Dzieje grzechu. Stefan Żeromski

Читать онлайн книгу.

Dzieje grzechu - Stefan Żeromski


Скачать книгу
On zapalił cygaretkę i, uśmiechając się łagodnie, mówił do Niepołomskiego:

      – Muszę pana zawiadomić, dlaczego nasze dialogi są tak swoiste i barwne. Pani Barnawska, „ciocia”, jest dobrodziejką naszą, że tak powiem, kamieniczną, a nawet dzielnicową. Może i pan… Co do mnie, ilekroć uczuwam, czego Boże broń! brak gotówki, brnę do tej posępnej Canossy. Ciotczysko jest tylko z wierzchu tak kostropate, ale skądinąd… Filantropia ma w cioci fundament, skarpę… Zaobserwowałem również, że jeśli kto zdycha z głodu, skwierczy na patelni utrapień, łysieje wskutek poderwania kredytu – ciocia zawsze takiego wyrwie z opresji. Takie już serce. A trzeba pamiętać, że przyjaciel w potrzebie a friend in need is a friend indeed22. Z tym sercem przyjaciółki w potrzebie ciocia przyszła na świat i z tym (już wkrótce, niestety!) umrze.

      – Żebyś tylko ty, Horst, pierwej się nie przejechał!

      – O, ho-ho – jeszcze czego! Patrzcie no, państwo, na jaki się to ciotczysko koncept zmogło. Nie, matrono nasza! Już się u Świszczakowskiego suszą deseczki, trzyćwiercióweczki. Ja w tym! Mój to będzie akt wdzięczności, czysty gejzer tkliwości serca. Trumieneczka jak pieścidełko, istna bombonierka. Gdyby nie ciocia, i pan Pobratyński niejedną by gorzką chwilę przeżył w tych czasach stagnacji i braku posad. A tak oto ciotczysko poczciwe przyjdzie, pocieszy, pogwarzy, zagra w zielone. Jeśli już nie można w żaden inny sposób, to z musu, z konieczności, łkając w głębi serca, wejdzie na pensję biurową panny Ewy, namówi życzliwie, żeby wziąć do domu trzy „normy” z biura i pisać ceduły do białego ranka. Boć praca uszlachetnia każde stworzenie w rodzaju ludzkim. Nic tak nie uszlachetnia jak wyż wzmiankowana praca.

      – Panie Horst, panie Horst – sykał pan Pobratyński niecierpliwie. – W moim domu… takie słowa…

      – Przecie nic złego nie powiedziałem. Czy się ciocia obraża? Widzi pan przecie, jak życzliwym okiem patrzy na moje zadumane czoło.

      Stara dama uśmiechnęła się pogardliwie i wyniośle.

      Rzekła po chwili:

      – Starasz się być dowcipnym, co nie jest rzecz łatwa23, a boisz się mojego spojrzenia.

      – Ja? Chyba nie, ciociu. Nigdy się jeszcze w życiu nie bałem. Skądże by to teraz?…

      – A bo teraz starzejesz się, dobrodzieju, łysiejesz. Strzyżenie przy samej skórze nie pomoże, mizdrzenie wąsiąt, wyszczypywanie siwych włosów, podczernianie z lekka baczków, czyszczenie starych marynarek od najbardziej angielskich krawców nie pomaga. Ewa nie chce widzieć twych łajdackich uśmieszków i powłóczystych spojrzeń. Tak, tak – nic nie pomoże wywracanie oczów do góry nogami…

      Pan Horst z lekka przybladł.

      – A widzisz, trafiam w to miejsce, gdzie cię boli. Ja się znam na szelmostwie ludzkim. – Tak to, tak! Śmierć i ku tobie chyłkiem podąża.

      – No, jużcić podążać podąża, ale w każdym razie przeżyję ciocię – i to grubo. Ciocia sobie nadweręża wierzchołki, siedząc wciąż w kurzach sądowych, trudząc się osobiście po najwyższych facjatkach, gdzie właśnie najchętniej siadają wygłodzone a żarłoczne laseczniki. Ciocia wrzeszczysz zbyt często na hołotę, zdzierasz się łażeniem do adwokatów i komorników. Schnięcie żył… Kiedy nawet sam ten uśmiech… Dziadzio Pitagoras mówi, że najstaranniejsza obłuda nie jest w możności upiększyć śmiechu człowieka o złym serduszku. Bo w śmiechu zdradza się człowieka. A ja? Patrz ciotuchna na mnie: ja się śmieję od rana do wieczora. Ja lubię jeść dużo i tylko rzeczy pożywne, zdrowe, smaczne, drogie, pić również, dobrze i czysto mieszkać, długo spać, mało, a nawet, jeśli to tylko możliwe, nic zgoła nie robić. Więc cóż tu za porównanie? Nie przeczę wcale, że i ja kiedyś, jak mówi Anglik, „przejdę do większości”. To się zrobi. Niepodobna by przecież było przez wieczność całą zalegać w opłacie komornego i tych tam, Boże! procentów, chodzić na szachy do cukierni, spotykać tych samych kapcanów na ulicy i czytać artykuły tych samych wciąż kapcanów w tak zwanych gazetach miasta Warszawy. Mówię: w chwili właściwej dam się na wety pędrakom. Niechże też spróbują, jak smakuje, po najrozmaitszej hołotce, taki oto utracjusz, optymista, trwoniciel nadwartości wydębionej z surowca przez prostaczków. Uczyni się to jednak wówczas, gdy czas nadejdzie, kiedy już wszystko będzie dokonane tak dalece na tym „padole”, że po indywiduum noszącym chlubnie nazwę Adolf Horst – nawet kura nie będzie chciała zagdakać. Dopiero wtedy. Dziś nie ma o czym mówić…

      Ewa niepostrzeżenie, cichaczem wyszła z pokoju do kuchni.

      Przez chwilę trwało milczenie. Pani Barnawska, jakby po dokładnym zważeniu argumentu, rzekła dobitnie a z niepowściągnionym24 sykiem rozkoszy:

      – Rozpusta cię zeżre prędzej, niż myślisz.

      – Rozpusta… cóż za wyraz lekkomyślny! Ten kraj „ubogi a ciasny” – i rozpusta! Merum nomen sine re25. Przecież starałem się kształcić wyobraźnię kochanej cioci… Dawałem z własnej podręcznej biblioteczki brukselskie pamiętniki wiecznie interesującej pamięci markiza de Sade26, dzieła pana de Harcanville27 – zarówno Histoires secrètes des dames romaines28 (pamięta ciocia?), jako też Historię dwunastu cesarzów, w najozdobniejszym sztychowanym wydaniu. A sztyszki – co?

      Coś jak rumieniec poczęło z wolna zabarwiać policzki pani Barnawskiej.

      – Widzę, że sprawia cioci przykrą sensację to, co mówię. Parlons d'autre chose29. Są sprawy, których poruszenie, w istocie…

      – Żebym ja nie poruszyła spraw, które ciebie zabolą…

      – Mnie nic nigdy nie boli, wracam też do kwestii spadku. Po najdłuższym życiu… Bo co się stanie z kapitałem, z zaległymi procentami, z pakami rewersów, listów ispołnitielnych30? Kto będzie chodził do adwokatów, dopilnowywał terminów i ścisłego pełnienia licytacji, gdy ciocia powiększy grono dziewic? Jak stanie ta ogromna machina, excusez le mot31, lichwy, gdy ciocia, oddawszy żałosne westchnienie, bladolica, z wywróconymi oczami, z palcami rękawiczek raz na zawsze – ehe – splecionymi, przez czterech bezimiennych drabów (a może i przez dwóch dla oszczędności) odniesiona zostanie pod kogutka?

      Niepołomski miał zamiar wyjść od dawna, ale bawiła go pogawędka tych osób. Siedział tedy bez ruchu, doznając fizycznej uciechy, jak w teatrze, i słuchał, gdy Horst jeszcze mówił:

      – Gdybyś zaś ciotka dobrotliwa stygnącą rączką wszystko mnie powierzyła – jakże ja bym misternie uporządkował te wszystkie fajanse. Sapristi!

      – Przede wszystkim zapłaciłbyś z pewnością w Bristolu, coś tam winien, i zaczęto by cię znowu wpuszczać za upragnione drzwiczki.

      – Otóż to, złośliwość… Zapisze ciotka siostrzeńczykowi Kamilowi, a ten będzie spuszczał nawet nie w Bristolu. Bo ja wiem, gdzie taki może wydać? Ani nawet, mówię, kult zabawy nie może się rozwinąć w tym kraju! Jakże mię serce nie ma boleć, gdy o tym dzień i noc myślę…

      – Uspokój się, mości Horst, uspokój, wszystko się to jakoś ułoży.

      – A tak! My zawsze po polsku, jakoś to będzie… Ale co by to była za pociecha dla nieśmiertelnego oka cioci patrzeć (przypuśćmy: z czyśćca), jak ja znowu wracam do Poola, do jedynego krawca na kuli ziemskiej, który gentlemana ubiera z zastosowaniem do każdej okoliczności jego


Скачать книгу

<p>22</p>

a friend in need is a friend indeed (ang.) – przyjaciel w potrzebie jest prawdziwym przyjacielem; prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. [przypis edytorski]

<p>23</p>

co nie jest rzecz łatwa – dziś popr.: co nie jest rzeczą łatwą. [przypis edytorski]

<p>24</p>

niepowściągniony – dziś: niepowściągnięty. [przypis edytorski]

<p>25</p>

merum nomen sine re (łac.) – słowo jedynie bez odpowiednika w rzeczywistości (dosł. czyste słowo bez rzeczy); czcze słowo bez pokrycia. [przypis edytorski]

<p>26</p>

markiz de Sade właśc. Donatien Alphonse François de Sade (1740–1814) – francuski arystokrata, filozof i pisarz, a także polityk doby rewolucji; jego nazwisko jest właściwie jednoznacznie kojarzone z nurtem libertynizmu oraz eksplorowaniem tych sfer seksualności, gdzie fantazje erotyczne stykają się z przemocą i występkiem; od jego nazwiska utworzono termin sadyzm. [przypis edytorski]

<p>27</p>

pan de Harcanville – pseudonim Pierre'a François Hughesa. [przypis edytorski]

<p>28</p>

Histoires secrètes des dames romaines (fr.) – sekretne historie dam rzymskich. [przypis edytorski]

<p>29</p>

parlons d'autre chose (fr.) – mówmy o czym innym. [przypis edytorski]

<p>30</p>

listy ispołnitielnyje (z ros.) – dosł. wykonawcze; tu: rodzaj listów wierzytelnych uprawniających do ściągnięcia należności z dłużnika; tytuły wykonawcze. [przypis edytorski]

<p>31</p>

excusez le mot (fr.) – proszę wybaczyć, że użyję słowa; przepraszam za słowo. [przypis edytorski]