Zaginione laleczki. Ker Dukey

Читать онлайн книгу.

Zaginione laleczki - Ker Dukey


Скачать книгу
zaczynam mówić, zamiera w bezruchu.

      – Na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi, niegrzeczna laleczko.

      Już od dawna nie słyszała mojego głosu.

      Nie czuła mojego twardego ciała ocierającego się o jej miękką skórę.

      Nie kuliła się przed moim gniewem.

      Już od bardzo, bardzo dawna.

      Zaczyna histerycznie płakać. Unoszę w górę kąciki ust. Tak strasznie tęskniłem za słodkim głosem jej rozpaczy.

      – Dlaczego to robisz? – pyta, mocząc gorącymi łzami żywoczerwone policzki. – Dlaczego?!

      Drapię się po podbródku i unoszę brwi.

      – To długa historia – odpowiadam, posyłając lalce złośliwy uśmiech. – Na całe szczęście mamy baaardzo dużo czasu.

      Wsłuchany w żałosne pochlipywanie, pozwalam sobie na ucieczkę w przeszłość. Do niej.

      Do mojej siostry.

      Bethany.

      Budzę się w środku nocy. Za drzwiami słyszę kroki i nerwowe szepty. Mój żołądek skacze w brzuchu niczym ryba, którą wyjęto z wody.

      Odsuwam kołdrę i powoli schodzę ze starego, niewygodnego materaca. Niepewnym krokiem ruszam w stronę korytarza.

      Dlaczego akurat tej nocy nabrałem odwagi, by wyjść z pokoju?!

      Stare zawiasy skrzypią. Jeśli tata zobaczy, że nie śpię, ukarze mnie swoją pałką. Mam już siedem lat. Nie raz przekonałem się, jak bolą te uderzenia. Tej samej pałki tata używa w pracy, kiedy łapie przestępców. Tak mówi.

      Po szarych ścianach korytarza tańczą ciemne cienie. Moja klatka piersiowa szybko unosi się i opada. Słyszę w uszach dźwięk swojego mocno bijącego serca. Jest głośniejszy niż kiedykolwiek.

      Nieświadomie rozmasowuję ręką pośladki, które wciąż bolą po ostatnim laniu. Dostałem je, bo obudziłem tatę w środku nocy. Nie powinienem znów ryzykować. Ale muszę. Jakaś nadludzka siła woła mnie, bym opuścił bezpieczny pokój i poszedł w stronę odgłosów.

      Ciekawość zabiła kota. Tata ciągle to powtarza.

      Wysuwam głowę za futrynę i patrzę w głąb korytarza. Od razu zauważam białą, zwiewną koszulę nocną. Materiał wiruje wokół szczupłego ciała mojej matki. Wygląda, jakby do mnie machał.

      Hej, Benjaminie – zdaje się mówić. – Jak miło cię widzieć.

      Mama krąży wokół wejścia do pokoju mojej starszej siostry. Porusza ustami, chociaż nic nie mówi.

      Długie ciemne włosy zasłaniają jej twarz. Gdybym nie wiedział, że to ona, uznałbym ją za ducha.

      Ale duchy nie są prawdziwe.

      To żywi prześladują żywych.

      Nie martwi.

      Moja starsza siostra, Bethany, ma jedenaście lat. I nawet ja, naiwny siedmiolatek, widzę, że zawsze jest smutna. Wydaje się pusta w środku; jak ciało bez duszy, poruszające się po świecie wbrew swojej woli.

      Raz powiedziała mi, że nienawidzi tych rzeczy, które zrobił jej tata.

      Ciosy zadane policyjną pałką bolały jak diabli, ale tata karał nas tylko wtedy, kiedy robiliśmy coś złego. W dzieciństwie myślałem, że siostra musiała ciągle być niegrzeczna, bo nigdy nie potrafiła usiąść na krześle, nie krzywiąc się przy tym z bólu.

      Kiedy zacząłem dorastać, zrozumiałem, że tata nie karał jej za złe zachowanie. Karał ją, bo był chory.

      I to ona go zaraziła.

      To przez nią miał w oczach ten złowieszczy blask.

      Zatruła jego umysł.

      – Mamo? – szepczę cichutko, kuląc się w miejscu. Mam nadzieję, że moje słowa dotrą jedynie do niej. Nikt inny nie może ich usłyszeć.

      Mama podskakuje. Odwraca głowę, zaskoczona.

      – Benny, chodź do mamusi – prosi, rozkładając szeroko ramiona. To te same ramiona, w których często szukam pocieszenia po karach, które wymierza mi tata.

      Kolana uginają się pode mną. Mimo to biorę głęboki oddech i zaczynam iść. Spoglądam jeszcze za siebie, by upewnić się, że drzwi sypialni rodziców są zamknięte. Jeśli tata się obudzi, będzie wściekły.

      Mama przyklęka na progu pokoju siostry i ściska moje małe dłonie w swoich. Dotyk stwardniałych opuszków na mojej skórze wydaje się dziwny. Jak sama mówi, ma dłonie szwaczki. To dlatego skóra na jej palcach jest starta i popękana.

      Zajmuje się tworzeniem lalek. Takich pięknych, porcelanowych. Takich, które podobają się wszystkim dziewczynkom na targowisku. Ich rodzicielki zawsze chwalą pracę mamy. Mówią, że jej lalki są wyjątkowe. Śliczne. Jedyne w swoim rodzaju. Mama jest bardzo dumna ze swoich dzieł. Zawsze z przejęciem ogląda, jak stają się dla dziewczynek ukochanymi, małymi laleczkami.

      – One muszą być idealne, Benny – powtarza, kiedy pozwala mi malować ich usta na czerwono. I ma rację. Jeśli choć jedna rzęsa odstaje w złym kierunku, klienci tracą zainteresowanie. Nie chcą nieidealnej lalki. Żądają innej.

      Mama zawsze dąży do perfekcji. To dlatego ludzie tak uwielbiają jej zabawki.

      Klęczy przede mną z wytrzeszczonymi oczami. Jej usta są blade, niemal sine. Delikatnie potrząsa głową.

      – Kocham cię, Benny. Kocham ciebie i twoją siostrę. Ona też była idealną laleczką, ale tata ją zniszczył. – Z jej ust wyrywa się zdławiony płacz.

      – Ale jak to? – Marszczę brwi. Niczego nie rozumiem. Jestem zaspany i nieco oszołomiony.

      – Bethany była jak jedna z laleczek mamusi. Była piękna. I nie wolno było jej zniszczyć.

      Jej słowa nie mają sensu. Robię się coraz bardziej zmęczony. Kiwam więc głową i szepczę tylko:

      – Okej.

      Mam nadzieję, że to chciała usłyszeć.

      Twarz mamy oświetla lampka nocna z pokoju Bethany. Dla niewinnych oczu wygląda jak anioł. Ale zza jej pleców dochodzi odgłos daleki od anielskich śpiewów. Brzmi demonicznie.

      Brzmi jak ryk zarzynanej świni stłamszony poduszką.

      Potwornie.

      Obscenicznie.

      Obrzydliwie.

      Powoli podnoszę głowę. Patrzę na pokój znad ramienia rodzicielki. Powietrze jest gęste. Nie jestem w stanie nabrać pełnego oddechu.

      W rogu sypialni widzę jakąś zgarbioną postać.

      Trzęsie się.

      Jęczy.

      Syczy.

      Jest nago.

      Nagle uświadamiam sobie, że to tata.

      Moje ciało paraliżuje lodowaty strach. Będzie wściekły, kiedy zobaczy, że nie śpię!

      Spoglądam z powrotem na mamę. Nie siedzi już przy mnie. Podchodzi powoli do łóżka Bethany.

      W sypialni siostry czuć słodki zapach. I coś metalicznego. W ustach mam przedziwny posmak. Zupełnie, jakbym polizał baterię. Chce mi się wymiotować. O nie, nie mogę tego zrobić.


Скачать книгу