Cywilizacja komunizmu. Leopold Tyrmand
Читать онлайн книгу.statystykach. Urzędnicy zaś od dawna uważani są w krajach Europy wschodniej i Rosji za przedstawicieli inteligencji, albowiem już średnie wykształcenie w tych krajach, czego symbolem jest tzw. matura, kwalifikuje zwyczajowo do tytułu inteligenta. Paradoksy zresztą pogłębiały się nieustająco. Wraz ze wzrostem społecznego znaczenia inteligencji szła w parze jej bezbronność, słabość, dwuznaczność jej pozycji wobec proletariacko-partyjnej władzy. Pozycja robotnika jest jednoznaczna, determinuje ją nienaruszalny fakt wykonywanej pracy. Pozycja chłopa w układzie nowego społeczeństwa, mimo że bardziej złożona, została dokładnie opracowana przez klasyków. Inteligencja opatrzona została owym chytrym, przewrotnym przymiotnikiem – o tym jednak, czy jej indywidualny przedstawiciel należy do pracującej inteligencji, orzeka doraźnie władza, bez możności odwołania się do świętych zasad kanonu. Nieposłuszny lekarz, profesor uniwersytetu czy nauczyciel okazuje się natychmiast reliktem kapitalizmu, chłepczącym krew proletariatu i tuczącym się wyzyskiem, nawet gdyby zachorował z przepracowania. Unieszkodliwienie go w imię interesów ludu pracującego, czyli wyrzucenie z pracy i pozbawienie środków do życia, jest fraszką, nie pociąga żadnych moralnych konsekwencji, nie otwiera żadnych możliwości przeciwdziałania bezprawiu czy protestu, nawet jeśli potępiony byłby Einsteinem. Ten stan rzeczy zrodził nowe zjawisko, na które lewica polityczna na Zachodzie patrzy z zakłopotaniem, niczego nie rozumiejąc ani nie potrafiąc wyjaśnić – mianowicie exodus inteligencji. Od długich dziesiątków lat uciekający z komunizmu to przede wszystkim inteligenci: inżynierowie, architekci, lekarze, prawnicy, ekonomiści, artyści, intelektualiści, profesorowie wyższych uczelni. Narzucenie komunizmu krajom Europy wschodniej, daleko głębiej związanych z losem Europy niż sama Rosja, zwielokrotnił ten proces do rozmiarów dramatycznych, wstrząsających, nieznanych światu sprzed II wojny światowej. Same Niemcy Wschodnie, dopóki nie wybudowały muru w Berlinie, straciły około 20 proc. ludności w wyniku ucieczek indywidualnych, łatwiejszych ze względów geograficznych niż ucieczki z innych krajów. Utarło się tam, że młody Niemiec po ukończeniu szkoły średniej czy uniwersytetu, jeśli chce dalej żyć i rozwijać się normalnie, powinien uciekać do Niemiec Zachodnich. Tym samym, młodzi Niemcy, pozbawieni prawa głosu w swych miejscach rodzinnych, głosowali przy pomocy nóg, w wyniku czego dzisiejsze Niemcy Wschodnie są jakby krajem wyludnionym, co łatwo dostrzega każdy podróżny. Względne polepszenie stosunków polityczno-społecznych w Polsce i na Węgrzech po 1956 roku, a w parę lat później w Czechosłowacji, które umożliwiło swobodniejsze podróżowanie za granicę poddanym tych krajów, przyniosło ze sobą zdumiewającą falę niemal masowych ucieczek. Wśród tych, którzy „wybierali wolność”, prosili o azyl, odmawiali powrotu do swych komunistycznych ojczyzn, przygniatającą większość stanowiła inteligencja pracująca. Czy znaczy to, że inteligencja i chłopi czują się lepiej w komunizmie? Raczej znaczy to, że inteligencja, której indywidualni reprezentanci odznaczają się per definitio większą ruchliwością umysłową czy łatwością decyzji, trudniej godzi się ze swoim losem i usilniej poszukuje dróg wyjścia, nawet za cenę życiowego ryzyka. Ale zjawisko to jest głównie pochodną tragicznej i absurdalnej walki na śmierć i życie, w jaką inteligencja uwikłana jest przez komunizm, a która przypomina apokaliptyczno-groteskowe perpetuum mobile. Walka ta, bez szans na zwycięstwo żadnej ze stron, rodzi wśród inteligencji nastroje katastrofizmu, świadome lub podświadome poczucie nieuchronnej zagłady tych wszystkich treści i wartości intelektualno-moralnych, które stanowią o samym istnieniu inteligencji jako grupy społecznej bądź, idąc głębiej, określają substancję i istotę wszelkiej działalności umysłowej człowieka. Mówiąc prościej: wydaje się, że ideałem komunistów byłoby posiadanie inteligencji, która by nie myślała. Albowiem każdy, kto żyje w komunizmie, przekonuje się w krótkim czasie, że za najzacieklejszego swego wroga komunizm uważa nie faszyzm ani bombę wodorową w rękach imperialistów, ani agenta CIA, lecz zwykłą myśl ludzką, nawet nie najwyższego lotu, potrafiącą jedynie poddać krytyce bezsensowne twierdzenia o mocy dogmatu. Że zaś nie myśleć, chcąc jednocześnie uprawiać zawód zależny od pracy mózgu, nie można, przeto konflikt jest nieunikniony i fatalny. Komunizm wie o tym dobrze, ale przeciętny młody człowiek dowiaduje się o tym dopiero na uniwersytecie.
Lenin i Stalin, dorzynając resztki opornej inteligencji rosyjskiej przy pomocy masowych egzekucji lub skazując je na wymarcie w syberyjskich obozach koncentracyjnych, powtarzali uparcie, że stworzą i wychowają nową, socjalistyczną inteligencję – synów i córki prawowiernych proletariuszy i chłopów. Komunistyczni wielkorządcy, przejmujący władzę nad Europą wschodnią z rąk generałów Czerwonej Armii i NKWD, zawierali obłudne pakty z inteligencją tych krajów, przyrzekając przywileje i szacunek. Polska, czeska czy węgierska inteligencja nie przeszły przez piekło rewolucji i stanowiły wówczas zwarte i silne grupy o ogromnych wpływach społecznych, a w krajach, gdzie robotnicy i chłopi nienawidzili i bali się nowych porządków i nowych władców, przedstawiały jedyny rezerwuar potencjalnych sojuszników. Niemniej traktowane były z nieufnością i komuniści bynajmniej nie ukrywali, że od razu przystąpią do wychowywania własnej inteligencji, a gdy tylko zdołają ją wychować, pozbędą się z ulgą starej.
Uniwersytety stanęły więc otworem przede wszystkim przed dziećmi partyjnej elity i partyjnego aparatu, a także przed potomstwem tzw. upośledzonych dotąd klas społecznych, któremu – jak sądzono – zdołano zaszczepić tzw. świadomość klasową w szkole średniej i w politycznych organizacjach młodzieżowych. Sądzono także, zgodnie z marksistowskim pojęciem psychologii, że nieważny jest wrogi (albo, jak go oficjalnie nazywano: nieuświadomiony) stosunek robotniczej czy chłopskiej rodziny do komunizmu, albowiem świadomość klasowa jest elementem organicznym, i dziecko robotnika, nawet z nierozbudzoną świadomością, będzie zawsze reagowało prawidłowo na impulsy ideologii, zgodnie ze swą klasową przynależnością. Miało to tyle wspólnego z psychologią, co wyganianie diabła ze schizofrenika przy pomocy egzorcyzmów. Rezultaty okazały się identyczne w Rosji, jak i w reszcie Europy wschodniej, mimo różnicy metod. Nowa inteligencja, pokolenie dzieci komunistów u władzy i mitologicznie pojętego Robotnika i Chłopa, zapełniła wkrótce łagry na Syberii, opróżnione nieco po śmierci Stalina, zrobiła powstanie na Węgrzech, zainicjowała reformę czechosłowacką i wywołała wielką wojnę studentów polskich przeciw komunizmowi. W ostatnim czasie polscy komuniści rozpoczęli prześladowanie i wypędzanie Żydów na skalę nieznaną od czasów Hitlera. Żydzi stanowili pokaźny procent inteligencji tego kraju i akcja ta symbolizuje poniekąd dążenia i marzenia wszystkich rządzących komunizmem: odciąć inteligencję, ów wieczny rozsadnik myśli, aspiracji i idei, od żywego ciała społeczeństwa, skłócić ją ze społeczeństwem, unicestwić poprzez uwięzienie, wygłodzenie lub wypędzenie z kraju, niwecząc jednocześnie sympatie dla niej wśród szerokich mas – co tak łatwo udało się z Żydami w antysemickim otoczeniu. Na jej zaś miejsce ulepić Nową Inteligencję, bez reszty posłuszną, przydatną dla celów doktryny, polityki, władzy. Mają tego dokonać nieustannie reorganizowane uniwersytety, wypełnione ciągle nowymi profesorami, których lojalność badana jest skrupulatniej niż atomowe reaktory. W ten sposób produkuje się ciągle nowe pokolenia nowej inteligencji, które nieodmiennie i ciągle tak samo pytają, dlaczego jest tak jak jest – po czym zwracają się przeciw komunizmowi. I będzie tak zawsze, dopóki komuniści nie zrozumieją, że żaden system władzy w historii człowieka nie odniósł zwycięstwa nad myślą człowieka, która zawsze zwracać się będzie przeciw pseudoprawdom, bezbronnym wobec rozumu i dlatego chronionym przez policję.
Komunizm twierdzi, że jego celem ostatecznym jest przeobrażenie stosunków ludzkich w duchu równości i sprawiedliwości, że wrogiem jego jest wyzysk i krzywda. Są to piękne i dalekosiężne cele. Nawet mając własne zdanie co do ich osiągalności, każdy wstępujący na studia wyższe skłonny jest je zaakceptować i współdziałać w ich urzeczywistnieniu. Szybko jednak przekonuje się, że uniwersytet wyrusza nie na krucjatę przeobrażenia świata, lecz ogranicza się do wysiłku przeobrażenia jego samego, i to w sposób zasadniczo różny od tych zasad wychowania i edukacji, które legły u podłoża cywilizacji i kultury. Student nie otrzymuje więc prawa do indywidualnego rozwoju