Stąpając po linie. David Baldacci
Читать онлайн книгу.nam o Cramer wszystko, co wiesz na sto procent.
– Była ładna. Bardzo ładna. Wysoka, potrafiła się poruszać. Prawie jak modelka. Do tego wykształcona. Można to było wywnioskować już z samej rozmowy. Nie dostała pracy nauczycielki na piękne oczy. Amherst to pierwszorzędna uczelnia.
– Jeśli rzeczywiście tam studiowała – wtrącił Decker. – A osobowość? Jakie jest twoje zdanie?
– Spokojna, ale pewna siebie. Widać było, że wierzy, że potrafi poradzić sobie w każdej sytuacji. Pewnie dlatego moja gadka, żeby rzuciła to, co robi, spaliła na panewce. Uważała, że nad wszystkim panuje. Z różnych drobiazgów, które przewijały się w naszej rozmowie, wywnioskowałem, że sporo podróżowała. Sprawiała wrażenie osoby obytej w świecie.
– Mówiłeś też, że zaprzeczyła, jakoby była prostytutką – zwróciła uwagę Jamison. – Może nie widziała powodu, dla którego miałaby przestać robić to, co robiła.
– To prawda – zgodził się Kelly.
– Sprawiała wrażenie osoby zamożnej? Wskazywały na to jej ubrania czy inne rzeczy? A może wynikało to z rozmowy?
– Nie. Jeździła używaną hondą. Blok mieszkalny, do którego jedziemy, jest bardzo przeciętny. Wątpię, byśmy zobaczyli tam na ścianach Rembrandta. Przypuszczam, że pensja nauczycielki wystarczała jej na utrzymanie. Ale trudno znaleźć przyzwoite mieszkanie za przystępną cenę.
– Koszty życia są tu aż tak wysokie?
– Tu i ówdzie czynsze mogłyby rywalizować z tymi, które płaci się w wielkich metropoliach. Przeprowadzający się tu ludzie przez pierwszy miesiąc, a często i dłużej, śpią w samochodach, na wolnym łóżku w przyczepie znajomego znajomego albo mieszkają u kogoś kątem i zajmują kanapę. Na początku ekipy frakerów są zwykle zakwaterowywane w starych kontenerach transportowych przerobionych na kawalerki wyposażone w łóżko, toaletę, prysznic, lodówkę i kuchenkę mikrofalową oraz jedne drzwi. Domy buduje się w błyskawicznym tempie, ale i tak firmy budowlane nie nadążają za potrzebami. Wszyscy gonią za dolarami, które płyną tu szerokim strumieniem. W rezultacie rozwijamy się zdecydowanie za szybko i zaczynają pojawiać się rysy.
– Uwierzyłeś jej, kiedy zapewniała, że nie bierze pieniędzy za seks? – zapytał Decker.
– Przeszukaliśmy jej mieszkanie, sprawdziliśmy konta bankowe. Nie było nigdzie śladu innych dochodów poza pensją nauczycielską.
Decker wydawał się tym zaskoczony.
– Dziwne. U większości prostytutek znajduje się jakieś dowody przepływu gotówki.
– A oznaki zażywania narkotyków? Koroner nie znalazł w jej organizmie śladów takich substancji – stwierdziła Jamison.
– Nie zauważyłem, a wiem, czego szukać.
– Dlaczego spośród wszystkich kobiet na stronie wybrałeś akurat ją? I dlaczego właśnie ją próbowałeś „nawrócić”? – dociekał Decker.
– Rozmawiałem też z innymi.
– Z kim? – zainteresowała się Jamison.
Kelly nerwowo postukał palcami o szybę.
– Tak dla całkowitej przejrzystości: moja siostra zmagała się z podobnymi problemami. Tylko że ona wpadła w sidła narkotykowe, a prostytuowanie się było jedyną drogą zdobycia pieniędzy na prochy, przynajmniej tak jej się wydawało. Przedawkowała, nie zdołano jej uratować. Po prostu tragedia.
– To okropne, Joe. Współczuję – rzekła Jamison.
– I dlatego nie aresztujesz prostytutek? – zapytał Decker.
– Wiem, że prostytutki padają ofiarą przestępstw. Jeśli tylko mogę pomóc ludziom, którzy tego potrzebują, robię to. Dlatego zgłosiłem się do policji. Nie mam problemu z wsadzeniem za kratki tych, którzy na to zasługują, ale chciałbym dać z siebie coś więcej.
– Jak dowiedziałeś się o jej związkach z Braćmi? – drążyła Jamison. – Czy było to tajemnicą poliszynela?
– Jestem tu jednym z nielicznych, którzy dobrze znają Braci. Byłem u nich w kolonii – tak nazywają swój wspólnotowy dom – wielokrotnie. Obowiązkiem miejscowego policjanta jest poznanie lokalnej społeczności. Widziałem tam Cramer. Dlatego rozpoznałem jej zdjęcie na stronie. Bardzo wątpię, by ktokolwiek z Braci surfował po sieci w poszukiwaniu usług seksualnych. Więc jej sekret był u mnie bezpieczny. Nigdy nikomu go nie zdradziłem.
– Braciom też nie, bo, jak przypuszczam, od razu by ją zwolnili – zauważyła Jamison.
Przytaknął.
– Zwłaszcza nie Braciom. Wydawała się czymś strapiona. Nie chciałem dokładać jej kolejnych zmartwień. – Przerwał, by po chwili kontynuować: – Miałem do czynienia z wieloma prostytutkami. Większość pochodziła z koszmarnych środowisk i miała trudną przeszłość. Były zagubione, bezbronne. Cramer nie pasowała do tego wzorca. Czuło się w niej jakąś determinację, skupienie, głębię. Jakby podjęła się jakiejś misji. I prawdę mówiąc, intuicja podpowiadała mi, że coś się za tym kryje.
– Skoro wezwano tu nas, bez wątpienia coś się za tym kryje – wywnioskowała Jamison.
– Zabójca mógł podrzucić ciało na krótko przed znalezieniem go przez tego myśliwego – powiedział Decker.
Jamison i Kelly czujnie zareagowali na ten nagły przeskok myślowy. Kelly pokiwał głową.
– Też o tym myślałem. Ciało leżące w lesie, na wolnym powietrzu? Nie znajdowałoby się w tak dobrym stanie przy tej obfitości zwierzyny. – Popatrzył na Jamison. – Ale żeby zabić, a potem rozciąć zwłoki? To już jakaś cholerna dewiacja.
– Rzadko polujemy na ludzi, którzy nie są dewiantami – podsumował Decker.
9
Zgodnie ze wskazówkami Kelly’ego Jamison zaparkowała przed podupadłym trzypiętrowym budynkiem z cegły położonym w okolicy, którą nie zawładnęły dźwigi ani ekipy budowlane. Na razie.
Wysiedli, Kelly szybko wprowadził ich do środka, ponieważ zerwał się paskudny wiatr i zaczęło padać.
Połączone z biurem mieszkanie gospodyni budynku znajdowało się na parterze tuż za drzwiami wejściowymi. Wnętrze pomalowane na kolor spłowiałej zieleni, stare i wyświechtane umeblowanie rodem z lat siedemdziesiątych, za to na jednej ze ścian sześćdziesięciocalowy telewizor Samsung 4K bez widocznej anteny pokojowej.
Kobieta nazywała się Ida Simms. Po siedemdziesiątce, siwowłosa, uczesana w ascetyczny koczek. Niemal równie szeroka, jak wysoka. Przywitała ich uprzejmie, choć Decker zauważył, że drży jej głos, a w dłoni ściska zmiętą chusteczkę. Była ubrana w obszerną ciemnoczerwoną koszulkę, sprane sztruksowe spodnie i bladozielone crocsy.
Usiedli w ciasnym frontowym pokoju, odmówiwszy proponowanej przez kobietę kawy.
Opadła na wyblakły rozkładany fotel i omiotła gości wzrokiem.
– Irene nie żyje? Trudno… trudno mi w to uwierzyć. – Z przestrachem spojrzała na Deckera. – I w dodatku wezwali FBI? Czuję się jak w jakimś filmie.
– To całkowicie zrozumiałe – powiedziała życzliwie Jamison. – Przyszliśmy tylko zadać pani kilka pytań.
– Powiem wam wszystko, co wiem, jeśli tylko pomoże wam to złapać sprawcę – rzekła z przejęciem. I głośno wydmuchała nos w chusteczkę.
– Kiedy się tutaj wprowadziła? – zaczął Decker.
– Miesiąc temu.
– Wie