Niebezpieczna znajomość, niebezpieczna miłość. Jane Harvey-Berrick
Читать онлайн книгу.powiedzieć ani jak się zachować. Trudno było jej przyswoić, że Daniel boryka się z tym wywracającym życie do góry nogami… problemem, przeszkodą, niepełnosprawnością… Nie wiedziała nawet, jak ma to określać.
– Jestem tak kurewsko żałosny – wymamrotał niewyraźnie. – Dwa tygodnie. Tyle udało mi się… Tylko dwa tygodnie i ktoś, ty, już mnie rozczytałaś.
Lisanne spojrzała mu prosto w oczy.
– Gdyby nie ten alarm, to pewnie nigdy bym się nie zorientowała. – Uśmiechnęła się delikatnie. – Na pewno dalej bym myślała, że jesteś po prostu ignorującym mnie palantem.
Jego wyraz twarzy nieco zmiękł, próbował odwzajemnić uśmiech, choć wydawało się, że ten utknął gdzieś w kącikach jego ust i nie potrafi przebić się na wierzch.
– Ale nie rozumiem, dlaczego wolisz, żeby ludzie myśleli, że jesteś palantem, niż że jesteś… głuchy.
Wzruszył ramionami.
– Bycie palantem to nic niezwykłego. Bycie głuchym czyni cię… odmieńcem. Nie chcę być odmieńcem.
Lisanne omiotła wzrokiem jego tatuaże i zawiesiła spojrzenie na srebrnym kółku w brwi.
– Myślę, że chcesz.
– Słucham?
– Myślę, że chcesz być inny. Twój wygląd.
Powoli pokręcił głową.
– Nie rozumiesz.
– Staram się zrozumieć.
– Tak, z pewnością.
– Czy… opowiesz mi o tym? Kiedy się zaczęło? To znaczy: nie urodziłeś się głuchy, prawda?
– Co, chcesz słuchać historii mojego zjebanego życia?
– Owszem, chcę, o ile tylko postarasz się nie przeklinać co drugie słowo.
Spojrzał na nią zdumiony, po czym roześmiał się na cały głos.
– Jesteś zabawna!
– Cieszę się, że cię bawię – fuknęła żartobliwie. Przyjemnie było popatrzeć, jak znowu się śmieje.
Ale jego śmiech szybko ucichł.
– Nie chcę, żeby ktokolwiek inny się dowiedział. Ktokolwiek.
– Przyrzekam. Poza tym to twoja tajemnica, nie moja.
Powoli skinął głową.
– Wychodzi na to, że będę musiał ci zaufać.
– Na to wychodzi.
– No dobra, ale będę potrzebował drugiej cholernej kawy.
– Hej, język! Obiecałeś!
– Nie mogę nawet mówić „cholera”?
– Wolałabym nie.
– Twój staruszek jest pastorem?
Lisanne przewróciła oczami.
– Szufladkowanie! Uważasz, że skoro przeszkadzają mi przekleństwa, to muszę być wyjątkowo pobożna? I kto tu posługuje się stereotypami?
Uniknął konieczności odpowiedzi dzięki Maggie, która przyszła ponownie napełnić ich kubki.
– Podać coś do jedzenia, Danny? A może coś dla twojej przyjaciółki?
Daniel spojrzał na Lisanne.
– Głodna?
– Niespecjalnie, ale dziękuję.
– Nic nam nie trzeba, Maggie, dzięki.
– Przyniosę ci to co zwykle i żadnych fochów, Danny Coltonie – powiedziała stanowczo. – Dobrze wiem, że u was w domu lodówka świeci pustkami.
– Dzięki, Maggie – wymamrotał skarcony do oddalającej się już kelnerki.
Lisanne uniosła brwi.
– Danny, co?
Wykrzywił usta.
– Taaak, cóż, zna mnie od dziecka. Tylko ona mnie tak nazywa.
– No nie wiem, w sumie Danny do ciebie pasuje.
– Doigrasz się, córeczko pastora.
Lisanne rzuciła mu groźne spojrzenie, a Daniel nie wytrzymał i ponownie roześmiał się na cały głos.
– Więc dlaczego wybrałeś tę uczelnię? – zapytała, by nawiązać konwersację.
Ponownie wzruszył ramionami.
– Ma bardzo dobry program nauczania biznesu, świetny w odniesieniu do realnej gospodarki. No i dostałem częściowe stypendium. A ty?
– W moim przypadku to bardziej wybór rodziców. Wiedziałam, że chcę studiować muzykę, a tu mają ten fakultet. Wychodzi na to, że kształcę się, by zostać nauczycielką muzyki.
– Tego chcesz?
– Nie do końca. Ale blisko.
Gdy Maggie przyniosła talerz jajek sadzonych, bekonu i płatków owsianych, Daniel rzucił się na jedzenie, jakby od dawna głodował.
– Ho ho, widzę, że byłeś porządnie głodny – skomentowała Lisanne, której oczy niemal wyskoczyły z orbit na widok tempa, w jakim pochłaniał wszystko z talerza.
– Mmm – wymruczał z ustami pełnymi jajek i bekonu. – Wczoraj jakoś nie zdarzyło się nic przekąsić.
– Co? Przez cały dzień?!
– Mhm – mruknął, kiwając głową.
– Dlaczego?
Przełknął ostatni kęs i sięgnął po kawę.
– Nie zrobiłem zakupów. Poza tym, jak je robię, to i tak wszystko zaraz znika, nie ma to więc większego sensu.
Lisanne, skonfundowana, pokręciła głową.
– Twoja mama nie robi zakupów?
Gdy tylko wypowiedziała to pytanie, zdała sobie sprawę, że ponownie wpycha swoją ogromną stopę w sam środek jego życia.
– Moi rodzice zginęli już ponad dwa lata temu – powiedział, wpatrując się w jakiś punkt za jej plecami. – Zostaliśmy sami z Zefem, moim bratem.
Z piersi Lisanne wyrwało się głośne westchnięcie.
– Co się stało?
– Wypadek samochodowy.
Zdobyła się tylko na pokiwanie głową z trwożnym współczuciem. Daniel przyszedł na świat obdarowany inteligencją i dobrym wyglądem, ale szybko stracił oboje rodziców, słuch, spore pokłady dumy i godności, a wychodziło na to, że także nadzieję.
Nie miała bladego pojęcia, w jaki sposób on w ogóle funkcjonuje, nie wspominając nawet o codziennym wstawaniu z łóżka i studiowaniu. Uznała, że musi być silny. Niebywale silny.
Jej serce przepełnił podziw dla tego chłopaka, a następnie skręcił ból wywołany brutalnością, z jaką obeszło się z nim życie.
– Tak mi przykro – rzekła bezsilnie.
– Życie jest do bani – skwitował krótko.
Rozciągnął ramiona nad głową, jego t-shirt się uniósł i opiął ciasno klatkę piersiową. Policzki Lisanne ponownie zapłonęły. Poczuła się wstrętnie, że w chwili, gdy on obnaża przed nią swą duszę, nachodzą ją zbereźne myśli. Jest nic nie warta.
– A co z tobą? – zapytał. – Jak wygląda twoja historia?
– Nic ciekawego –