Afekt. Remigiusz Mróz

Читать онлайн книгу.

Afekt - Remigiusz Mróz


Скачать книгу
by mieć pewność, że zamierza zarzucić swoich adwokatów pretensjami.

      – Dobra – oświadczyła Joanna, kiedy naradzali się w jej gabinecie. – Ja zostanę, ty jedź do Szajnera.

      – Jesteś pewna?

      – I tak nie dowiemy się od niego wiele. A jak jeszcze trochę rozkolebię emocjonalnie Halskiego, może coś z niego wyciągnę.

      Kordian pokiwał głową i ruszył w kierunku drzwi. Nie miał wiele czasu, by dotrzeć na miejsce.

      – Weź Zawadę – odezwała się Chyłka, kiedy złapał za klamkę.

      Oryński ostrożnie się obrócił, a Joanna rzuciła mu kluczyki od iks piątki.

      – Zazwyczaj wiem, kiedy sobie żartujesz, ale…

      – Dziewczyna musi się uczyć.

      – Od swojej patronki.

      Joanna utkwiła w nim stanowcze spojrzenie. Właściwie tyle wystarczyło, by Kordian doszedł do wniosku, że nie ma wyjścia.

      Zahaczył o biurko Igi, oznajmił krótko, że aplikantka wybiera się z nim na rozmowę z klientem, a chwilę później oboje jechali już iks piątką w kierunku siedziby firmy Szajnera, która zajmowała się głównie produkcją tańszych zamienników znanych leków.

      Na miejscu jedna z sekretarek zaprowadziła ich do pustej sali konferencyjnej, gdzie mieli czekać na jej szefa.

      – To jaką mamy strategię? – odezwała się Zawada.

      – Prostą. Ja się odzywam, ty nie.

      Iga popatrzyła na niego z niedowierzaniem.

      – Naprawdę się dobraliście.

      – Hm?

      – Oboje macie dokładnie tyle samo uroku osobistego i uprzejmości.

      Kordian rozpiął marynarkę i usiadł przy stole. Nalał sobie i Zawadzie wody, a potem przelotnie na nią spojrzał. Może miała trochę racji – przez całą drogę tutaj odnosił się do niej mniej więcej tak, jak Chyłka do niego, kiedy trafił do Żelaznego & McVaya. Szczególnie gdy Iga próbowała opowiadać mu prawnicze dowcipy.

      – Taka robota – odparł.

      – Znaczy?

      – Dobrze od początku przyzwyczaić się do tego, że będziesz żyła w permanentnym stanie konfliktu z innymi.

      – Świetna perspektywa…

      – Prawdziwa – rzucił Oryński. – Będziesz ścierać się nie tylko z prokuratorami i sędziami na sali sądowej, ale też z konkurencją w kancelarii. Chętnych na takie zarobki, jakie oferuje KMK, jest wielu, a miejsca są ograniczone.

      Iga przez chwilę mu się przypatrywała. Mógł dodać, że w rywalizacji wewnętrznej będzie miała pod górkę także ze względu na swój wygląd. Zarzuty, że jakikolwiek awans zawdzięcza walorom fizycznym, będą pojawiały się notorycznie.

      – Nie demonizuje pan?

      Kordian lekko się uśmiechnął.

      – Tylko trochę – odparł. – I mów mi po imieniu.

      Zawada skinęła głową, ale nie zdążyła skwitować, bo nagle otworzyły się drzwi i do pomieszczenia szybkim krokiem wszedł Przemysław Szajner. Nosił drogi, idealnie układający się garnitur, a kiedy zamknął za sobą drzwi, salę wypełnił zapach porządnych perfum.

      – Nie mam dużo czasu – oznajmił zamiast przywitania i usiadł naprzeciwko dwójki gości. – Przysłał was Mirek?

      – Jesteśmy jego prawnikami – odparł Oryński.

      Biznesmen ściągnął brwi, najwyraźniej nie spodziewając się wymijającej odpowiedzi.

      – I czego chcecie?

      – Mamy tylko kilka pytań odnośnie do…

      – Jakich pytań?

      Kordian patrzył rozmówcy prosto w oczy, ale wzrok mężczyzny co chwilę uciekał w stronę młodej dziewczyny stojącej obok. Nie na długo, ale trudno było tego nie dostrzec.

      Nie uszło to także uwagi Zawady, która postanowiła zrobić z tego użytek.

      – Chodzi nam o imprezę, którą zorganizował pan w swojej willi nad jeziorem Bełdany – powiedziała.

      – Że co?

      – To było dość dawno temu, jakieś…

      – Nie organizuję tam żadnych imprez.

      Szajner podniósł się i spojrzał na nich z góry.

      – Jak mówiłam, chodzi o wydarzenia sprzed…

      – Nigdy nie organizowałem tam niczego takiego – uciął Przemysław. – To miejsce, w którym się relaksuję, z dala od ludzi.

      – Ale…

      – Halski w ogóle wie, że tu przyszliście? Ma pojęcie po co?

      Oryński także wstał i machinalnie zapiął guzik marynarki.

      – Przypuszczam, że nie – dodał biznesmen, zanim Kordian odpowiedział. – Następnym razem porozmawiajcie ze swoim klientem, zanim zaczniecie tracić mój czas.

      Szajner obrócił się i nie dając im szansy na odpowiedź, szybko opuścił salę konferencyjną. Moment po nim zjawił się pracownik firmy ochroniarskiej i oznajmił, że pokaże im drogę do wyjścia.

      Kordian i Zawada opuścili siedzibę firmy i wolnym krokiem skierowali się do iks piątki.

      – Co to było? – odezwała się Iga.

      – Nic dobrego – odparł Oryński i wyciągnął telefon. Wybrał numer Chyłki, licząc na to, że nie wyciszyła dzwonków przed rozmową z Halskim.

      Odebrała dopiero po chwili.

      – Co jest? – spytała.

      – Szajner właśnie nas wyrzucił.

      – Za co?

      – Za pytanie o imprezę na Mazurach.

      Kordian bez trudu usłyszał głośnie westchnięcie Joanny.

      – Tyle wystarczyło? – upewniła się.

      – No.

      – W takim razie mamy problem.

      I to dość duży, skwitował w duchu Oryński.

      9

      Sztab wyborczy Halskiego, Wola

      Mimo że kampania jeszcze na dobre się nie rozpoczęła, w sztabie panował rwetes przywodzący Chyłce na myśl brojlernię w Żelaznym & McVayu. Biurka poustawiano jedno przy drugim, każde było obsadzone przynajmniej przez jednego młodego pracownika. Wszyscy byli pochłonięci swoimi zadaniami, jakby od ich właściwej realizacji zależał los świata, a rozmowy były tak liczne i głośne, że zlewały się w jedną wielką kakofonię.

      Joanna czuła się tu całkiem nieźle.

      Minęła paru chłopaków analizujących, która z firm wynajmujących powierzchnie reklamowe ma najwięcej billboardów w interesujących ich miejscach, a potem weszła do niewielkiego pokoju.

      Mirek był zawalony dokumentami, a swoją uwagę dzielił między smartfon a laptopa, przez co zdawał się ledwo odnotować wejście prawniczki.

      – Życie jest ciągłą walką z entropią – odezwała się.

      Halski przesunął palcem po wyświetlaczu telefonu, napisał coś na klawiaturze, a potem zerknął na Joannę.

      – Co? – mruknął.

      – Od


Скачать книгу