Zaginione laleczki. Ker Dukey
Читать онлайн книгу.na podłogę i sama zaczyna się dotykać. Mija zaledwie kilka sekund, kiedy dochodzi i głośno krzyczy imię Benny’ego. Twarz Bo jest całkowicie czerwona. Jego mięśnie się napinają. Mocno zaciska powieki. Chwilę później się rozluźnia. On również miał orgazm. Kiedy jest już po wszystkim, znów na mnie spogląda. Na jego twarzy dostrzegam obrzydzenie i ogromną nienawiść do samego siebie.
To wina mojej siostry. To ona mu to zrobiła.
– Ja też cię kocham, Benjamin – szepcze, składając delikatny pocałunek na czubku nosa Bo.
Gdy wstaje z jego kolan, widzę, że penis Bo jest cały mokry. Ledwo powstrzymuję się od wymiotów. Macy zaczyna chichotać.
– Co się z tobą stało?! – wyduszam z trudem. – Jesteś chora. To był gwałt!
Siostra przymruża powieki i ponownie przechyla głowę na bok w tym dziwacznym, potwornym geście. Opuszkiem palca stuka w swoją dolną wargę.
– Benjamin mówi, że nie jesteśmy chorzy. Nie jesteśmy zboczeni, jeśli kochamy nasze laleczki. O ile są one pełnoletnie, oczywiście. Zabaweczki uwielbiają nasze gry!
Podnosi z ziemi nożyczki i przez chwilę gapi się na mnie w całkowitej ciszy. Nagle zrzuca ze stołu całą zastawę. Wskakuje na blat z głośnym krzykiem, a ja trzęsę się ze strachu. Wygląda jak potwór z nocnego koszmaru, kiedy pełznie w moją stronę, przez cały czas głośno sycząc. Gdy jest tuż obok, przyciska mi ostrze do gardła.
– Uwielbiałaś jak Benjamin się z tobą bawił – stwierdza z wyrzutem. – Każdej nocy słyszałam twoje jęki! Nie jesteśmy zboczeni. Wy to lubicie. Dochodził w tobie tak, jak moje lalki dochodzą we mnie. Chcecie tego. Kochacie nas. Oni to lubią.
Oni? Jej lalki? Liczba mnoga?
– Ile już miałaś tych lalek? – pytam zachrypniętym głosem.
– Ale ty jesteś ciekawska. Hmm, może powinnam pozwolić wam się rżnąć? Zawsze każę swoim chłopcom pieprzyć moje brzydkie laleczki. – Posyła mi złośliwy uśmiech. – A on tak bardzo za tobą tęsknił. Wzdychał po nocach. Powtarzał twoje imię. Nigdy nie pokochał mnie tak, jak kochał ciebie – mówi cicho ze stoickim spokojem. Przez chwilę wygląda, jakby była w transie. Niespodziewanie wyrywa się jednak z odrętwienia i ponownie celuje we mnie nożyczkami.
– Macy, on nie musi cię kochać. Ja cię kocham – zapewniam.
Wykrzywia twarz z obrzydzeniem. Blizna, którą ma od lat, sprawia, że skóra na policzku jakby się zapada.
– Zostawiłaś mnie! Nawet mamusia i tatuś mieli gdzieś, że nie wróciłam! Byli tacy szczęśliwi, że odzyskali swoją niegrzeczną lalkę!
Przejeżdża ostrzem po mojej skórze. To boli…
– Co ty do kurwy nędzy wyprawiasz?! – słyszymy nagle męski, niski głos.
Macy cicho piszczy i natychmiast się ode mnie odsuwa. Benny spogląda na nią z zabójczą furią. Po raz pierwszy, i pewnie ostatni, cieszę się, że widzę Benny’ego.
– Właź na łóżko! – rozkazuje, zdejmując skórzany pasek.
Siostra spuszcza głowę i wykonuje polecenie. Zaraz potem oglądam z łzami w oczach, jak na jej pośladkach lądują kolejne uderzenia.
Trzask!
Trzask!
Trzask!
– Niegrzeczna lalka! – krzyczy Benny, wyładowując na niej swój gniew. Jestem pewna, że przez co najmniej tydzień Macy nie będzie w stanie usiąść.
– Błagam, przestań – proszę.
Siostra odwraca się i posyła mi gniewne spojrzenie spod przymrużonych powiek. W jej oczach dostrzegam czystą nienawiść.
Cholera jasna. Kim jest ta dziewczyna?!
Kiedy kończy ją karać, Benny uspokaja się i przez chwilę na mnie spogląda. Zaraz jednak znów zwraca się do niej.
– Dlaczego ona tak wygląda?! – Wskazuje palcem rozerwaną sukienkę.
Siostra wzrusza ramionami.
Potwór przenosi wzrok na Bo. Jego penis jest już całkowicie miękki, ale nadal pozostaje na widoku.
– Grałaś w te swoje gierki z moją niegrzeczną laleczką?! – Cały się trzęsie. Jestem pewna, że za chwilę wybuchnie.
– Kurwa mać, ona nie jest twoja! – przerywa mu Bo.
Głośno nabieram powietrza. Macy zaczyna się śmiać.
– Niegrzeczna lalka – karci go wesołym tonem. Po jej agonii nie został nawet ślad. – Siedź cicho, głupia lalko!
Benny napina mięśnie. Podchodzi do Bo. Chwyta za krzesło, do którego jest przywiązany i ciągnie je w stronę drzwi. Przerażony Bo kręci głową na boki, usiłując zobaczyć, gdzie go zabiera.
– Nie krzywdź go! – krzyczę, choć mam wrażenie, że tylko pogarszam tym sytuację. Benny posyła w moją stronę mrożące krew w żyłach spojrzenie. Robi mi się słabo.
Jest taki wściekły.
Chwilę później wraca też po mnie.
– Jeszcze z tobą nie skończyłem – zwraca się do Macy, a siostra posłusznie kiwa głową i wchodzi pod kołdrę. Zamyka oczy i wygląda, jakby usiłowała zasnąć.
Benny przecina liny nożyczkami, po czym przyciska ich czubek do mojego gardła.
– Wstawaj. I nie rób głupot. Mówię poważnie. Nie masz pojęcia, jak ogromną mam ochotę poderżnąć gardło temu skurwielowi. Lepiej mnie nie prowokuj.
Czuję jego gorący oddech na uchu. Przyciska swoje ciało do moich pleców. Jest ciepłe i napięte. Benny obejmuje mnie ramieniem w pasie.
Ból wbijanych nożyczek przypomina mi, bym była uległa. Nie mogę go zdenerwować. Myślę o Bo. O przerażeniu w jego oczach.
Potwór prowadzi mnie do mojej celi. Krzesło, na którym wciąż siedzi Bo stoi tuż przed nią. Mężczyzna próbuje się uwolnić, ale bez skutku.
– Czego ty od nas chcesz?! – krzyczy. Jego silna wola jest coraz słabsza.
– Już dobrze, Bo – próbuję go uspokoić. Lepiej, żeby siedział cicho. Może ten psychol o nim zapomni.
– Jeśli jeszcze raz wypowiesz jego imię, zaszyję ci te pierdolone usta – wybucha Benny, wpychając mnie do środka. Potykam się i prawie upadam.
Kutas.
Głośno przełykam ślinę, gdy Benny podchodzi bliżej i zamyka za sobą drzwi. Jego policzki są czerwone, powieki drgają, a szczęka i pięści są mocno zaciśnięte. Doskonale wiem, że czeka mnie kara.
– Zostawiłaś mnie dla takiego ścierwa – warczy przez zęby, jakby z niedowierzaniem. – Ten śmieć jest niczym! Ten śmieć pieprzył jakąś kurwę! – Stawia kolejny krok. – A teraz mówi mi, że nie jesteś moja! W moim własnym domu!
– Benjamin… – szepczę.
Jest już tak blisko. Wyciąga ręce, by mnie złapać. Ja jednak je odtrącam. Spogląda zdziwiony. Przyjmuję pozycję obronną. Nie. Nie dam mu się ukarać. Benny patrzy na mnie przez chwilę, po czym wybucha głośnym śmiechem. Podskakuję.
– Myślisz, że możesz ze mną walczyć? – podchodzi jeszcze bliżej. Robię krok w tył i zadaję pierwszy cios. Nie zamierzam poddać się bez walki. Jestem to winna Dillonowi i sobie.
Głowa leci mu w bok. Sekundę później prostuje ją jednak i patrzy mi prosto w oczy. Otwartą dłonią ściera krew z kącika ust. I uśmiecha się. W tym swoim szaleństwie wygląda niemal pięknie.
Wysuwa prawą nogę do przodu