Schwytać szczęście. Dorota Milli
Читать онлайн книгу.męski głos.
– To pan? – powiedziała zaskoczona jego kolejną próbą kontaktu. – Myślałam, że już się nie usłyszymy, że na pewno pan nie zadzwoni. – Nie zawracała uwagi na mijanych przechodniów, zasłuchana w ten dziwny głos.
– Dzwonię, choć przyznam się, że nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiłem. Z panią jest inaczej.
– To dobrze czy źle?
– Niedobrze, odchodzę od bezpiecznych schematów.
– Jest pan zbiegiem poszukiwanym przez policję?
– Niektórzy faktycznie chcieliby mnie dopaść, nie przysłużyłem się ich nielegalnym interesom.
– Czyli jest pan po stronie dobra.
– Po żadnej, czasem muszę przejść na złą, by osiągnąć cel i zdobyć potrzebne informacje. Zanim zada mi pani kolejne pytanie, najpierw odpowiedź.
– Na początku musi pan poznać moje zasady.
– Nie przestrzega pani moich, ale chce, żebym przestrzegał ustalonych przez panią?
– Możemy się dogadać.
– To pani do mnie zadzwoniła z prośbą o pomoc, tak dla jasności.
– Liczę na dyskrecję i fachowość. – Hana podchodziła do sprawy z dystansem i wahaniem, ostatnie ich rozmowy nie nastroiły ją przychylnie do mężczyzny po drugiej stronie słuchawki.
– Czegoś się pani wstydzi, chce coś ukryć przed innymi? Kobiety mają swoje grzeszki, czasem większe niż mężczyźni.
– Nie chciałabym, żeby komukolwiek rozpowiadał pan o moich błędach i podkreślam, w tej sprawie ja jestem poszkodowana.
– To się okaże. Co zrobił oprócz tego, że śmiał porzucić i okradł?
– Byłam dla niego dobra i bardzo… go lubiłam. Zamieszkaliśmy razem.
– Kiedy to się skończyło?
– Dwa tygodnie temu.
– Lubiła go pani, nie kochała, czyli to nie było nic trwałego?
– Czy rozmawiamy o moich uczuciach, czy o tym, że zostałam oszukana i wykorzystana?
– Muszę zrozumieć wszystkie aspekty sprawy, tak właśnie pracuję.
– Wcześniej to pana nie interesowało. Wytknął mi pan, że nie ma na to czasu.
– Pani mnie… zainteresowała.
– Nie wiem, czy powinnam się z tego cieszyć – wątpiła, ale była ciekawa, dlaczego zmienił decyzję.
– Właśnie teraz waży się pani los i to, czy przyjmę zlecenie.
– Jest pan detektywem z licencją?
– Nie jestem detektywem, raczej działam poza realiami, tylko w sieci. Staram się trzymać granicy prawa. Zaglądam tam, gdzie inni nie mogą.
– Teraz się pan przechwala – rzuciła z drobną uszczypliwością. – Z tego, co wiem, to hackerstwo jest nielegalne i nie działa po stronie prawa.
– Często się z tego grzechu spowiadam.
– Nie wyczuwam skruchy. – Hana nie uwierzyła w jego słowa, mogłaby przysiąc, że sobie z niej żartuje. – Jak mam się do pana zwracać?
– Jak pani chce.
– Próbuję wypracować odpowiedni schemat naszej współpracy, ale pan nie ułatwia.
– Czuję się postawiony do kąta.
– Znowu się pan naśmiewa.
– Z panią inaczej nie można. Mówię poważnie, to pani określa, jak będzie się do mnie zwracać.
– A inni, jak pana nazywają?
– Nie nazywają… Dobrze, spróbuję to pani wytłumaczyć. Gdybym miał jedno określenie, nazwę, imię, mogłoby się roznieść, a wolę być dyskretny, anonimowy, to znacznie ułatwia mi pracę.
– Bardzo sprytne. Dzięki temu ludzie nie zorientują się, że rozmawiają o tej samej osobie.
– Dziękuję za uznanie.
– Nie boi się pan, jak pana nazwę? – spytała zadziornie.
– Czy naprawdę potrzebuje pani pomocy?
Hana odebrała to jako ostrzeżenie, choć zaczynała dobrze się bawić. Zupełnie nie wiedziała, co z tej dziwnej relacji wyniknie, ale i w niej rozbudziła się ciekawość.
– Nazwę pana… panem H jak haker.
– Nie wpadłbym na to.
– Litera H tworzy wiele możliwości – tłumaczyła się, czując, że znowu się z niej naśmiewa.
– Proszę nie kontynuować tej zawiłej intrygi. Może skupmy się na pani.
– Jak będzie pan nazywał mnie?
– Na pewno chce pani wiedzieć? Pani H jak Hana, przez jedno „n”.
– Dowcipkuje pan, a ja nie mam dla pana całego dnia. – Wsiadła do auta, zerkając na zegarek. Nie chciała spóźnić się pierwszego dnia. – Muszę jechać do pracy, nie wiem, co mnie czeka.
– W pracy zazwyczaj czeka praca do wykonania.
– Jak dobrze, że pan zadzwonił i mnie uświadomił.
– Pani H, zastrzegam, muszę panią sprawdzić i to dokładnie. Powinienem wiedzieć, czy nie jest pani zagrożeniem.
– Wypraszam sobie.
– Trzeba sprawdzić, czy pani H nie jest stalkerką lub hejterką i dlatego chce go pani zlokalizować – mówił dalej, nie zrażając się jej oburzeniem. – Z różnymi sytuacjami miałem do czynienia, a po naszych rozmowach czuję, że z pani to niezłe ziółko.
– Jak pan może mnie tak obrażać? Chciałabym o tym oszuście jak najszybciej zapomnieć, ale teraz co miesiąc przypominać mi będzie o nim rata za debet, który zaciągnął za moimi plecami.
– Można być tak naiwnym?
– Powiedziałabym, co właśnie o panu myślę, ale śpieszę się, to nowa praca, z ostatniej odeszłam, bo nie docenili mojego ogromnego poświęcenia.
– Cały świat sprzysiągł się przeciwko pani.
– Pan też, jak słyszę. Potrzebuję kogoś, kto będzie po mojej stronie, a od pana wsparcia nie czuję. Rezygnuję z pana usług. Żegnam, panie H. – Hana przerwała połączenie i odpaliła silnik. Nie pożałowała decyzji podjętej pod wpływem impulsu. Myśl, że ten człowiek będzie ją sprawdzał pod kątem oszustwa, zabolała najbardziej.
***
Szary drapacz chmur odbijał promienie jak gładka tafla szkła. Hana uśmiechnęła się, czując lekki dreszcz ekscytacji. Dziś zaczynała grać nową rolę, a nigdy nie sądziła, że zostanie asystentką.
Zazwyczaj trzymała się swojej bezpiecznej liny, postępowała zgodnie ze spisanymi punktami: ukończyć studia, podjąć praktykę i – jak się poszczęści – znaleźć pracę, pokonywać kolejne szczeble kariery. Nie chodziło tylko o sukces, ale by dokonać czegoś wyjątkowego, zasłużyć na pochwały własną pracą. Chciała zdobyć pewność, że potrafi utrzymać się na powierzchni, że poradzi sobie w trudnych sytuacjach, inaczej niż mama, która przez wiele lat dryfowała, szukając nowych zajęć i nowych mieszkań. Teraz osiadła w jednym miejscu, ale przez połowę swojego życia z dwojgiem dzieci u boku musiała pokonywać trudności.
Hana podziwiała ją za odwagę i upór, a ta postawa zaszczepiła w niej siłę do marzeń i walki o ich spełnienie.