Tygiel zła. James Rollins
Читать онлайн книгу.klatka. Pomyślałam, że ze względów bezpieczeństwa najlepiej hodować SI w cyfrowej piaskownicy, gdzie może przejść przez tę fazę nauki, ten okres dzieciństwa, starannie izolowana, żeby…
– …nie mogła uciec do większego świata.
Mara przytaknęła.
– Gdzie może się przekształcić w coś niebezpiecznego i siejącego zniszczenie. Więc zanim otworzę drzwi tej klatki, chciałam się upewnić, że poznała i zrozumiała kondycję ludzką, że ma jakąś wersję cyfrowej duszy.
– Rozsądny środek ostrożności – przyznała Carly.
– Ale niekoniecznie niezawodny.
– Nie rozumiem.
– Słyszałaś kiedyś o eksperymencie SI w pudełku?
Carly uniosła brwi.
– Kilka lat temu dyrektor Machine Intelligence Research Institute w San Francisco przeprowadził test, żeby sprawdzić, czy SI odizolowana i zamknięta tak jak Ewa potrafi uciec – powiedziała Mara. – Sam odegrał rolę sztucznej inteligencji… używając własnej ludzkiej inteligencji, żeby naśladować jakąś przyszłą MSI… i zamknął się w internetowym chat roomie, w wirtualnym pudełku. Miał przeciwko sobie mnóstwo internetowych geniuszy, którzy mieli nie dopuścić, żeby ta ludzka MSI uciekła do większego świata. Nagroda dla dozorców, którzy zatrzymają MSI w pudełku, wynosiła tysiące dolarów. Jednak w końcu dyrektorowi za każdym razem udawało się wydostać na wolność.
– Jak on to robił? Kłamał, groził, oszukiwał?
– Nie wiem. Tego nie wyjawili. Ale to była tylko ludzka inteligencja. – Mara spojrzała na laptopa. – A jeśli coś jest setki, jeśli nie miliony razy mądrzejsze?
Przyjaciółka wpatrywała się w ekran już mniej zachwyconym, a bardziej zmartwionym wzrokiem.
– Miejmy nadzieję, że okażesz się lepszym dozorcą.
– Zrobiłam wszystko, co mogłam. Na uniwersytecie miałam dodatkowe zabezpieczenia. Kiedy Xénese było podłączone do klastra Milipeia, otoczyłam je hardware’em wyposażonym w apoptotyczne komponenty.
– Apoptotyczne?
– Kody śmierci.
Carly spojrzała na rozświetlone urządzenie na podłodze.
– Innymi słowy, otoczyłaś Xénese fosą śmierci, żeby jeszcze bardziej uwięzić to, co rosło w środku.
– Ale już nie. – Mara spojrzała na przyjaciółkę, szukając poparcia dla swojej decyzji. – Musiałam zabrać urządzenie z tego ochronnego kręgu. Nie miałam wyboru. Nie mogłam ryzykować, że mój program wpadnie w niepowołane ręce.
Carly kiwnęła głową.
– I dałaś nam szansę dowiedzieć się, co próbowało przekazać na końcu.
Do oczu Mary napływały łzy.
– Byłam to winna twojej matce… i tamtym… Musiałam przynajmniej spróbować.
Pięć kobiet z Bruxas, które przyznały Marze stypendium i na zawsze zmieniły jej życie. Każda zajmowała specjalne miejsce w jej sercu. Surowo, po teutońsku praktyczna doktor Hannah Fest. Profesor Sato o łagodnych manierach. Doktor Ruiz z rubasznym poczuciem humoru. I oczywiście miejscowa powiernica i opiekunka Mary, Eliza Guerra, kierowniczka Biblioteki Joanina. Mara spędzała z bibliotekarką niezliczone godziny, rozmawiając, śmiejąc się, dzieląc pomysłami – nieraz do późnej nocy.
Cała ta miłość odeszła.
– Musiałam zaryzykować – powiedziała. – Dla nich wszystkich.
Carly wzięła ją za rękę; ciepło jej dłoni działało kojąco.
– Zrobiłabym to samo. Moja mama też.
Łzy w końcu popłynęły.
Carly ją objęła i Mara zadrżała – bo nie tylko pociechę znajdowała w tych silnych ramionach.
– Muszę znać prawdę – szepnęła do przyjaciółki. – Kto je zamordował? I dlaczego?
Godzina 14.01
– Jesteśmy niedaleko – powiedział technik na tylnym siedzeniu furgonetki Mercedesa. – Utrzymuje się silny sygnał.
Todor Yñigo obrócił fotel pasażera, żeby zmierzyć groźnym wzrokiem Mendozę, eksperta od elektroniki w zespole. Chudy, wąsaty Kastylijczyk balansował na kolanie iPadem. Ekran wyświetlał kolorową mapę Lizbony.
Mendoza wychylił się do przodu i podał urządzenie. Na ekranie migała mała czerwona kropka.
– Gdziekolwiek one są, tym razem chyba siedzą na miejscu.
Todor popatrzył na mapę.
– Zaszyły się w dzielnicy Cais do Sodré. – Odwrócił się do kierowcy. – Jak szybko tam dojedziemy?
– Za dwadzieścia pięć minut.
– Daj mi znać, jeśli się ruszą – zwrócił się Todor do technika, rzucając mu iPada.
– Sí, Familiares.
Todor nie mógł sobie pozwolić na kolejne niepowodzenie. Tropiąc dziewczyny – w nadziei że mauretańska czarownica doprowadzi ich do jej piekielnego urządzenia – stracili sygnał GPS, kiedy te dwie zeszły pod ziemię do metra. Mogli tylko czekać przed stacją Saldanha w centrum Lizbony, gdzie zniknęły. Nie wiedzieli, w którą stronę pojadą cele, więc musieli tracić czas. Kiedy powoli upływały frustrujące minuty, Todor zastanawiał się, czy nie zawiadomić wielkiego inkwizytora o rozwoju sytuacji, postanowił jednak nie fatygować przywódcy Tygla. Nie miał ochoty meldować o następnej porażce.
Spotkał go tylko dwa razy w życiu. Pierwszy raz wtedy, kiedy Todor otrzymał tytuł familiares. Tylko ci, którzy naprawdę dowiedli swej wartości, mogli poznać tożsamość członków Wewnętrznego Trybunału, kierowanego przez wielkiego inkwizytora. Wówczas, na kolanach, poczuł się zaszokowany prawdą o przywódcy Tygla. Nigdy by tego nie podejrzewał. Jednak spotkał go ten zaszczyt: podarowano mu oryginalny egzemplarz Malleus Maleficarum, broń do walki ze wzbierającym brudem świata. Czując w rękach ciężar księgi, nie mógł powstrzymać łez wdzięczności, które zaćmiły mu wzrok, kiedy spoglądał na prawdziwą twarz przywódcy, uśmiechającego się do niego anielsko.
Potem spotkali się jeszcze raz…
Todor zadrżał na to wspomnienie, poczuł gorącą krew na rękach. Jesteś bezlitosnym żołnierzem Boga. Udowodnij to, strzelając bez wahania, bez śladu wyrzutów sumienia. W końcu dowiódł swej wartości, nie wzdragał się nawet przed wykonaniem tego bolesnego rozkazu, kiedy spoczywały na nim oczy inkwizytora, oceniające jego wiarę, czekające, żeby zawiódł.
Nie zawiódł wtedy.
I nie zawiedzie teraz.
Mógł obwinić o tę zwłokę zawodną technologię, jednak aż za dobrze zdawał sobie sprawę, że żadne dalsze wymówki nie będą tolerowane. Przed czterema dniami użył takiego samego trackera, kiedy jego zespół śledził ambasadorkę USA do biblioteki. Przyczepił kobiecie pluskwę na przyjęciu w ambasadzie. Lecz choć system działał bez zarzutu, misja zakończyła się niepowodzeniem.
Nie mogę do tego dopuścić po raz drugi.
Wreszcie po godzinie sygnał trackera wyskoczył w pobliżu wybrzeża. Pozycja sygnału się ustabilizowała, więc Todor miał nadzieję, że czarownica wróciła do swojego urządzenia, żeby znowu ssać ten szatański cycek.
Opuścił dłoń na kaburę z pistoletem.
Tym