Jeszcze jeden dzień w raju. Aleksander Sowa

Читать онлайн книгу.

Jeszcze jeden dzień w raju - Aleksander Sowa


Скачать книгу
przyszło mu mieszkać, stał w jej najwyższym miejscu. Dalej był tylko park i zoo. Z okna, kiedy był tu z właścicielką, zobaczył właśnie ten widok. Zauroczył go i dlatego tak szybko się zgodził.

      Zabrał się do najcięższej pracy. Musiał wszystko wnieść na piąte piętro. Zaczął od najlżejszych rzeczy. Spakowane wcześniej w foliowe torby wnosił, dopóki na rękach nie pojawiły się nitki napuchniętych żył. Sąsiedzi zerkali z zainteresowaniem.

      Najtrudniejsze dopiero go czekało. Z pralką nie było jeszcze tak źle. Starego, wirnikowego świdnika przeniósł bez większych problemów z dwoma odpoczynkami na trzecim i czwartym półpiętrze. Gorzej z lodówką. Na drugim półpiętrze opadł prawie z sił, mimo że był silny fizycznie.

      Odpoczywając, niemal zupełnie wyczerpany, zrozumiał, że popełnił ogromny błąd. Powinien był najpierw wnieść lodówkę i pralkę, potem dopiero resztę. Przecenił swoje możliwości. Wprawdzie był wysportowany i rzadko ktoś mógł mierzyć się z nim na pompki – bo od zrobienia stu bez odpoczynku zaczynał każdy dzień – ale lodówce musiał przyznać pierwszeństwo. Patrząc na nieszczęsny sprzęt, siedział na klatce spocony, pokonany i zmęczony. Po półgodzinnym odpoczynku, odpoczywając z lodówką na poręczy, wreszcie dokończył przeprowadzkę w morderczym wysiłku. Pod kominem położył materac i tam postanowił spać. Położył się i zaraz zasnął. Tak spędził pierwszą noc w swoim nowym lokum.

      6

      Beatka stała przed lustrem i czesała piaskowe włosy. Nie lubiła tej czynności. Czesząc się, myślała o nim. Bruno był dla niej literkami, ale strasznie ją te literki interesowały. Musi dzisiaj zadać mu wiele pytań. W autobusie ułoży listę rzeczy, o które go spyta. Popatrzyła na zegarek i natychmiast się zdenerwowała.

      Już siódma trzydzieści, a ja jeszcze w pidżamie – pomyślała, odkładając szczotkę. Umyła szybko zęby i się ubrała. Zmieniała koncepcję wyglądu trzykrotnie, co zaowocowało, rzecz jasna, bezlitosną zmianą na tarczy zegarka. Zrobiła makijaż. Malując usta, uświadomiła sobie, że spóźnia się przez to, że chce mu się podobać. Chryste, nawet nie będzie mnie widział, a ja o czymś takim pomyślałam! – dotarło do niej.

      Gdy usiadła w autobusie, miała dwadzieścia minut na rozmyślania. Postanowiła możliwie najlepiej wykorzystać ten czas. Po pierwsze i najważniejsze uznała, że będąc pracownikami współpracujących firm, mają cały czas okazje do kontaktów. Bez wątpienia kiedyś się spotkają w prawdziwym świecie. Najlepiej będzie, jeśli od razu, na samym początku tej znajomości, będą wiedzieli, jak wyglądają. Dlatego prześle mu zdjęcie, jego również o to poprosi. Musi też dowiedzieć się wielu rzeczy o nim. Choćby tego, czy ma dziewczynę, a jeśli nie, to dlaczego, a jeśli ma – myślała – to kim ona jest i jak się poznali. Choć prawdę mówiąc, wolałaby – sama nie wie czemu – aby dziewczyny nie miał. Musi też wiedzieć, gdzie mieszka i jak to się stało, że zaczął pracować dla Arka. Interesowało ją również, jaką skończył szkołę i czym się pasjonuje.

      Przekręcając klucz w zamku biurowych drzwi, nie mogła się doczekać, kiedy włączy komputer. Poczuła radosne podniecenie. Pojawił się pulpit Windowsa XP, a słoneczko GG zapaliło się na żółto. Weszła w kontakty. Jego słoneczko było smutnie czerwone. Zdziwiło ją to. Po chwili się zasępiła. Może się spóźni?

      Rozpoczęła pracę. Nie pojawił się tego dnia. Napisała do niego dwie wiadomości. Nie chciała, ale nie mogła się powstrzymać.

      – Puk, puk… Brunonku, jesteś tam? – napisała, ale odpowiedzi nie otrzymała. Pisała z Magdą i ze Skwarkiem.

      – Brunonku, co się z Tobą dzisiaj stało? – Pod koniec dnia postanowiła napisać jeszcze raz. – Mam nadzieję, że nie jesteś chory. W każdym razie życzę Ci miłego dnia. – I dołączyła graficzne słoneczko. Nie odpowiedział.

      Kiedy wracała zmęczona, myślała o kąpieli i położeniu się do łóżka. W myślach obiecywała sobie, że dopisze coś jeszcze w swojej pracy magisterskiej. Zostały jej niecałe trzy miesiące, a nic ciągle nie miała. Po powrocie położyła się jednak do łóżka, zasnęła przy książce. Nic nie napisała.

      7

      Rankiem zadzwoniła Malwina. Czyli od rana zepsuty cały dzień – pomyślał. Rozstania są takie trudne.

      – Wyprowadziłem się.

      – Zabrałeś swoje rzeczy?

      – Tak. Zostawiłem twoje. Do końca miesiąca mogą tam jeszcze być. Ale musisz je wziąć.

      – Wezmę, nie martw się.

      – Nie martwię się.

      – Przestań, nie możesz normalnie rozmawiać?

      – Normalnie mówię, to tobie coś nie pasuje.

      – Przestań.

      Wyraźnie nie mogli się porozumieć. Zwyczajnie nie mogli się ze sobą dogadać, chociaż nie tak dawno było wszystko w porządku – myślał. Oszukiwała go. Rozmawiał z Bullem przedwczoraj. Ten przyznał, że widział ją z Angolem i bynajmniej nie zachowywali się jak kumple.

      Bruno coś podejrzewał. Nie miał dowodów. Ale kiedy Bull to potwierdził, postanowił wejść na jej skrzynkę e-mail. Znał oczywiście adres i hasło, bo sam tę skrzynkę kiedyś założył. Ona zresztą znała i jego hasła, byli przecież parą przez prawie cztery lata. Najpierw otworzył folder z otrzymanymi wiadomościami. Wśród reklam Durexu, których nie wiadomo czemu nigdy nie kasowała, były cztery e-maile od niego. From: Adam Sklarksey ([email protected]). A jednak. Poczuł, że jest mu jeszcze bardziej przykro, ale jednocześnie lżej. Miał teraz pewność.

      Dear Malvina!

      I know you don’t believe me but always…

      Nie musiał czytać dalej. I nie czytał. Zamknął skrzynkę, otworzył swoją i natychmiast zmienił hasło. Bull miał rację.

      – Oszukiwałaś mnie.

      – Co?

      – Byłaś z Adamem.

      – Nieprawda. Jestem z Adamem, ale kiedy byłam z tobą, nie spotykaliśmy się. Tylko w pracy.

      – Tylko w pracy? – zapytał, zatruwając rozmowę morzem sarkazmu.

      Otworzyła usta, by coś odpowiedzieć, ale słowa uwięzły jej w gardle. Przypomniał sobie, jak wychodziła wieczorami z Agatką i Kasią… do Adama.

      – Powiedziałaś, żebym nie pytał. Teraz wiem, o co ci chodziło.

      – Przestań, proszę.

      Zamilkli. Miała rację, to nic nie da – pomyślał. Musi zakończyć wszystkie wspólne sprawy, aby jak najszybciej o niej zapomnieć i na nowo ułożyć sobie życie.

      – Masz rację – zaczął. – Musimy się jeszcze spotkać.

      – Nie mam czym przetransportować moich rzeczy.

      – A masz gdzie je trzymać? – zapytał, bo nie wiedział, dokąd właściwie odeszła i gdzie sypiała.

      To, że mówiła o koleżance, nie musiało być prawdą i pewnie nie było. Zresztą zrozumiał, że była najbliższą w jego życiu osobą, która oszukiwała go i okłamywała.

      – Mam.

      – Pomogę ci, przewieziemy je w garbim. Jak będzie trzeba, to pojedziemy dwa albo trzy razy.

      – Dziękuję.

      – Umówmy się na jutro.

      – Nie mogę jutro, jestem umówiona.

      Ciekawe z kim – pomyślał. Pewnie z tym cholernym Anglikiem.

      – Nie


Скачать книгу