Stąpając po linie. David Baldacci

Читать онлайн книгу.

Stąpając po linie - David Baldacci


Скачать книгу
Braci. To grupa religijna. Odłam anabaptystów.

      – Zechciałbyś podać więcej szczegółów? – poprosił Decker.

      – Przypominają trochę amiszów, ale w odróżnieniu od nich wolno im prowadzić samochody, używać ciężkiego sprzętu i tak dalej. Są farmerami, ale zajmują się także wytwórstwem. Żyją we wspólnocie. Czerpią zasady prosto z Pisma Świętego. Dobrzy ludzie, ale są dość zamkniętą społecznością.

      – Grupa religijna zatrudniła dziewczynę do towarzystwa w charakterze nauczycielki? – Decker ze zdumienia uniósł brwi. – Jak to możliwe? I dlaczego nie powiedziałeś nam o tym wczoraj?

      – Z pewnością nie wiedzieli, że jest przy okazji prostytutką. Poza tym naprawdę dobrze uczyła i miała świetny kontakt z dziećmi. Będą zdruzgotani jej śmiercią. Rozmawiałem już z Peterem Guntherem, ich pastorem, ale nie mówiłem mu o drugiej „pracy” Irene ani o tym, co się z nią stało. Miałem zamiar powiedzieć wam wczoraj, zbierałem się do tego, ale jakoś nie potrafiłem znaleźć słów. Przyjazd agentów federalnych do naszego miasta był dla mnie zaskoczeniem. Nie wiedziałem, jak ugryźć całą tę sytuację.

      – Pastor? Czyli ktoś w rodzaju kaznodziei? – spytała z ciekawością Jamison.

      – Nie, to przywódca ich wspólnoty. Anabaptyści są zborem, któremu przewodzą mężczyźni. Kobiety wykonują sporo pracy, zajmują się między innymi rzeźnictwem, gotowaniem, sprzątaniem i szyciem. Ale przywództwo należy do mężczyzn.

      – Witamy w latach pięćdziesiątych – skomentowała oschle Jamison.

      – To porządni ludzie, jak już mówiłem – stanął w ich obronie Kelly.

      – Skąd tyle o nich wiesz? – zapytał Decker.

      – Moi dziadkowie należeli do ich zboru – padła zaskakująca odpowiedź.

      – I w erze męskiej dominacji zmęczyło ich życie w komunie – odparła z ironią Jamison.

      – Nie, ale moich rodziców tak. Wystąpili ze wspólnoty po śmierci dziadków. Ja i moja siostra byliśmy wtedy jeszcze dziećmi.

      – Twoi rodzice mieszkają tutaj?

      – Nie. Trzy lata temu przenieśli się na Florydę.

      – A siostra?

      – Zmarła kilka lat temu.

      – Współczuję. Musiała być bardzo młoda?

      – Tak. Życie jej nie oszczędzało.

      – Co jeszcze mógłbyś nam powiedzieć o Braciach? – podjął temat Decker po dłuższym milczeniu.

      – Są pacyfistami, sprzeciwiają się wojnom. Część huterytów, największego odłamu anabaptystów w kraju, była prześladowana za tę postawę podczas drugiej wojny światowej.

      Decker pokiwał głową.

      – Znamy więc jej miejsce zamieszkania, wiemy, że uczyła we wspólnocie. A co z jej drugą pracą? Mówiłeś, że nie masz pewności, czy rzeczywiście była dziewczyną do towarzystwa, chociaż rozpoznałeś ją dzięki zdjęciu z internetu. Jesteś pewien, że to ona?

      – Tak.

      – Bo?

      – Skontaktowałem się z nią przez internet. Umówiłem się na spotkanie. W obskurnym hotelu po drugiej stronie miasta. Dotarłem tam przed nią. Wylegitymowałem się, gdy się pojawiła.

      – Aresztowałeś ją?

      – Nie.

      – Dlaczego? Jesteś policjantem. A ona złamała prawo. Sprawa wydaje się dość prosta.

      – Starałem się jej pomóc. Niepotrzebna jej była odsiadka. Bardziej przydałyby się zachęta, wsparcie, dobra rada, wskazanie drogi. Zdaje się, że poległem na wszystkich tych polach.

      – A kiedy się z nią spotkałeś, potwierdziła, że się sprzedaje? – zapytał Decker. – Bo wcześniej miałeś co do tego wątpliwości.

      – Nie przyznała się, że jest prostytutką czy dziewczyną do towarzystwa. Powiedziała natomiast, że czuje się samotna, i choć nie przeczyła, że umawia się z mężczyznami przez internet, ponoć nigdy nie brała od nich pieniędzy. I nie zawsze uprawiali seks. Czasem poprzestawali na rozmowie.

      – Jasne – rzekł sceptycznie Decker. – Jak w banku.

      – Nie była ubrana jak większość prostytutek, na które się w życiu natknąłem. Miała na sobie zupełnie zwyczajne ciuchy.

      Podano śniadanie. Jedli szybko, czekało ich bowiem sporo pracy.

      Zanim odeszli od stolika, Decker zapytał:

      – Przepuściłeś jej odciski palców przez IAFIS, prawda? Sprawdziłeś, czy figurują w rejestrze? – Miał na myśli zintegrowany automatyczny system identyfikacji odcisków palców, którym dysponuje FBI.

      – Tak, ale skąd o tym wiesz?

      – To jedyny powód, dla którego tu jesteśmy. Jej odciski najwyraźniej wywołały wielkie poruszenie na najwyższych szczeblach Biura. Twierdziłeś, że to FBI zażądało przesłania raportów do Waszyngtonu. W ten sposób musieli się dowiedzieć.

      – A więc była kimś istotnym? – zapytał Kelly.

      – Dla nich wszyscy są istotni – odparł Decker.

      – Ale z danych, które przesłaliśmy, nic nie wynikło. Jeśli chodzi o FBI, nie mieli w rejestrze kartoteki kryminalnej Irene Cramer.

      – Może nie pod tym nazwiskiem – rzekł Decker.

      – Gdyby jednak natknęli się w bazie danych na jej odciski przypisane innemu nazwisku, powinni nas o tym powiadomić – stwierdził lekko poirytowany Kelly. – Na pewno niczego przede mną nie ukrywasz?

      – Słowo skauta.

      – Nie wyglądasz mi na skauta.

      – Bo nigdy nim nie byłem. No, na nas już czas. Przed nami długi dzień, a ja, niestety, jakoś nie młodnieję. Z kolei Irene Cramer nie zdąży się już zestarzeć. I ktoś musi za to odpowiedzieć.

      Decker ruszył naprzód.

      Kelly patrzył w zadumie za oddalającym się Deckerem, a potem przeniósł wzrok na Jamison.

      – Czy jest coś, co powinienem wiedzieć o twoim koledze?

      Zdobyła się na uśmiech.

      – Och, wkrótce wszystko się wyjaśni bez mojego udziału.

      8

      Gdy noga za nogą wlekli się do wypożyczonego SUV-a, spadło na nich kilka kropli deszczu. Kelly usiadł z przodu obok Jamison, Decker zajmował prawie całe tylne siedzenie.

      – Cramer nie miała tu żadnej rodziny? – zapytała Jamison.

      – Nic mi o tym nie wiadomo. Nie udało mi się do nikogo dotrzeć.

      – Jak się tu znalazła?

      – Przyjechała niewiele ponad rok temu. Nie znalazłem niczego na jej temat, wiem tylko, że studiowała w Amherst. Dowiedziałem się od Braci. Tak jakby nie miała przeszłości. Od czasu do czasu miewamy w mieście takie przypadki. Trafia tu wielu ludzi, którzy chcą uciec od swojej przeszłości i diabli wiedzą od czego jeszcze. Ale po raz pierwszy zetknąłem się z sytuacją braku jakichkolwiek informacji.

      – Rzeczywiście, dziwne – przyznała Jamison.

      – Może nie aż tak dziwne, skoro pojawiliście się tutaj wy. Pomyślałem, że to może być ten związek.

      – Masz na myśli WITSEC? – zapytała Jamison, odnosząc się do programu ochrony


Скачать книгу