnie nieufna. Choć po każdym seansie czuła się bardziej żywotna, poprawa ta była nietrwała. Aż wydarzyła się rzecz zaskakująca. Ruth miała przyjaciółkę, która opowiedziała jej o kobiecie zajmującej się uzdrawianiem w ramach religii Christian Science5. Ruth odbyła kilka wizyt u tej kobiety, która opowiedziała jej o uzdrowicielskiej mocy wiary w Jezusa Chrystusa. Wyjaśniła też Ruth, że dusza jest nieśmiertelna i że chociaż ciało może umrzeć, człowiek żyje nadal w swej duszy. Podkreśliła, że Ruth utożsamia się ze swoimi dolegliwościami. Mogłaby jednak przerwać tę identyfikację poprzez uświadomienie sobie, że objawy choroby są częścią jej ciała, a nie duszy. Ruth rzekła wówczas do mnie: „Proszę sobie wyobrazić mnie, Żydówkę, wierzącą w Jezusa Chrystusa”.
Niezwykłą sprawą było to, że dolegliwości u Ruth całkowicie ustąpiły. Wyglądała i czuła się dobrze. Nawet spożywanie pokarmów, na które była uczulona, nie powodowało już nieprzyjemnych reakcji. Wyglądało to na cud wiary, która może dać efekty wskazujące na cuda. Wierze poświęcę zatem jeden z następnych rozdziałów. To cudowne wyzdrowienie Ruth daje się jednak wytłumaczyć na innej płaszczyźnie.
Wyjaśnienie opiera się na tezie, że dolegliwości i patologiczny stan jelit u Ruth stanowiły jej identyfikację z matką, którą Ruth postrzegała jako kobietę upośledzoną i cierpiącą. Szczególną cechą ludzkiej natury jest to, że tego typu utożsamianie się jest zawsze skierowane na prześladowcę. Ruth, jak widzieliśmy, czuła się gnębiona przez matkę, bała się i nienawidziła jej. Równocześnie bardzo jej współczuła i miała wobec niej ogromne poczucie winy. W podświadomości, tzn. w swoim duchu, była z matką związana. Musiała więc cierpieć.
Dla Żydówki przyjęcie Chrystusa oznacza zerwanie z rodziną i własną przeszłością. Czyniąc to, Ruth uwolniła swego ducha od patologicznych więzów z cierpieniem swojej matki, przynajmniej na jakiś czas, pokonując tym samym chorobę. W języku psychoterapii nazywamy to przełomem. Przełom jest ważnym krokiem do przywrócenia zdrowia i uwolnienia ducha pacjenta, wymaga jednak utrwalenia. Po tym przeżyciu Ruth była bardziej zrelaksowana, choć jej twarz pozostała nadal napięta, oczy przestraszone, a ramiona skurczone. Zator, który uwięził jej ducha, zaczynał pękać, ale Ruth wiedziała, że musi jeszcze rozwiązać kilka problemów i pracować ze swym ciałem, by odzyskać grację.
Inną pacjentką, która osiągnęła przełom w terapii poprzez uwolnienie swego ducha, była Barbara. Ta blisko sześćdziesięcioletnia kobieta od przeszło dziesięciu lat cierpiała na ciągłe ataki biegunki. Spożycie cukru lub czegokolwiek słodkiego zwykle wywoływało atak. Czynnikiem dodatkowym był stres, ponieważ ataki zdarzały się częściej, gdy przebywała poza domem lub miejscem zamieszkania. Największym źródłem napięć było jednak dla niej drugie małżeństwo, pełne konfliktów. Mimo swych kłopotów Barbara niechętnie szukała pomocy, uważając, że sama powinna radzić sobie z problemami. Gdy w końcu rozpoczęła terapię, postęp był bardzo powolny. Barbara uważała, że musi sama kontrolować przebieg terapii w ten sam sposób, w jaki kontrolowała swoje życie. Kontrola oznaczała powściąganie uczuć i bezemocjonalne reagowanie na wszelkie sytuacje. Obawiała się, że tracąc pełną kontrolę i folgując uczuciom, może wpaść w obłęd.
Przełom u Barbary nastąpił dopiero wtedy, gdy zdała sobie sprawę, że przegrała. Jej małżeństwo znalazło się na krawędzi rozpadu i ogarnęła ją panika. Gdy po raz pierwszy od wielu lat Barbara zaczęła przyznawać się przed samą sobą do swych uczuć, załamała się i rozpłakała. Czuła, że przegrała i że jest zagubiona. W młodości zawsze była „małą córeczką” swojego tatusia i zawsze wierzyła, że potrafi zaspokoić oczekiwania swojego mężczyzny i zatrzymać go przy sobie. Utrata pierwszego męża, który ją odumarł, nie zakłóciła tej iluzji. Po sesji, podczas której się rozpłakała, poczuła silny gniew wobec ojca za to, iż złamał swą pośrednio wyrażoną obietnicę, że będzie ją kochał, jeśli będzie „grzeczna”. Bycie grzeczną dziewczynką oznaczało dla niej powstrzymywanie się od okazywania uczuć, jak również bycia sprytną i silną. Taka postawa sprawdzała się, jak się wydaje, w jej pierwszym małżeństwie, w którym była stroną sprawującą kontrolę. Nie dało to jednak efektów w drugim, które spowodowało wzrost potrzeby kontroli. W rezultacie nabawiła się zespołu nadwrażliwości jelita grubego, który pod wpływem stresu powodował napady biegunki. Po przełomie w terapii napady u Barbary ustąpiły; początkowo przypisywała to starannemu unikaniu cukru. Dopiero gdy pewnego razu uległa łaknieniu na słodycze i mimo to nie nastąpiły żadne przykre konsekwencje, zdała sobie sprawę, że uwolniła się od tego problemu. Stanowiło to także uleczenie duchowe, gdyż dając upust uczuciom, uwolniła również swego ducha.
Przypadek Ruth ukazuje potencjał siły duchowej w leczeniu ciała. Christian Science znana jest z wiary w tę siłę i ze stosowania jej w swoim programie uzdrawiania. Jednakże medycyna świata zachodniego, z racji swojej mechanistycznej orientacji, nie chce uznać tej siły, która jest zasadniczym elementem medycyny Wschodu. Na Wschodzie skupia się uwagę na zachowaniu zdrowia, a nie na leczeniu choroby. Wymaga to jednak holistycznego spojrzenia na zdrowie, obcego medycynie zachodniej. Na całym obszarze Wschodu zdrowie jest powszechnie postrzegane jako stan równowagi, czy też harmonii, między tym, co indywidualne, a tym, co uniwersalne. Zasada ta leży u podstaw praktyki taijiquan6, programu ćwiczeń nastawionych na wyrobienie w człowieku poczucia jedności z kosmosem poprzez płynne i wdzięczne ruchy. Ta sama zasada funkcjonuje w medytacji, która zmierza do wyciszenia umysłu jednostki po to, by mogła ona odczuć swego ducha wewnętrznego i poczuć swą łączność z duchem uniwersalnym. Pojęcie równowagi i harmonii odnosi się również do dwóch wielkich sił, które Chińczycy nazywają yin i yang. Te dwie siły, jedna wyrażająca ziemię, a druga niebo, powinny się w jednostce równoważyć, tak jak równoważą się we wszechświecie. Chorobę można postrzegać jako brak równowagi między nimi.
Choroby Ruth i Barbary dają się zrozumieć jako nierównowaga tych sił. Dwie działające tu siły można utożsamiać z ego i ciałem, myślą i uczuciem, dobrem i złem. W obydwu przypadkach nierównowaga uwidoczniła się w dominacji głowy nad ciałem. Dla Ruth być dobrą znaczyło być wrażliwą na cierpienie matki i negować własne potrzeby. Dla Barbary być dobrą znaczyło być sprytną i silną, a być złą, to być uczuciową. Stale będę podkreślał potrzebę harmonii ego i ciała jako podstawy gracji i prawdziwej duchowości.
Ważne jest, byśmy zdawali sobie sprawę, że wschodnie i zachodnie filozofie i religie patrzą na duchowość – czyli poczucie łączności z wyższym porządkiem – z różnych punktów widzenia. Podczas gdy myśl Wschodu postrzega duchowość jako zjawisko cielesne, myśl Zachodu traktuje ją przede wszystkim jako funkcję umysłu. Różnicę tę można inaczej wyrazić stwierdzeniem, że na Zachodzie duchowość jest głównie sprawą wiary, a na Wschodzie