Prawda. Melanie Raabe
Читать онлайн книгу.powierzchnię, czuję, jak gęsia skórka prostuje wszystkie włoski na moich ramionach, gapię się w kafelki przede mną. Biel miga mi przed oczami. Kapie z kranu, chlup, chlup, chlup, ten odgłos staje się coraz głośniejszy, chlup, chlup, chlup, chlup, ale nie mogę wstać i go dokręcić, muszę siedzieć tu i czekać, aż ustąpią drgawki, mdłości, ogłuszenie. Czuję w nozdrzach lekką woń świecy zapachowej, która stoi na brzegu wanny, zapomniałam, co tak pachnie. Wanilia? Cytryna? Ambra?
Mój puls się powoli uspokaja.
W samochodzie nie wydusiłam z siebie ani słowa. Siedziałam tylko bezradnie, nie mogąc zebrać myśli. Nie mogąc znaleźć rozwiązania mojego problemu.
Leo zauważył, że coś jest nie tak, tulił się do mnie, może był po prostu przejęty tym wszystkim. Jego ojciec. Wszyscy ci obcy ludzie. Fotografowie.
Nie wiedziałam, co należałoby teraz zrobić. Jak powinnam postąpić? Czego ten człowiek ode mnie chce? Czy powinnam doprowadzić do konfrontacji jeszcze w samochodzie? Wyrzucić go za drzwi? Zrobić scenę? Ale jak mogłabym to zrobić w obecności Leo, któremu wbiłam do głowy, że wraca tata, że tatuś ma za sobą bardzo trudny czas, że powinniśmy być dla niego bardzo dobrzy i wyrozumiali? Źle było nic nie zrobić, ale źle było też powiedzieć cokolwiek w obecności Leo. Nie wiedziałam po prostu, jak mam postąpić.
Ach, pomyślałam, no tak.
A więc to takie uczucie, gdy jest się w szoku.
Przymuszam się do uspokojenia oddechu. Wdech i wydech, tylko spokojnie. Kilka chwil tak siedzę, potem przypomina mi się nagle jedna z rozmów z Hansenem. Spytałam go, czy mogłabym porozmawiać z moim mężem jeszcze przed jego przybyciem do Hamburga, przez Skype’a albo przez telefon. Hansen obiecał, że się tym zajmie i się do mnie odezwie, tak też zrobił. Wyraźnie zakłopotany poinformował mnie, że mój mąż nie życzy sobie wcześniejszej rozmowy ani przez telefon, ani przez Skype’a. Ponadto Philipp nie chce, abym brała ze sobą na lotnisko naszego syna, i będzie wdzięczny, jeśli ulokuję dziecko na parę dni poza domem. Na przykład u przyjaciół.
Ta odmowa była dla mnie prawdziwym szokiem. Po tylu latach Philipp nie chciałby porozmawiać ze mną tak szybko, jak to możliwe? I nie chciał zobaczyć syna? To było do niego zupełnie niepodobne. Co to, do jasnej cholery, miało znaczyć?! Z drugiej strony, myślałam tknięta złym przeczuciem, przez siedem lat mogło się wydarzyć to i owo. Nikt nie wiedział tego tak dobrze jak ja. Co mogło więc się kryć za jego odmową? Postanowiłam spełnić jego życzenia tylko w połowie, zabrałam wprawdzie Leo na lotnisko, ale zaraz potem oddałam go pod opiekę Miriam. Nigdy nie znosiłam, gdy ktoś wydawał mi polecenia.
Nie mogłam pojąć, dlaczego mój mąż miałby się zachowywać w ten sposób, dlaczego nie zgodził się nawet na to, by porozmawiać ze mną przez telefon, po tylu latach, ale teraz wszystko było już dla mnie jasne: nie chciał wzbudzić zawczasu moich podejrzeń, ten obcy.
Chciał wziąć mnie na lotnisku z zaskoczenia. Działać metodą faktów dokonanych.
I doskonale mu się to udało.
Jestem tak bardzo na siebie wściekła, że niemal wychodzę z siebie. Jak to się mogło stać, że nie wywalczyłam sobie posłuchu natychmiast, od razu na miejscu? Od kiedy jesteś cichą, małą dziewczynką, Sarah, hm? Weź się w garść, myślę sobie. To co, że twój świat rozpadł się właśnie na tysiąc większych i mniejszych kawałków. Nikt ich za ciebie nie pozamiata i nie zbuduje ci nowego. To twoje zadanie. Więc koniec biadolenia. Wstawaj! Zrób coś!
Wstaję. Podchodzę do umywalki. Płuczę usta, przemywam twarz zimną wodą, wycieram się.
Dobra. A teraz się zastanów!
Zastanawiam się, chociaż moja głowa reaguje bardzo ociężale i szczękam zębami. Wczoraj miał wrócić do domu mój mąż, mój ukochany ponad wszystko mąż, zamiast niego na pokładzie samolotu przyleciał obcy mężczyzna. Nie udało mi się zdemaskować go od razu na lotnisku, wsadzono mnie razem z nim do samochodu. Zawieziono do domu. Gdzie teraz jestem. Odzyskałam zdolność działania, odzyskałam kontrolę nad sobą.
Muszę zadzwonić na policję.
Natychmiast.
Nie mam pojęcia, co planuje ten obcy.
Czego ode mnie chce?
A czego może chcieć?
Odwracam się, kładę dłoń na klamce – gdy nagle to słyszę. Kroki.
Czuję, jak moje serce się kurczy i twardnieje ze strachu.
Gdy wbiegałam do domu, z dłonią przyciśniętą do ust, z trudem starając się powstrzymać wymioty, nie zaszczyciwszy obcego, który został w samochodzie, nawet spojrzeniem – czy zamknęłam za sobą drzwi na klucz?
Przełykam ślinę.
Obcy jest w domu.
16
Przez uchylone okno w łazience dobiega świergot ptaków, mój wzrok wędruje na zewnątrz. Intensywna zieleń kasztanowców połyskuje w słońcu, odznacza się na tle ciemnego błękitu nieba. Niedługo zaczną zrzucać na głowy przechodniów swoje owoce niczym małe bomby. Matki, które jeszcze pomagają swoim dzieciom w pracach ręcznych, będą robić z nich ludziki, by potem pozwolić córkom i synom lecieć na trening piłki nożnej albo pograć na konsoli – ja tak samo. Jest niemal tak, jakby ta idylla szydziła mi prosto w twarz. Ale co ja sobie właściwie wyobrażałam? Że cały świat na zewnątrz przestanie się kręcić tylko dlatego, że mój mały świat się zawalił? Odwracam oczy.
Jesteśmy sami, ten obcy i ja. Instynktownie szukam ręką komórki, którą zawsze noszę w kieszeni spodni – ale letnia sukienka nie ma kieszeni, więc telefon jest prawdopodobnie w torebce, którą rzuciłam na podłogę gdzieś w korytarzu. Przeklinam cicho. Jeśli chcę do kogoś zadzwonić, wezwać pomoc, to muszę stąd wyjść. Muszę wyjść do niego. Cholera! Siadam na klapie sedesu, chowam twarz w dłoniach. Żałuję, że pojechałam na lotnisko sama, że nie było przy mnie nikogo. Dlaczego Johann musi akurat teraz być za granicą? Mija parę minut, za drzwiami łazienki panuje cisza, ale ja wiem, że on tam jest. Przeczesuję dłonią włosy, moje palce drżą. Nie mogę siedzieć tu wiecznie.
Wstawaj! – mówię w myślach i wstaję. Liczę po cichu do trzech.
Otwórz drzwi – dodaję w myślach.
Otwieram drzwi łazienki – obcy stoi bezpośrednio przede mną i przygląda mi się tymi swoimi dziwnymi, ciemnymi oczami.
Uśmiecha się.
Jego uśmiech wygląda jak rozwarta brzytwa.
Staje się dla mnie jasne, że znalazłam się w pułapce. Pozostaje mi tylko ucieczka do przodu. Wściekłość przezwycięża strach, robię krok w kierunku mężczyzny, to mój dom. Ma spuszczoną głowę, widać jakieś przyczajenie w układzie jego ciała. Mimo uśmiechu sprawia wrażenie spiętego. Jest bez marynarki, którą miał na sobie na lotnisku i w samochodzie, widać teraz jego opalone przedramiona. Krótki zarost na twarzy obcego nie jest całkiem nierównomierny, widzę pod nim pracujące mięśnie szczęki.
– Kim pan jest? – pytam.
– Kim pani jest? – odpowiada obcy jak echo.
Patrzę na niego z irytacją.
– Czego pan ode mnie chce? – rzucam.
– Czego pani ode mnie chce? – powtarza obcy.
To wytrąca mnie z równowagi. Doskonale imituje ton mojego głosu.
– Co pan robi w moim domu?
– Co pani robi w moim domu? – odpowiada.
– Precz