Niespokojny płomień. Louis de Wohl

Читать онлайн книгу.

Niespokojny płomień - Louis de  Wohl


Скачать книгу
do siebie. To był dobry pomysł.

      No, ale mógł ją przecież znaleźć na targu niewolników. Nie miała przeciętych uszu, ale to jeszcze o niczym nie świadczy. Ten zwyczaj zaczął wychodzić z użycia.

      Bo nie miało znaczenia, czy była niewolnicą.

      Ważne było to, że tu była. „Och, znalazłem ją i zabrałem do siebie. To był dobry pomysł” – takie miłe, niezobowiązujące i prawdziwie pańskie stwierdzenie. Być może Augustyn tak właśnie o tym myślał, przynajmniej na początku. Bo teraz myślał inaczej. Zakazał jej się pokazywać, kiedy przychodzili przyjaciele. Nie wolno jej było wtedy wchodzić do jego pokoju, a raz, kiedy wsadziła tam ten swój miękki, brązowy nosek, rzucił w nią zwojem. To był całkiem gruby zwój, a uderzył ją prosto w twarz. A ona tylko zaśmiała się gardłowo i znikła.

      Alipiusz przypomniał mu kiedyś o dziewczynie, którą razem widzieli w bazylice.

      – Och, tamta! Co z nią?

      – Sądziłem, że jesteście w sobie tak bardzo zakochani...

      – Wtedy istotnie byłem, czy myślałem, że jestem. Ale raczej byłem zakochany w zakochaniu.

      – Czyli z tym już koniec?

      – To się nigdy nie kończy, Alipiuszu. Kobiety się zmieniają, ale miłość pozostaje. Miłość do bycia zakochanym.

      Czy naprawdę tak sądził? I czy teraz był zakochany w Melanii?

      Alipiusz rozważył to bardzo starannie, a potem zdecydował, że nie. Był żonaty z Melanią – w pewnym sensie. A to zupełnie co innego. W tym było więcej sensu. Oczywiście naprawdę się z nią nie ożenił. Sama myśl o tym byłaby śmieszna. W końcu jego ojciec był urzędnikiem, a on sam zostanie uczonym, albo może prawnikiem. Miał obowiązek ożenić się z dziewczyną z porządnej rodziny, a nie z czymś, co „znalazł i zabrał”.

      Melania była mu użyteczna na wiele sposobów. Lubił być dobrze obsłużony, a ona potrafiła mu to zapewnić. Jednak mądrze będzie mieć na nią oko. Augustyn, przy całej swej wiedzy, nie ma zielonego pojęcia jak niebezpieczne potrafią być kobiety.

      Alipiusz nigdy nie rozmawiał z Melanią, wyjąwszy momenty, kiedy nie mógł tego uniknąć. Nie wydawała się tym dotknięta – chyba nawet tego nie zauważyła. Jemu to bardzo odpowiadało, choć nie zmniejszało podejrzeń wobec niej. Augustyn nie miał zamiaru się z nią żenić, ale być może ona postanowiła usidlić jego. Alipiusz słyszał o takich kobietach. Mieszkały nawet w Tagaście – prawdziwe pajęczyce tkające cierpliwie swą sieć.

      Były to ponure rozważania, więc postanowił działać i położyć im kres. Jak zwykle, kiedy już podjął decyzję, nie czekał na odpowiednią okazję. Pomysł przyszedł mu do głowy, kiedy siedział sam w swoim pokoju, a wówczas od razu się podniósł i poszedł szukać Melanii.

      Był pewien, że ją znajdzie. Było późne popołudnie, a zakupy robiła przecież wcześnie rano. Poza tym dom nie był duży. Należał do bogatego Kartagińczyka, który mieszkał tu, nim zbił majątek. Obecnie przeniósł się do bogatej willi w pobliżu Byrsy, a jeden z jego licznych klientów podnajmował jego stary dom studentom.

      Drzwi do pokoju Augustyna były uchylone. Zobaczył, że Melania siedzi w ulubionym fotelu Augustyna – jej niewielkie ciało zdawało się w nim tonąć. Obejmowała ramionami oparcia fotela, jakby chciała się otulić nieustępliwym drewnem.

      Kiedy wszedł do środka, poderwała się na równe nogi i stanęła ze spuszczoną głową, jakby przyłapał ją na czymś zdrożnym.

      – Przyszedł Baddu z listem dla niego – powiedziała dziwnie bez tchu. – Siedzi na zewnątrz, pod drzwiami. – Baddu był jednym z dwóch niewolników należących do rodziców Augustyna. Doręczał listy. Był to starszy człowiek, w dodatku niezbyt silny. Dobrzy niewolnicy to był duży wydatek.

      – Minęły prawie dwa miesiące odkąd był tu ostatnio – stwierdził Alipiusz. – Już czas na listy.

      – Tak, ale...

      – Rozmawiałaś z nim? Co powiedział? Czy coś się stało?

      – Nie rozmawiałam z nim. Nic nie mówił.

      To było takie bezmyślne i nieracjonalne, typowo kobiece zachowanie. Kiedy kobiety nie knują i nie kuszą, gadają tylko po to, żeby gadać.

      Usiadł. Ale nie w fotelu Augustyna.

      – Melanio, chcę z tobą porozmawiać.

      Nadal stała, więc jej wielkie, przejrzyste oczy znajdowały się teraz na tym samym poziomie, co jego.

      – Usiądź – powiedział z lekką irytacją.

      Przysiadła na stołku u jego stóp i patrzyła teraz w górę na jego twarz.

      Odchrząknął.

      – Jak się poznaliście z Augustynem?

      Po chwili milczenia odpowiedziała bez wyrazu:

      – Znalazł mnie.

      Słowa Augustyna. Widać kazał jej tak mówić. Najprawdopodobniej była jednak niewolnicą.

      – Ty... opiekujesz się nim, prawda?

      Za całą odpowiedź skinęła głową.

      Wziął głęboki oddech.

      – Zdajesz sobie sprawę z tego, że on jest bardzo utalentowany? Że będzie kimś wielkim?

      – Tak – odparła. – Czasami pragnę, żeby tak nie było, ale wiem, że jego to cieszy. Więc ja też tego pragnę.

      – A dlaczego pragniesz, żeby tak nie było?

      – Bogowie są daleko – odparła z wahaniem. – Czasami on też jest daleko. Siedzę u jego stóp, ale nie mogę za nim iść. Muszę czekać, aż wróci. – Uśmiechnęła się lekko. – Mogę poczekać – zapewniła.

      – Melanio, gdyby... gdyby zdecydował się cię oddalić, dokąd byś poszła?

      Popatrzyła na niego tymi wielkimi oczami. Nic nie powiedziała.

      – To było tylko takie pytanie – zapewnił szybko, a krew zaczęła mu walić w skroniach. – Ja... nie sądzę, żeby to zrobił. To tylko pytanie. Ale przecież może się tak zdarzyć, prawda?

      – On mnie potrzebuje – powiedziała po prostu.

      To samo powtarzała zawsze Monika. Ale Monika na pewno nie zaaprobowałaby tej dziewczyny.

      Uczynił ostatni wysiłek.

      – Być może pewnego dnia dla niego będzie lepiej jeśli... jeśli... jeśli go opuścisz.

      Spojrzała na niego wyzywająco.

      – Wtedy mi to powie – stwierdziła odrzucając głowę.

      Znowu odchrząknął.

      – Wiesz co?– powiedział. – Myślę, że jestem okropnym głupcem.

      – Jesteś – odparła poważnie. – Ale jesteś dobrym głupcem Alipiuszu. A on potrzebuje dobrego głupca.

      Nie spodobało mu się, że tak nagle się z nim zgodziła.

      – Dlaczego tak mówisz?

      – Ponieważ jesteś wszystkim tym, czym on nie jest. On nie jest głupcem. I nie jest dobry.

      Sapnął ze zdumienia.

      – Dlaczego ci w takim razie na nim zależy?

      – Kocham go – odparła.

      Pokręcił głową w zdumieniu. Co kobiety myślą, kiedy mówią coś takiego? Powiedziała te


Скачать книгу