Faraon, tom trzeci. Болеслав Прус
Читать онлайн книгу.się i pocałowała syna w rękę, mówiąc wzruszonym głosem:
– Zaprawdę, jesteś synem Izydy i Ozyrysa i dobrze uczyniłam, odstępując cię bogini… Nareszcie Egipt ma władcę!…
Od tej pory czcigodna pani nigdy w żadnej sprawie nie wstawiała się do syna. A gdy ją proszono o protekcję, odpowiadała:
– Jestem sługą jego świątobliwości i radzę wam spełniać rozkazy pana bez oporu. Wszystko bowiem, co on robi, pochodzi z natchnienia bogów; a któż oprze się bogom?…
Po śniadaniu faraon zajmował się sprawami ministerium wojny i skarbowością, a około trzeciej po południu, otoczony wielką świtą, wyjeżdżał do wojsk obozujących pod Memfisem i przypatrywał się musztrze.
Rzeczywiście największe zmiany zaszły w sprawach wojskowych państwa.
W ciągu niespełna dwu miesięcy jego świątobliwość uformował pięć nowych pułków, a raczej – wskrzesił te, które zwinięto za poprzedniego panowania. Usunął oficerów oddających się pijaństwu i kosterstwu53 tudzież takich, którzy udręczali żołnierzy.
Do biur ministerium wojny, gdzie pracowali sami kapłani, wprowadził swoich najzdolniejszych adiutantów, którzy bardzo prędko opanowali ważne dokumenta dotyczące armii. Kazał zrobić spis wszystkich mężczyzn w państwie, którzy należeli do stanu wojskowego, lecz od kilkunastu lat nie spełniali żadnych obowiązków, tylko gospodarowali. Otworzył dwie nowe szkoły oficerskie dla dzieci od dwunastu lat i odnowił już zaniedbany zwyczaj, by młodzież wojskowa dopiero po odbyciu trzygodzinnego marszu w liniach i kolumnach, otrzymywała śniadanie.
Wreszcie żadnemu oddziałowi wojska nie wolno było mieszkać po wsiach, ale w koszarach lub w obozie. Każdy pułk miał wyznaczony plac na ćwiczenia, na którym po całych dniach rzucano kamienie z procy lub strzelano z łuku do tarcz, odległych o sto do dwustu kroków.
Wyszło też polecenie do rodzin stanu wojskowego, aby mężczyźni ich wprawiali się w rzucaniu pocisków, pod kierunkiem oficerów i dziesiętników armii regularnej. Rozkaz wykonano natychmiast, skutkiem czego Egipt, już we dwa miesiące po śmierci Ramzesa XII, wyglądał jak obóz.
Albowiem nawet wiejskie i miejskie dzieci, które dotychczas bawiły się w pisarzy i kapłanów, teraz, naśladując starszych, zaczęły bawić się w wojsko. Więc na każdym placu i w każdym ogrodzie od rana do wieczora świstały kamienie i pociski z łuków, a sądy zawalone były skargami o uszkodzenia cielesne.
I stało się, że Egipt był jakby odmieniony i że, pomimo żałoby, panował w nim wielki ruch, a wszystko za sprawą nowego władcy.
Sam zaś faraon rósł w dumę widząc, jak całe państwo stosuje się do jego królewskiej woli.
Przyszła jednak chwila, że i on się zasępił.
W tym samym dniu, kiedy balsamiści wydobyli ciało Ramzesa XII z sodowej kąpieli, wielki skarbnik składając zwykły raport rzekł do faraona:
– Nie wiem, co począć… Mamy bowiem w skarbie dwa tysiące talentów, a na pogrzeb zmarłego pana trzeba co najmniej tysiąc…
– Jak to dwa tysiące?… – zdziwił się władca. – Kiedym obejmował rządy, mówiłeś, że mamy dwadzieścia tysięcy…
– Wydaliśmy osiemnaście…
– We dwa miesiące?…
– Mieliśmy ogromne rozchody…
– Prawda – odparł faraon – ależ co dzień wpływają podatki…
– Podatki – rzekł skarbnik – nie wiem dlaczego, znowu zmniejszyły się i nie napływają w takiej ilości, jak rachowałem. Ale i one rozeszły się… Racz, wasza świątobliwość, pamiętać, że mamy pięć nowych pułków. Więc około ośmiu tysięcy ludzi porzuciło swoje zajęcia i żyją na koszt państwa…
Faraon zamyślił się.
– Musimy – odpowiedział – zaciągnąć nową pożyczkę. Porozumiej się z Herhorem i Mefresem, aby nam dały świątynie.
– Mówiłem o tym… Świątynie nic nam nie dadzą.
– Obrazili się prorocy!… – uśmiechnął się faraon. – W takim razie musimy wezwać pogan… Przyślij do mnie Dagona.
Nad wieczorem przyszedł bankier fenicki. Upadł na ziemię przed panem i ofiarował mu złoty puchar wysadzany klejnotami.
– Teraz już mogę umrzeć!… – zawołał Dagon – kiedy mój najłaskawszy władca zasiadł na tronie…
– Zanim jednak umrzesz – rzekł do klęczącego faraon – Wystaraj mi się o kilka tysięcy talentów.
Fenicjanin struchlał, czy może tylko udawał wielkie zakłopotanie.
– Niech wasza świątobliwość każe mi lepiej szukać pereł w Nilu – odparł – gdyż zginę od razu i pan mój nie posądzi mnie o złe chęci… Ale taką sumę znaleźć dzisiaj!…
Ramzes XIII zdziwił się.
– Jak to?… – spytał – więc Fenicjanie nie mają dla mnie pieniędzy?…
– Krew i życie nasze i dzieci naszych oddamy waszej świątobliwości – rzekł Dagon. – Ale pieniądze… Skąd my weźmiemy pieniędzy?…
Dawniej świątynie udzielały nam pożyczek na piętnaście lub dwadzieścia procentów54 rocznie. Lecz od czasu gdy wasza świątobliwość, jeszcze jako następca tronu, był w świątyni Hator55, tam, pod Pi-Bast, kapłani zupełnie odmówili nam kredytu.
Oni, gdyby mogli, dziś wygnaliby nas z Egiptu, a jeszcze chętniej wytępiliby… Ach, co my cierpimy z ich łaski!… Chłopi robią, jak chcą i kiedy chcą… na podatek oddają, co im z nosa spadnie… Gdy którego uderzyć, buntują się, a gdy nieszczęśliwy Fenicjanin pójdzie o pomoc do sądu, albo przegrywa sprawę, albo musi się strasznie opłacać…
Godziny nasze na tej ziemi są policzone!… – mówił z płaczem Dagon.
Faraon sposępniał.
– Zajmę ja się tymi sprawami – odparł – i sądy będą wymierzały wam sprawiedliwość. Tymczasem jednak potrzebuję około pięciu tysięcy talentów…
– Skąd weźmiemy panie?… – jęczał Dagon. – Wskaż nam, wasza świątobliwość, kupców, a sprzedamy im wszystkie nasze ruchomości i nieruchomości, byle spełnić twoje rozkazy…
Lecz gdzie są ci kupcy?… Chyba kapłani, którzy otaksują nasze majątki za bezcen i – jeszcze nie zapłacą gotowizną.
– Poślijcie do Tyru, Sydonu… – wtrącił pan. – Przecież każde z tych miast mogłoby pożyczyć nie pięć, ale sto tysięcy talentów…
– Tyr i Sydon!… – powtórzył Dagon. – Dziś cała Fenicja gromadzi złoto i klejnoty, ażeby opłacić się Asyryjczykom… Kręcą się już po naszym kraju wysłańcy króla Assara i mówią, że byleśmy składali co roku hojny okup, to król i satrapowie nie tylko nie będą nas ciemiężyli, ale jeszcze nastręczą nam większe zarobki niż te, jakie mamy dziś z łaski waszej świątobliwości i Egiptu…
Władca pobladł i zacisnął zęby. Fenicjanin spostrzegł się i dodał prędko:
– Wreszcie, co ja mam zabierać waszej świątobliwości czas moim głupim gadaniem?… Jest tu, w Memfisie, książę Hiram… On może lepiej objaśni wszystko memu panu, bo to mędrzec i członek najwyższej rady naszych miast…
Ramzes ożywił się.
– A dawajże mi tu prędzej
53
54
55