Cywilizacja komunizmu. Leopold Tyrmand
Читать онлайн книгу.są i motywowane językiem aktualnych artykułów prasowych, donoszących o osiągnięciach komunistów, z czego wynika na przykład, że krucjaty były przedsięwzięciem katolickich podżegaczy wojennych usiłujących skierować klasowy gniew wynędzniałego ludu na tory imperialistycznych awantur;
– z nauki o literaturze wynika, że „Faust” Goethego jest wyrazem przywiązania poety do tradycji ludowej i idei postępu, a prastara legenda o zmaganiach Fausta z Mefistofelesem odzwierciedla dążenia mas pracujących do uniezależnienia się od religii;
– za czasów tyranii Stalina nauczanie, wraz z całą kulturą, wtrącone zostało w odmęt neobarbarzyństwa, nieliczącego się nawet z pozorami prawdopodobieństwa; i tak uczono w szkołach, że w czasie drugiej wojny światowej alianci byli w tajnej zmowie z Hitlerem i dopiero olśniewające zwycięstwa ZSRR pod wodzą genialnego Stalina skłoniły ich do zdrady Hitlera i przyłączenia się do triumfującej Armii Czerwonej;
– ponieważ Rosjanie dokonali pierwsi rewolucji komunistycznej, przeto logicznym wnioskiem jest, że są oni źródłem i główną siłą napędową całej współczesnej cywilizacji; jak dotąd, nauka i wiedza, zmonopolizowane przez kapitalistów, fałszowały fakty, które trzeba sprostować; w konsekwencji tego prostowania okazuje się w podręcznikach komunistycznych, że maszynę parową wynalazł Rosjanin, radio – Rosjanin, Rosjanie zbudowali pierwszą katedrę gotycką i otworzyli pierwszy w dziejach sklep.
W polskich szkołach pojętni uczniowie twierdzili skwapliwie na egzaminach, że schody wynalazł Rosjanin nazwiskiem Iwan Schodow, Amerykę odkrył Krzysztof Timofiejewicz Kolumbow, a elektryczność niejaki Beniamin Franklinenko. Szkoła, jak wiadomo, wszędzie próbuje uczyć pierwszych w życiu lojalności. W demokracjach nauka taka dotyczy związków człowieka z człowiekiem oraz z otaczającą go wspólnotą społeczną, często określaną jako naród, lecz nietraktowaną jako wartość najwyższa. Przejawy sceptycyzmu wobec wdrażanych prawd czy sposobów myślenia i postępowania uważane są za dowód ruchliwości umysłowej, a nawet inteligencji. W komunistycznej szkole wdraża się uczniom przede wszystkim dogmat partyjnego absolutu, który utwierdzić go ma raz na zawsze w przekonaniu, że partia komunistyczna jest błogosławionym dawcą i sprawiedliwym regulatorem WSZYSTKIEGO, a jednorodność interesów WSZYSTKICH obywateli oraz ich marzeń, planów, kuchni, kapeluszy, psów, kotów i maszynek do golenia z interesem partii nie może być podana w wątpliwość. Stąd najlżejszy przejaw sceptycyzmu czy zastrzeżenie poczytywane są od razu za objaw buntu przeciw nienaruszalnym prawdom i świętościom. Aby przebyć szkołę i otrzymać świadectwo jej ukończenia, nieodzowne dla dalszych studiów i konieczne dla licznych ułatwień w życiu, trzeba przeto:
– słuchać, a nie mówić;
– jak mówić, to zgadzając się z każdym oficjalnym punktem widzenia i chwaląc go jako jedyny słuszny, mądry, dobry;
– jak chwalić, to nie bacząc na żadne kryteria racjonalizmu, erudycji, prawdopodobieństwa czy nawet zdrowego rozsądku; za czasów Stalina używanie takich chwytów jak „Stalin, nasz genialny Ojciec, który nas wszystkich stworzył, ożywił, dał nam wieczne szczęście i pierwszy sformułował twierdzenie Pitagorasa” gwarantowało najlepsze stopnie z matematyki; umiejętne obrzucanie błotem wrogów Stalina, jak „niesyty krwi ludu pracującego wampir Trocki” albo „faszystowski morderca robotników Tuchaczewski”, dowodziły dużego wyrobienia politycznego w młodym wieku i wskazywały na czytanie gazet, bowiem wrogowie Stalina nie istnieli w podręcznikach; rewolucja październikowa jest tam opisana bez wymienienia choć raz nazwiska Trockiego, ale przy opisie trudności pierwszych piatiletek i procesów moskiewskich pojawia się nagle termin trockiści jako uosobienie wszelkiego demonicznego zła; stąd każdy uczeń powinien był wiedzieć, że tylko Stalin przy pomocy Lenina dokonał rewolucji, sam jeden wygrał wojnę domową, zbudował przemysł, socjalizm, po czym od niechcenia, jako solista, pokonał Niemców, Włochów i Japończyków. Tak jawne nadużywanie prawdy i prawdopodobieństwa – zresztą mocno zracjonalizowane i złagodzone w epoce postalinowskiej, lecz stanowiące podstawę metodologiczną w szkole – prowadzi do zasadniczych podziałów w szkolnej społeczności. Wiek szkolny jest wiekiem budzących się ciekawości, chłopiec i dziewczynka zaczynają interesować się coraz szerzej własnym otoczeniem, to zaś, co widzą i poznają, skłania ich do przekory – pierwszej formy krytycyzmu. W domu dostrzegają niekończące się trudności, ciągły brak pieniędzy i najpotrzebniejszych przedmiotów, prymitywizm egzystencji, mordercze przepracowanie ojca i matki w pogoni za minimum utrzymania. W szkole uczą się, że żyją w najdoskonalszym modelu społecznym, gdzie ludzie muszą być szczęśliwi. W rodzinach partyjnych widzą wszechobejmujący strach przed władzą, autorytetem, odpowiedzialnością, słyszą niewolnicze slogany przepisanych przez partię pacierzy. W szkole uczą się o tym, jak kapitalizm dławi, poniża i degraduje człowieka, a jak socjalizm go wyzwala. Ale świat ery technologii i elektroniki to naczynia połączone, w których nic nie zdoła już zapobiec przenikaniu i cyrkulacji najprostszych wiadomości. Wiek szkolny to czas, kiedy słyszy się po raz pierwszy francuską czy amerykańską piosenkę, w której stwierdza się ze zdumieniem zupełny brak akcentu propagandowego, wpada do rąk ilustrowane pismo z Zachodu, pełne zdjęć przedmiotów, ubrań, ludzi, samochodów wyglądających nieskończenie lepiej niż to, co widzi się wokoło siebie albo we własnych gazetach, ogląda się film, którego treścią jest wyłącznie miłość lub przygoda. Wprawdzie szkoła kontruje natychmiast, ucząc o potędze zachodniodemokratycznego blichtru i reklamy, które pokrywają bezbrzeżną nędzę ogromnych mas ludności – w jednym z podręczników szkolnych znaleźć można było w początkach lat pięćdziesiątych zdjęcie małych, wynędzniałych dzieci leżących na trotuarze, jako ilustrację do lekcji o tym, jak dzieci umierają z głodu na ulicach Nowego Jorku, w sąsiedztwie Wall Street – lecz trzeba być jednostką wyjątkowo słabo rozwiniętą umysłowo, by nie dostrzec katastrofalnych sprzeczności pomiędzy twierdzeniami szkoły. Mnożą się luki w rozumowaniu, w szkole zaś o nic pytać nie wolno, aby nie wzbudzić podejrzeń w nadgorliwych nauczycielach lub kolegach z organizacji politycznych. W ten sposób następuje rozwarstwianie szkolnej społeczności na trzy zasadnicze grupy.
Pierwsza jest grupa milczących. Stanowią przygniatającą większość. O nic nie pytają, nie wyrażają sądów własnych. Chcą jak najszybciej przejść przez szkołę i otrzymać urzędowe świadectwo jej ukończenia.
Drugą jest grupa cyników. Mówią dużo i w tonie wyraźnego serwilizmu, ale widać po nich, że absolutnie nie wierzą w to, co mówią. Pozornie akceptują wszystko, co podaje im się do wierzenia, lecz ich akceptacja nosi cechy szyderstwa wyraźnego, ale tak ostrożnego, ażeby nie można się było doń przyczepić. Wcześnie doszli do wniosku, że jedyną wolnością, jaką mogą zdobyć w komunizmie, jest wolność od wszelkiej wiary w cokolwiek albo prawo do bezbrzeżnej, nienawistnej pogardy za cenę ostentacyjnego przytakiwania. Celem ich jest zdobycie sobie jeszcze w szkole opinii, która później zapewni im powodzenie materialne i karierę. Jest to opinia uległego, choć niepokonanego, chętnego do służby każdej sprawie w zamian za odpowiednie wynagrodzenie.
Trzecią jest grupa idealistów. Ich młodzieńcza potrzeba wiary jest tak silna, że wierzą nawet w to, czego uczy ich szkoła. Jest ich bardzo mało, zazwyczaj pochodzą z rodzin oddanych członków partii na wysokich stanowiskach, czyli ze sfery wyizolowanej z reszty społeczeństwa. Ich rodzice są czasami ludźmi wysokiej klasy osobistej, determinując ich idealizm. W szkole stanowią trzon organizacji politycznych. Stoi za nimi cała moc państwa, systemu społecznego i aparatu władzy, co sprawia, że ich młodzieńcza niezręczność w operowaniu takim zasobem potęgi staje się źródłem licznych nieszczęść i krzywd innych ludzi. Oczywiście, otoczeni są powszechną nienawiścią, na którą często nie zasługują, ale która tylko ich umacnia w przekonaniu, że bezwzględność jest mądrością.
Powstaje pytanie: czy nikt nigdy się nie przeciwstawia? Czy zasadniczy rozdźwięk pomiędzy wyjaśnianiem świata a samym światem nie budzi w nikim oporu, protestu, sprzeciwu? Od czasu do czasu zdarzają się młodzi buntownicy, zabierający głos na lekcjach