Niespokojny płomień. Louis de Wohl

Читать онлайн книгу.

Niespokojny płomień - Louis de  Wohl


Скачать книгу
lat, najwyraźniej na wiele sposobów zdobyła doświadczenie.

      – Ty też, prędzej czy później, będziesz musiał mieć dziewczynę – zakończył klepiąc przyjaciela po ramieniu. – Wszyscy je mają. Niedobrze jest postępować inaczej niż cały świat. Pierwsze, czego się nauczyłem w Kartaginie, to zasada rób to samo, co inni. A zaraz potem – rób to lepiej niż inni.

      – Ja zacznę od wpisania się na listę studentów – zdecydował Alipiusz. – Pójdę tam teraz.

      Pół godziny później stanął przed łysym, szczupłym mężczyzną o długim, wścibskim nosie, który wypytał go o studia, jakie chciałby tu odbyć. Następnie wdali się obaj w długi i ożywiony spór o to, czy wystarczy, by pobierał tylko lekcje retoryki, gramatyki, dialektyki i geometrii, czy też powinien uczyć się również muzyki, która zdaniem łysego stanowiła podstawę wykształcenia dla każdego młodego człowieka, który zamierza zdobyć w życiu jakieś ważne stanowisko. Przemawiał bardzo przekonywująco i w końcu Alipiusz zgodził się włączyć muzykę do swego curriculum. Następnego dnia odkrył, że łysy naucza muzyki, a każdy nowy uczeń oznacza dla niego więcej pieniędzy w sakiewce. Doszedł jednak do wniosku, że całe zdarzenie było użyteczną lekcją i nie żałował swej decyzji, szczególnie, że nauczyciel wyglądał, jakby bardzo były mu potrzebne pieniądze. Zresztą okazało się, że Augustyn również pobiera te lekcje, więc nie mogły być zupełnie bezużyteczne. I rzeczywiście nie były. Miał nadejść taki dzień, kiedy z wdzięcznością pomyślał o łysym nauczycielu, który tak bardzo potrzebował kilku groszy, że przez dwie godziny starał się go zainteresować muzyką.

      W ciągu następnych dni nie widywał Augustyna często, głównie dlatego, że własne studia zaabsorbowały go tak bardzo, iż po prostu nie miał czasu go szukać. Kiedy kończył zajęcia musiał iść coś zjeść, a potem ruszać na ulicę złotników, która znajdowała się dość daleko od szkoły.

      Pewnego dnia po powrocie do domu stwierdził, że Juba ma w sklepie klientów: pucołowatego mężczyznę o tłustej, oliwkowej cerze i młodą kobietę. Mężczyzna targował się o bransoletę i parę kolczyków i skarżył się głośno, że Juba chce więcej za swoje wyroby ze srebra, niż inni za czyste złoto. Juba wzywał na świadka Tanit, boginię wszystkiego, co piękne, że jest złotnikiem o najbardziej umiarkowanych cenach w mieście.

      – I spójrz tylko panie, jak pięknie wyglądają te kolczyki w uszach pana czarującej damy.

      Włożył kolczyki w uszy kobiety, a wówczas Alipiusz dostrzegł jej twarz. To była Mavrut.

      Zaskoczony zatrzymał się. Nie dostrzegli go dotąd i jakoś niejasno poczuł, że lepiej będzie, jeśli go nie zobaczą.

      Starszy mężczyzna targował się dalej, aż Mavrut wydęła wargi i powiedziała, że widać nie bardzo mu zależy na zrobieniu jej przyjemności, gdyż ona wie na pewno, że jest to sklep o szczególnie niskich cenach, a skoro nic nie jest w stanie znaleźć dla niej tutaj, z całą pewnością nie znajdzie dla niej nic również gdzie indziej.

      Na te słowa mężczyzna pospiesznie zapewnił, że chętnie kupi jej wszystko, co będzie chciała, choć jest dla niego oczywiste, że przepłaca.

      – Zobaczymy – powiedziała Mavrut wyniośle. Zapięła bransoletę na ramieniu i wskazała na jakąś błyskotkę leżącą na stole Juby. – To również mi się podoba – oświadczyła.

      – Ten pierścień jest bardzo stary, droga pani – rzekł Juba. – Posiadam pisemne oświadczenie Sarkidesa, Greka, że niegdyś należał on do rodziny Hamilkara Barki, ojca wielkiego Hannibala. Z pewnością wie pani, co wybrać.

      – I to nie tylko, jeśli chodzi o klejnoty – odparła Mavrut i rzuciła starszemu mężczyźnie szybki uśmiech. Choć ten i tak był bliski apopleksji, kiedy Juba wymienił cenę pierścienia.

      – Nie, nie – zaprotestowała Mavrut energicznie. – Nie możesz żądać tak wiele. Nie pozwolę, by mój pan stracił tu tyle pieniędzy, choć kamień jest piękny i nigdy w życiu nie widziałam podobnego klejnotu. Musisz zredukować cenę o połowę.

      Zaczęli się targować nad głową nieszczęsnego człowieka, który nie był w stanie wykrztusić ani słowa. Juba nagle się poddał.

      – Widzisz? – powiedziała Mavrut triumfalnie. – Oszczędziłam ci całe trzy sztuki złota. – Włożyła pierścień na palec. – Ale i tak jesteś słodki i hojny, a ja będę ci bardzo, ale to bardzo wdzięczna – dodała. – Zapłać temu dobremu człowiekowi i chodźmy.

      Głupiec zapłacił jej ojcu i wyszli, przechodząc tak blisko Alipiusza, że niemal mógł dotknąć sukni Mavrut. Stał jednak w cieniu i go nie zauważyli. Odczekał kilka minut nim wszedł do domu.

      Juba powitał go wesoło, ale tylko skinął mu głową, pożyczył krótko dobrej nocy i wszedł po schodach do swojego pokoju.

      Głęboka odraza, jaka go ogarnęła, uświadomiła mu jak bardzo podobała mu się ta dziewczyna. Cóż, pozostawało mu jedynie wynieść się stąd jak najszybciej. Spakował swoją torbę podróżną i wyszedł, nie zaszczycając pokoju ani jednym spojrzeniem.

      Godzinę później wchodził do pokoju Augustyna przy ulicy bankierów.

      – Przepraszam, że ci przeszkadzam, ale nie byłem w stanie dłużej znieść miejsca, w którym mieszkam – wyrzucił z siebie. – Czy w tym domu jest może jakiś wolny pokój?

      Augustyn roześmiał się.

      – Ja tutaj też jestem tylko lokatorem, ale mam wrażenie, że w każdym domu w Kartaginie znajdzie się pokój dla człowieka, który ma pieniądze. Coś znajdziemy.

      Dopiero wtedy Alipiusz zauważył dziewczynę, zwiniętą w kłębek na małej leżance po drugiej stronie pokoju – małe, brązowe stworzenie w żółtej sukni i z dużym żółtym kwiatem we włosach. Uśmiechnęła się do niego.

      – A to jest moja przyjaciółka Melania – oznajmił nonszalancko Augustyn. – Ona też tu mieszka. Co się stało Alipiuszu? Nigdy wcześniej nie widziałeś dziewczyny?

      Rozdział piąty

Kolo.psd

      Następne kilka tygodni minęło dość przyjemnie. Alipiusz znalazł pokój w cenie nie wyższej niż ta, jaką płacił za ciasną klitkę w domu Juby. Tu nie było nieprzyjemnych zapachów, ani podstępnej Mavrut. Była za to Melania.

      Do szkoły było stąd dużo bliżej, a chodzić mógł tam w towarzystwie Augustyna. Co wieczór wychodzili spotkać się z przyjaciółmi albo przyjaciele przychodzili w odwiedziny do nich. Kiedy mieli dość pieniędzy, szli oglądać w teatrze sztuki, a to z kolei pobudzało ich do niekończących się i wspaniałych dyskusji.

      Szkoła również przynosiła radość, choć mocno obciążała umysł. Augustyn oczywiście w ogóle tego nie odczuwał. W dysputach organizowanych przez nauczycieli przewyższał studentów o wiele starszych od siebie. Był wybitny, po prostu wybitny. Po zaledwie siedmiu miesiącach zdobył tytuł „Najlepszego Studenta”, a nosił go tak, jakby się z nim urodził.

      Ale była również Melania.

      To prawda, Alipiusz rzadko widywał ją zwiniętą w kłębek na leżance w pokoju Augustyna. Zwykle załatwiała dla niego mnóstwo różnych spraw. Prała i prasowała jego tuniki, gotowała mu posiłki – a Alipiusz, który często je z nim dzielił, musiał przyznać, że była dobrą kucharką – biegała na posyłki i pilnowała, żeby w jego pokoju panował porządek. Jednak widać było wyraźnie, że jej status jest inny niż zwykłej służącej. Przynajmniej w oczach Augustyna.

      Melania była ładna – nie było sensu udawać, że nie. Nie tak natrętnie


Скачать книгу