Tylko martwi nie kłamią. Katarzyna Bonda

Читать онлайн книгу.

Tylko martwi nie kłamią - Katarzyna Bonda


Скачать книгу
nie zdążył zapytać, co się stało ani dlaczego komendant osobiście pofatygował się do gabinetu Szerszenia prowadzącego dochodzenie w sprawie zabójstwa Schmidta. Poczuł nieprzyjemne mrowienie na karku. Nienawidził działania pod presją i nie cierpiał, kiedy zdarzało się coś nieoczekiwanego, dopóki nie przeanalizował gruntownie materiału dowodowego. Niestety, bywało tak bardzo często. I wtedy przeklinał dzień, w którym zdecydował się zostać policjantem. To nie jest praca, którą można odłożyć na później. Momentalnie zapomniał o głodzie oraz o tym, że obiecywał sobie: nie palić na czczo, regularnie się odżywiać, wysypiać i wreszcie tak nie denerwować. Ruszył do gabinetu Szerszenia. Kiedy mijał drzwi z prowizoryczną, przyklejoną skoczem kartonową tabliczką: „Zespół do walki z handlem ludźmi”, te nagle się otworzyły i Meyer w ostatniej chwili uchylił się, by nie dostać nimi w twarz. Zza drzwi wychylił się wymoczkowaty mężczyzna z chytrym uśmieszkiem na twarzy.

      – Sorry, mistrzu. – Zrobił niewinną minkę, udając, że dopiero teraz zauważył profilera. Meyer był jednak przekonany, że komisarz Piotr Kolarski czaił się na niego, odkąd zauważył go przy popielniczce, i tylko czekał, żeby uderzyć go drzwiami. I choć Kolarskiemu nie do końca udała się ta złośliwość, wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie. Wąskie usta rozciągnął w triumfującym uśmiechu i zadarł do góry głowę, wlepiając wyłupiaste oczy w profilera. Hubert był od niego zdecydowanie wyższy, tak że dokładnie mógł przyjrzeć się plackowatemu łysieniu na czaszce Kolarskiego. Zamiast włosów policjant miał kępki blond puchu, który przypominał opierzenie młodego kurczęcia.

      – Koniecznie zajrzyj dziś do nas, mistrzu – kpił dalej Kolarski. Słówko „mistrzu” powtarzał z przekąsem. – Mamy dziś kilka dziewuszek do przewiezienia. Kto jak kto, ale ty wiesz, że one lecą na takie różowe zabawki. Ulubiony kolor królowej Dody… I twój…

      – Pierdol się, Kolarz. – Meyer wykrzywił twarz w nieprzyjemny grymas.

      – Profiler landrynka, uhm, mniam – mlaskał Kolarz obleśnie, znajdując wreszcie pretekst, by popastwić się nad Meyerem.

      Kilka lat temu smalił cholewki do sekretarki komendanta głównego – Boskiej Marioli, jak przezywano kobietę ze względu na jej urodę lalki Barbie i nogi do nieba. Sekretarka nie odwzajemniła jednak jego uczuć i traktowała go jak popychadło. Z nieudolnych umizgów Kolarza śmiała się cała komenda. Mimo to Kolarski podczas jednej z policyjnych gali, na oczach kilkuset kolegów z województwa śląskiego, zdecydował się jej oświadczyć. Padł na kolana, wyciągnął w jej kierunku puzderko z pierścionkiem i przywiędłą różę. Kobieta na ten widok tylko się roześmiała. Po czym pochyliła się w jego kierunku, jakby chciała go pocałować, i szepnęła mu na ucho, by przestał się wygłupiać i przyjął wreszcie do wiadomości, że jest zajęta. Wszyscy o tym wiedzą, tylko nie ty, podkreśliła. Kolarz zapałał chęcią zemsty. Nie czuł jednak złości na Mariolę. Za wszelką cenę chciał dać wycisk swojemu rywalowi. I dopiero wtedy ktoś uświadomił Kolarza, czyją kochanką jest sekretarka. Kolarski całą wściekłość skierował na profilera. Ubzdurał sobie, że psycholog odbił mu dziewczynę, i do dziś – choć minęły już ponad trzy lata – nie mógł pogodzić się z takim afrontem. Od tamtej pory przy każdej okazji starał się uprzykrzyć Hubertowi życie.

      – Od dziś mówię do ciebie Pan Pink – rechotał z dowcipu Kolarz.

      – Zapomniałeś już, jak rozkraczyłeś swoją corollkę przy dworcu i spaliłeś akcję pościgu za „Baleronem”? A twój strucel nie był różowy ani nawet buraczkowy – odciął się Meyer. – Zadzwoń jutro, pożyczę ci wózek. Zaoszczędzisz na bilecie tramwajowym. – I nie odwracając się, dorzucił: – Może wreszcie zdołasz poderwać coś, co nie skończyło siedemdziesiątki.

      Zanim Kolarski zdążył odpowiedzieć, psycholog nacisnął klamkę gabinetu Szerszenia.

      Podinspektor był tak zdenerwowany, że na twarz wystąpiły mu nieregularne czerwone plamy.

      – Tak… Tak… Tak! – powtarzał. Ruchem ręki wskazał, by Meyer zajął jedyne wolne krzesło. – No żeż kurwa jego pierdolona mać! Mówiłem, żeby ją aresztować? To ty jesteś prokuratorem, nie ja. Jak chcesz się bawić w Matkę Teresę, to zostań wolontariuszką. Teraz to ja gówno z niej wyciągnę! Posadziłem przy niej Pawlaka, ma dzwonić, gdyby odzyskała przytomność. Według mnie to klapa, lekarz nic nie obiecuje. Na mój nos ona ma bliżej w tamtą stronę niż do nas. Ja pierdolę, ty myślisz, że my tu mamy tylko sprawę śmieciowego barona? Na biurku mam stos dokumentów do wypełnienia, przecież to niejedyne śledztwo, które prowadzę! To sama jedź do tego Raciborza. Bóg mi świadkiem, nie mam ci kogo dać.

      Szerszeń krzyczał, wściekał się. Za to dwaj policjanci, którzy pozostali w pokoju po wyjściu komendanta głównego, nie wyglądali na zaniepokojonych. Z uśmiechem wyciągnęli do Meyera ręce w geście powitania. Hubert miał wrażenie, że zrzucili całą odpowiedzialność na Szerszenia i lekko znudzeni czekali na rozkazy. Podszedł do biurka podinspektora i wziął plik fotografii wykonanych na miejscu zdarzenia. Były już lekko wymięte – Szerszeń i inni funkcjonariusze musieli je oglądać.

      Zdjęcia przedstawiały zwłoki Schmidta przytwierdzone do krzesła. Pierwsze kilkanaście odbitek ukazywało szczegóły: rozległość każdej z zadanych ran, sposób krępowania rąk taśmą klejącą, garnitur unurzany we krwi. Była nawet fotografia stłuczonej porcelany i rozbryzgi krwi na stole. Kolejne dziesięć zostało zrobionych z pewnej odległości. Na nich uwieczniono konfigurację ciała ze stołem, meblami i innymi przedmiotami znajdującymi się w pobliżu. Na następnych Meyer widział ciało zamordowanego – sfotografowane z różnych perspektyw: z boku, z tyłu i z przodu oraz w szerokim planie. Na zdjęciach wyraźnie ujęto duże fragmenty pomieszczenia. I wreszcie jedna, lecz niezwykle ważna odbitka – plan ogólny miejsca zbrodni, widziany z perspektywy wejścia. Nawet gdyby psycholog nie był na Stawowej wczorajszego ranka, dzięki tym zdjęciom doskonale wyobraziłby sobie to miejsce. Uśmiechnął się. Tyle razy rozmawiali z Waldkiem o konieczności takiej rejestracji – fotografowaniu cebulkowym6 oraz filmowaniu miejsc zdarzenia. Był pewien, że Szerszeń zadbał także o film z miejsca zbrodni. Jeszcze do niedawna policjanci na takie prośby profilera reagowali ironicznym uśmiechem.

      – I po co ci to? Nie masz w domu kina nocnego? Horrorów ci mało? – kpili. Nie bardzo rozumieli, po co tak dokładnie rejestrować wszystkie szczegóły. Ale podinspektor Szerszeń nigdy nie bagatelizował rad psychologa.

      – Ludzie mają dobrą pamięć, tylko krótką. – Pokiwał głową i utwierdził Meyera, że w stu procentach rozumie wagę i konieczność takich działań. – Dlatego masz rację, lepiej mieć wszystko na taśmie i zdjęciach. A zresztą nigdy nie wiadomo, jaki dupersznyt nagle okaże się kluczowy. Nie posadzę przecież trupa jeszcze raz w tym samym miejscu. W tej branży dubli nie ma – dodał.

      I Szerszeń uparcie wymuszał na technikach taki rodzaj dokumentacji. Nikt nigdy nie odważył się przeciwstawić podinspektorowi. Z czasem zaś jego działania zaczęli naśladować inni prowadzący dochodzenie – nawet ci, którzy początkowo naśmiewali się z dziwacznego wymysłu – „cebuli Meyera”. Tym bardziej że Hubert niechętnie pomagał detektywom, którzy nie mieli takiej dokumentacji z miejsca zdarzenia.

      – Profil będzie obarczony błędem – ostrzegał. – Drugim razem zadbaj o „cebulę”. Mając te dwie nieostre foty, nie powiem ci nawet, czy sprawca przemieścił ciało, a o hipotezach odejścia z miejsca zbrodni zapomnij.

      Na jednym ze zdjęć profiler zauważył pokryty czarnymi drobinkami medalion z kameą. Inne przedstawiało stół z plamami krwi i filiżankę z kawą, którą pamiętał z miejsca zdarzenia. Kolejna odbitka była bardzo ciemna,


Скачать книгу

<p>6</p>

Fotografowanie cebulkowe – technika rejestracji miejsca zbrodni zapożyczona od sposobu pracy agentów FBI w Centrum Analizy Przestępstw Brutalnych w Quantico w Stanach Zjednoczonych Ameryki. Polega na wykonaniu pliku zdjęć: najpierw ofiara z daleka, w szerszym planie, a potem coraz bliżej, aż do istotnych szczegółów – kolejnych części garderoby, rozdartej bluzki czy dziury w rajstopach. Ten sposób fotografowania pozwala dostrzec, w jakim ładzie bądź nieładzie jest odzież ofiary oraz gdzie pozostawiono i zabezpieczono narzędzie zbrodni lub ślady biologiczne etc. Także to, jak sprawca pozostawił zwłoki – co dla psychologa jest cenną wiedzą.