Dziecko salonu. Janusz Korczak

Читать онлайн книгу.

Dziecko salonu - Janusz Korczak


Скачать книгу
ma lazurów!

      Opuściłem dom rodziców, jak się opuszcza hotel, gdzie gospodarz za drogie pieniądze dał nocleg z pluskwami – szukałem.

      Nie ma lazurów – nic nie ma…

      I czegóż ja szukam?

      Kłamstwo, płacone miesięcznie albo od wiersza.

      Kłamią po pięć, dziesięć, piętnaście centów albo kopiejek od wiersza. A za guldeny74 lub ruble stawiają kolację, płacą zaległe komorne, kupują kapelusz żonie albo nie żonie. A że tam gdzieś rozpłomienią duszę sztubaka lub rozkołyszą wyobraźnię pensjonarki – to nic – to przejdzie – kto by tam na to zwracał uwagę?

      Każdy być musi choć rok, choć miesiąc – „taką altruistą”, „taką namiętną idealistą”, co wierzy i pragnie świat reformować.

      I czegóż ja tu, u diabła, szukam jeszcze?

*

      Na czwartaku panuje wszechwładnie dowcip, polegający na tym, że przy czytaniu drobnych ogłoszeń kuriera dodaje się wyrazy: „z przodu” i „z tyłu”.

      Szwaczki bardzo się śmieją – i my także. Rozkraczajło się gniewa.

      Byłem w kantorach i kurierze: ani jednej oferty.

      Ojciec przysłał mi rzeczy.

      Zastawiam…

      Słyszałem taki urywek rozmowy prowadzonej między kasjerką i chłopcem – w cukierni:

      – Pani jest bardzo samolubna.

      – A skąd pan to może wiedzieć?

      – Bo samolub to jest w ogóle taki zarozumiały człowiek, że jest zupełnie pod każdym względem niemożliwy.

      – O, to pan się myli, bo ja jestem tylko rozgoryczona.

      – O, nie, proszę pani. Ja się w ogóle znam na ludziach. Człowiek, który się rozgoryczył, to go już nic w ogóle nie weseli. A pani zupełnie przeciwnie.

      Chłopiec się kocha, a ona kpi.

      I kto by pomyślał, że ten chłopiec w białym fartuchu, który podaje „jedną białą” lub „dwie czarne” – ma swój własny pogląd na rozgoryczenie i swoją własną miłość.

      Zupełnie tak samo jakby dorożkarz miał duszę lub szwaczka pisała wiersze, lub służąca miała narzeczonego.

*

      Spotkałem moją pierwszą nauczycielkę – pannę Bronisławę:

      – Ach, jak to dobrze, że ciebie spotykam. Może wiesz, jakie są książki we wstępnej klasie w czwartym gimnazjum, bo nie wiem, czy z Jewtuszewskiego75, czy z Wiereszczagina76? Dostałam lekcję u tego krawca. Musisz wiedzieć: to taka znana firma. Ale prawda: co ty już doktór? Niee? Więc wyrzucony? Wdałeś się w co? Może gryzipiórkiem chcesz zostać? Pamiętasz swój wiersz na śmierć Wisnowskiej77:

      Umarłaś w kwiecie życia swego,

      Zraniłaś wiosnę życia mego —?

      Widzisz: sam się teraz śmiejesz. Każdy pisarz, co napisze, to się potem z tego śmieje. Miałam niedawno podobnego ananasa: syn fotografa. Ten znowu pacykował, a na egzaminie wieleli78 napisał pierwsze jat'79, a drugie – je. Wiesz: ciocia Rogowska umarła. – Eee? Jadzia się zaręczyła? Z kim? – Słuchaj: nie rzucaj ty medycyny. Może się zakochałeś, jak ten Korycki – musiałeś słyszeć o nim?… Skończył z medalem w Moskwie i coś mu do głowy strzeliło: ożenił się z jakąś praczką czy coś takiego, a teraz siedzi gdzieś pod Radomiem czy Kielcami i wstydzi się nos w Warszawie pokazać.

      I podreptała dalej.

      I znów wir myśli, wspomnień, obrazów i tematów.

      Czy ja się wezmę do pisania? Tak mi się nic nie chce. Z trudnością zmuszam się do robienia notatek, ale się to kupy nie trzyma.

      Żeby tak kondycję80, gdzie na wsi…

      Czytałem w jakimś francuskim romansie, że są trzy rodzaje samobójstwa: ostre, chroniczne i jedno tylko śmiertelne. Moje ostre przeszło w stan chroniczny.

      „Korepetytor z francuskim i niemieckim poszukuje kondycji na wyjazd”.

      Teraz nie dostanę już, bo późno.

      Tfu! jak mi podle.

      Grzech marzyć

      Na płowym niebie rosa gwiazd.

      Zadumana noc lipcowa – wiejska, rzewna – nuci tęskną kołysankę.

      Zadumała się dzieweczka – dziecko nieledwie – patrzy w niebo i szepcze:

      – Kocham… kocham…

      Kogo kochasz, maleńka?

      – Nie wiem… Ale kocham, bo muszę; bo mi ktoś kochać każe, a nie wiem, kto…

      Zadumana noc lipcowa – wiejska, rzewna – nuci tęskną kołysankę.

      Zadumało się chłopię – dziecko nieledwie – patrzy w niebo i szepcze:

      – Kocham…

      Kogo kochasz, chłopcze – dziecię?

      – Nie wiem… A kocham, bo muszę; bo mi ktoś kochać każe, a nie wiem, kto…

      Płyńcie ku mnie, wspomnienia mojej pierwszej miłości – niezabudki – może zapłaczę…

*

      Stryj mój był dozorcą w Dobrzyniu.

      Nie ożenił się, opiekował się „całym światem” i mówił prawdę w oczy.

      Latem domek jego przy plancie podobny był do ula.

      Kiedy czternastolatkiem spędzałem tam wakacje – w trzech jego pokojach mieszkała wdowa po dozorcy z dwojgiem dzieci, żona chorego umysłowo telegrafisty z dzieckiem, staruszka – matka maszynisty, chora na oczy – i Anielka. Stryj i ja zajmowaliśmy komórkę.

      Prócz tego domek stryja był punktem zbornym i miejscem odpoczynku w czasie polowań i letnich wycieczek młodzieży ze stacji.

      (Podobno taki był dwór dziadka, dopóki zrujnowany przez „nowinki chłopskie” i życzliwych sąsiadów – w łeb sobie nie strzelił. Groźny przykład nie nauczył stryja, jak żyć należy).

      U stryja „przewróciło mi się w głowie” – twierdzili rodzice moi i mieli słuszność: tam nauczyłem się kochać…

      Pokochałem Anielkę, stare meble z wytartą ceratą, dobre oczy i długie kosy Anielki, cmentarz wiejski z kaliną i brzozą i mogiłą ojca Anielki, i lipę z bocianim gniazdem, biały fartuszek i skromną sukienkę Anielki, siwą sukmanę chłopa, śpiew chłopski w wiejskim kościołku i jego: „Z Bogiem, panocku”. Pokochałem szosę wyboistą i rozmowy, które z Anielką prowadziliśmy, idąc szosą do zmurszałego krzyża i z powrotem – i pokochałem ten krzyż pochylony i czarną ziemię, i stary podarty album z wyblakłymi fotografiami, i pożółkłe domino, w które grywaliśmy, i niezdarną Walerkę, która „okrutnie lubiła gości, ale jak dużo było, to jej się wszystko z paliców wysowało”. Pokochałem długie baje starszego robotnika i jego rude wąsy, lokomotywę – kobyłę i drezynę, mruczenie kota przy piecu, lasek brzydki sosnowy i słońca zachód, i gościnność stryja, i niewymyślne dowcipy kolejarzy – i Anielkę, której matka umarła na suchoty, ojca przejechał pociąg, gdy wracał plantem do domu – pijany, i stryj mój wziął ją czteroletnim


Скачать книгу

<p>74</p>

gulden – złota lub srebrna moneta. [przypis edytorski]

<p>75</p>

Jewtuszewski, Wasilij Adrianowicz (1836–1888) – ros. pedagog i metodyk, autor zbiorów zadań matematycznych. [przypis edytorski]

<p>76</p>

Wiereszczagin, Iraklij Pietrowicz (1846–1888) – ros. nauczyciel matematyki, autor podręczników do trygonometrii. [przypis edytorski]

<p>77</p>

Wisnowska, Maria (1861–1890) – polska aktorka teatralna, zastrzelona w Warszawie przez kochanka, oficera gwardii carskiej. Na kanwie tej historii powstało wiele utworów literackich. [przypis edytorski]

<p>78</p>

wieleli (ros. велели) – zamówili. [przypis edytorski]

<p>79</p>

jat' (ros. Jać, Ѣ, ѣ) – litera starej cyrylicy, zlała się całkowicie z e. Jej obecność w ortografii XX w. wynikała z wpływu języka staro-cerkiewno-słowiańskiego, który był językiem liturgicznym. [przypis edytorski]

<p>80</p>

kondycja – posada nauczyciela domowego najczęściej związana z wyjazdem na wieś. [przypis edytorski]