Faraon, tom trzeci. Болеслав Прус

Читать онлайн книгу.

Faraon, tom trzeci - Болеслав  Прус


Скачать книгу
panem Hiram odziany w ciemną szatę memfijskiego przekupnia.

      – Czegóż się tak skradasz, wasza dostojność?… – zapytał go niemile dotknięty faraon. – Czyliż mój pałac jest więzieniem albo domem trędowatych?…

      – Ach, władco nasz! – westchnął stary Fenicjanin. – Od chwili gdy zostałeś panem Egiptu, zbrodniarzami są ci, którzy ośmielają się widywać ciebie i nie zdawać sprawy z tego, o czym raczysz mówić…

      – Przed kimże to musicie powtarzać moje słowa?… – spytał pan.

      Hiram podniósł oczy i ręce do góry.

      – Wasza świątobliwość znasz swoich wrogów!… – odparł.

      – Mniejsza o nich – rzekł faraon. – Wasza dostojność wiesz, po co cię wezwałem? Chcę pożyczyć kilka tysięcy talentów…

      Hiram syknął i tak zachwiał się na nogach, że pan pozwolił mu usiąść w swojej obecności, co było najwyższym zaszczytem.

      Rozsiadłszy się wygodnie i odpocząwszy, Hiram rzekł:

      – Po co wasza świątobliwość ma pożyczać, kiedy może mieć duże skarby…

      – Wiem, gdy zdobędę Niniwę – przerwał faraon. – To dalekie czasy, a pieniądze potrzebne mi są dziś…

      – Ja nie mówię o wojnie – odparł Hiram. – Ja mówię o takiej sprawie, która natychmiast przyniesie skarbowi duże sumy i – stały roczny dochód…

      – Jakim sposobem?

      – Niech wasza świątobliwość pozwoli nam i pomoże wykopać kanał, który by połączył Morze Śródziemne z Morzem Czerwonym…

      Faraon zerwał się z fotelu.

      – Żartujesz, stary człowieku?… – zawołał. – Któż taką pracę wykona i kto chciałby narazić Egipt?… Przecie morze zalałoby nas…

      – Jakie morze?… Bo chyba ani Czerwone, ani Śródziemne – spokojnie odparł Hiram. – Ja wiem, że egipscy kapłani-inżynierowie badali ten interes i wyrachowali, że to jest bardzo dobry interes, najlepszy w świecie… Tylko oni sami wolą go zrobić, a raczej nie chcą, ażeby zrobił to faraon.

      – Gdzie masz dowody? – spytał Ramzes.

      – Ja nie mam dowodów, ale ja przyślę waszej świątobliwości takiego kapłana, który całą sprawę objaśni planami i rachunkiem…

      – Kto jest ten kapłan?…

      Hiram zamyślił się i rzekł po chwili:

      – Czy mam obietnicę waszej świątobliwości, że o nim nikt nie będzie wiedział oprócz nas?… On wam, panie mój, większe odda usługi aniżeli ja sam… On zna dużo tajemnic i… dużo niegodziwości kapłańskich…

      – Przyrzekam – odparł faraon.

      – Ten kapłan to jest Samentu… On służy w świątyni Seta pod Memfisem… On jest wielkim mędrcem, tylko potrzebuje pieniędzy i jest bardzo ambitny. A ponieważ arcykapłani poniżają go, więc on mi powiedział, że gdy wasza świątobliwość zechce, to on… to on obali stan kapłański… Bo on wie dużo sekretów… O, dużo!…

      Ramzes głęboko zamyślił się. Zrozumiał, że ten kapłan jest wielkim zdrajcą, ale i oceniał, jak ważne może mu oddać usługi.

      – Owszem – rzekł faraon – pomyślę o tym Samentu. A teraz na chwilę przypuśćmy, że można zbudować taki kanał: cóż ja będę miał z niego?

      Hiram podniósł lewą rękę i na jej palcach zaczął rachować.

      – Przede wszystkim – mówił – Fenicja odda waszej świątobliwości pięć tysięcy talentów zaległych danin…

      Po drugie – Fenicja zapłaci waszej świątobliwości pięć tysięcy talentów za prawo wykonywania robót…

      Po trzecie – gdy zaczną się roboty, będziemy płacili tysiąc talentów rocznego podatku i jeszcze tyle talentów, ile Egipt dostarczy nam dziesiątek robotników.

      Po czwarte – za każdego inżyniera egipskiego damy waszej świątobliwości talent na rok.

      Po piąte – gdy skończą się roboty, wasza świątobliwość odda nam kanał w dzierżawę na sto lat, a my będziemy płacili za to po tysiąc talentów rocznie.

      Czy to są małe zyski?… – spytał Hiram.

      – A teraz, a dziś – rzekł faraon – dalibyście mi owe pięć tysięcy haraczu?…

      – Jeżeli dziś będzie zawarta umowa, damy dziesięć tysięcy i jeszcze dołożymy ze trzy tysiące jako podatek za trzy lata z góry…

      Ramzes XIII zamyślił się. Nieraz już Fenicjanie proponowali władcom Egiptu budowę tego kanału, lecz zawsze trafiali na nieugięty opór kapłanów. Egipscy mędrcy tłumaczyli faraonom, że kanał ten narazi państwo na zalew wód od strony Morza Śródziemnego i Czerwonego.

      Ale znowu Hiram twierdził, że wypadek podobny nie nastąpi, o czym wiedzą kapłani!…

      – Obiecujecie – odezwał się faraon po długiej chwili – obiecujecie płacić po tysiąc talentów rocznie przez sto lat. Mówicie, że ów kanał, wygrzebany w piaskach, jest najlepszym w świecie interesem. Ja tego nie rozumiem i przyznam się, Hiramie, podejrzewam…

      Fenicjaninowi zapłonęły oczy.

      – Panie – odparł – powiem ci wszystko, ale zaklinam cię na twoją koronę… na cień twego ojca… ażebyś przed nikim nie odsłonił tej tajemnicy… Jest to największa tajemnica kapłanów chaldejskich i egipskich, a nawet Fenicji… Od niej zależy przyszłość świata!…

      – No, no… Hiramie!… – odparł faraon z uśmiechem.

      – Tobie, królu – ciągnął Fenicjanin – dali bogowie mądrość, energię i szlachetność, więc tyś nasz… Ty jeden z władców ziemskich możesz być wtajemniczony, bo ty jeden potrafisz wykonywać wielkie rzeczy… Toteż zdobędziesz taką potęgę, jakiej jeszcze nie dosięgnął żaden człowiek…

      Faraon odczuł w sercu słodycz dumy, ale opanował się.

      – Ty mnie nie chwal – rzekł – za to, czego jeszcze nie zrobiłem, ale mi powiedz: jakie korzyści spłyną na Fenicję i na moje państwo z wykopania kanału?

      Hiram poprawił się na fotelu i zaczął mówić zniżonym głosem:

      – Wiedz o tym, panie nasz, że na wschód, południe i północ od Asyrii i Babilonu nie ma ani pustyni, ani bagien zamieszkałych przez dziwne potwory, ale są olbrzymie… olbrzymie kraje i państwa… Kraje to tak wielkie, że piechota waszej świątobliwości, słynna z marszów, musiałaby prawie dwa lata iść wciąż ku wschodowi, zanim dosięgłaby ich granic…

      Ramzes podniósł brwi w górę jak człowiek, który pozwala komuś kłamać, ale wie o kłamstwie.

      Hiram lekko wzruszył ramionami i prawił:

      – Na wschód i na południe od Babilonu, nad wielkim morzem, mieszka ze sto milionów ludzi, którzy mają potężnych królów, kapłanów mędrszych niż egipscy, stare księgi, biegłych rzemieślników… Ludy te umieją wyrabiać nie tylko tkaniny, sprzęty i naczynia, równie piękne jak Egipcjanie, ale od niepamiętnych czasów mają podziemne i nadziemne świątynie – większe, wspanialsze i bogatsze aniżeli Egipt…

      – Mów dalej… mów!… – wtrącił pan. Ale z twarzy jego nie można było poznać: czy jest zaciekawiony opisem, czy oburzony kłamstwem.

      – W krajach tych są perły, drogie kamienie, złoto, miedź… Są najosobliwsze zboża, kwiaty i owoce… Są wreszcie lasy, po których całe


Скачать книгу