Zamiana. Beth O'leary
Читать онлайн книгу.się na trochę na wsi, spróbuję ogarnąć to wszystko, co się stało, dopilnuję twoich spraw i… pomogę mamie, jeżeli będzie czegoś potrzebowała. Będę robić dla niej to samo co ty, załatwiać wszystko i tak dalej. – Ni stąd, ni zowąd kręci mi się w głowie. To naprawdę dobry pomysł? Wydaje się dość niezwykły, nawet według moich norm.
W oczach babci maluje się zaduma.
– Zamieszkałabyś tutaj? I pomagałabyś Marian, gdyby cię potrzebowała?
Wiem, o czym myśli. Chociaż nigdy o tym nie wspomina, od śmierci Carli za wszelką cenę chce skłonić mamę i mnie, żebyśmy znowu zaczęły ze sobą rozmawiać. Moim zdaniem mama radzi sobie o wiele lepiej, niż się babci wydaje – na pewno nie trzeba koło niej skakać – jeżeli jednak babcia chce mieć poczucie, że będę gotowa zrobić dla mamy wszystko to co ona, w takim razie…
– Jasne, oczywiście. – Odwracam laptop w jej stronę. – Zobacz, babciu. W Londynie czeka na ciebie czterystu panów.
Wkłada okulary.
– Ojej – mówi, przyglądając się fotografiom na ekranie. Po chwili zsuwa okulary i znów spogląda w stół. – Ale mam jeszcze inne obowiązki. Jest Straż Sąsiedzka, Ant i Dec, wyjazd mikrobusem na bingo… Nie mogę cię prosić, żebyś to wszystko wzięła na siebie.
Powstrzymuję uśmiech, słuchając listy ważnych obowiązków babci.
– Wcale nie prosisz, sama ci to proponuję – odpowiadam.
Zapada długa cisza.
– Trochę zwariowany pomysł – odzywa się w końcu babcia.
– Wiem. Trochę tak. Ale z drugiej strony genialny. – Uśmiecham się szeroko. – Nie chcę nawet słyszeć, że się nie zgadzasz. Znasz mnie, więc wiesz, że mówię na sto procent serio.
Babcia wygląda na rozbawioną.
– Rzeczywiście. – Wolno wypuszcza z płuc powietrze. – Ojej. Myślisz, że poradzę sobie w Londynie?
– No co ty, babciu?! Powinnaś spytać, czy Londyn poradzi sobie z tobą!
6
Eileen
Następnego dnia Leena pojechała do Londynu, spakowała rzeczy i wróciła do Hamleigh. U siebie spędziła najwyżej godzinę. Zastanawiam się, czy nie bała się, że jeśli zostanie tam choć chwilę dłużej, odzyska rozsądek i zmieni zdanie.
Bo ta zamiana to oczywiście szalony pomysł. Wariacki.
Ale równocześnie jest znakomity i pewnie sama kiedyś bym na niego wpadła. Zanim przyzwyczaiłam się do swojego miejsca w Straży Sąsiedzkiej, zielonego fotela w salonie i krzepiącego widoku tych samych twarzy dzień w dzień. Zanim Wade wybił mi z głowy wszystkie wariackie znakomite pomysły.
Im więcej Leena opowiada o spacerach w Hyde Parku i odwiedzaniu jej ulubionych kawiarni w Shoreditch, tym bardziej jestem przejęta. A wiedząc, że moja wnuczka jest tutaj, w Hamleigh – z matką – byłabym gotowa pojechać o wiele dalej niż do Londynu, jeśli dzięki temu wreszcie spędzą trochę czasu razem.
Sadowię się na krześle i wygładzam nową stronę w terminarzu. Najważniejsze to dopilnować, żeby podczas pobytu w Hamleigh Leena miała coś do roboty. Może jej szefowa sądzi, że powinna na jakiś czas zwolnić, ale ostatni raz Leena robiła coś wolno w dziewięćdziesiątym piątym roku (bardzo powoli uczyła się jazdy na rowerze) i jeżeli nie będzie miała się czym zająć, grozi jej załamanie. Dlatego zostawię jej listę swoich kilku projektów. Niech ich dopilnuje podczas mojej nieobecności.
Projekty
1) Wyprowadzać psa Jacksona Greenwooda w środy o 7 rano.
2) Pojechać mikrobusem na bingo w Poniedziałek Wielkanocny o 5 po południu. Więcej szczegółów na s. 2.
3) Uczestniczyć w zebraniach Straży Sąsiedzkiej w piątki o 5 po południu. (Robić notatki, w przeciwnym razie tydzień później nikt nie będzie pamiętał, o czym była mowa. Wziąć dodatkowe ciastka, jeżeli wypada kolej Basila – zawsze przynosi torby przeterminowanych i połamanych najtańszych herbatników pełnoziarnistych, które nie nadają się do maczania w herbacie).
4) Pomóc w planowaniu festynu majowego. (Jestem przewodniczącą komitetu organizacyjnego, ale najlepiej będzie porozmawiać z Betsy o tym, żeby do niego dołączyła, ona lubi zajmować się takimi sprawami).
5) Zrobić wiosenne porządki w ogrodzie. (Proszę, zacznij od szopy. Jest gdzieś pod bluszczem).
Proszę bardzo. Mnóstwo spraw, którym będzie mogła się poświęcić.
Zerkam na zegar w salonie: jest szósta rano i dziś wyjeżdżam do Londynu. Nie ma sensu zastanawiać się i zwlekać, twierdzi Leena. Najlepiej wziąć byka za rogi.
W tle podekscytowania pobrzmiewa niepokój. Przez mniej więcej ostatni rok towarzyszyło mi dużo strachu, ale od bardzo, bardzo dawna nie czułam tremy przed nieznanym.
Z trudem przełykam ślinę, ręce drżą mi na kolanach. Marian zrozumie, mam nadzieję, że małe sam na sam z Leeną dobrze zrobi im obu. A gdyby znowu zdarzyły się jej trudniejsze chwile, wiem, że Leena się nią zaopiekuje. Muszę w to wierzyć.
– Skończyłaś już pakowanie? – W drzwiach pojawia się Leena w piżamie.
Kiedy przyjechała w sobotę, wyglądała na zupełnie wycieńczoną: wyraźnie schudła, a jej cera, zwykle w ciepłym odcieniu złota, była ziemista i tłusta. Dzisiaj jednak ciemne smugi pod oczami są mniej widoczne i tym razem rozpuściła kasztanowe włosy, dzięki czemu wydaje się bardziej swobodna. Są takie piękne, ale zawsze ściąga je do tyłu i smaruje przeróżnymi płynami. Światło pada na drobne loczki, na które Leena stale narzeka, i zmienia je w aureolę otaczającą jej drobną twarz ze zgrabnym noskiem i ciemnymi, poważnymi brwiami – jedyną dobrą rzeczą, jaką dał jej ojciec.
Wiem, że to subiektywna opinia, ale moim zdaniem jest oszałamiająco piękna.
– Tak, już skończyłam – mówię odrobinę drżącym głosem.
Leena wchodzi do jadalni, przysiada obok mnie i obejmuje mnie jedną ręką.
– Moja lista zadań? – Z rozbawioną miną przebiega wzrokiem kartki, które leżą przede mną. – Babciu… ile to ma stron?
– Tylko dodatkowe informacje – wyjaśniam.
– Czy tu jest opisany schemat pilota do telewizora?
– Tak. To skomplikowane.
– I… to wszystko twoje hasła, babciu? I twój PIN?
– Na wypadek gdybyś musiała skorzystać z mojej awaryjnej karty płatniczej. Leży w kredensie. Jeżeli chcesz, to też mogę ci napisać.
– Nie, nie, i tak zostawiasz mi aż za dużo swoich danych osobistych. – Leena wyjmuje z kieszeni piżamy telefon i spogląda na ekran. – Dzięki, babciu.
– Jeszcze jedno – mówię. – To mi będzie potrzebne.
– Słucham? – Podąża wzrokiem za moim wyciągniętym palcem. – Mój telefon? Chcesz go sobie pożyczyć?
– Chcę go zabrać na te dwa miesiące. Możesz dostać mój. Zabiorę sobie też ten twój szykowny przenośny komputerek. Możesz korzystać z mojego. W tej zamianie nie chodzi tylko o moje dobro. Musisz się całkiem oderwać od londyńskiego życia, a to znaczy, że trzeba się pozbyć tych gadżetów, do których jesteś uwiązana.
Wlepia we mnie zdumione spojrzenie.
– Mam ci oddać telefon i laptop na całe dwa miesiące? Ale