Niezwykły dar. Diana Palmer

Читать онлайн книгу.

Niezwykły dar - Diana Palmer


Скачать книгу
Tank podejrzewał, że nie była przyzwyczajona do bliskości mężczyzn. Ta myśl tylko wzmogła jego zaborczość i potrzebę chronienia jej.

      – Spokojnie – szepnął w jej rozchylone usta.

      Z początku dotyk jego warg był obcy i niepokojący, jednak po chwili stał się swojski i miły. Powoli Merissa zaczęła się odprężać. Pocałunek zaczął jej się podobać.

      Tank delikatnie przyciągnął ją do siebie. Tak długo pieścił jej usta, aż rozbudził jej głód. Zarzuciła mu ręce na szyję i przylgnęła do niego całym ciałem. Oddawała mu pocałunki z tym samym żarem. Szybko stało się jasne, że Tank będzie musiał przerwać pocałunek albo zacznie ją rozbierać. Oboje byli równie spragnieni swojej bliskości. Odsunął się, wyplątując się delikatnie z jej ramion. Uśmiechnął się czule, widząc jej zmieszanie.

      – Nie martw się. To zupełnie normalne – wymruczał.

      – Naprawdę? – spytała nieprzytomnie.

      – O tak – zapewnił, odsuwając nieposłuszny kosmyk włosów z jej twarzy. – Powinniśmy wejść do środka.

      Merissa oblizała wargi. Miały jego smak. Uśmiechnęła się zmysłowo.

      – Chyba masz rację.

      Tank zaśmiał się gardłowo i pomógł jej wydostać się z wozu. Ujął Merissę pod ramię i poprowadził do restauracji.

      ROZDZIAŁ CZWARTY

      – Dlaczego zrezygnowałeś z greckiej knajpki? – zapytała Merissa, delektując się kurczakiem lo mein, który, jak się okazało, był ulubionym daniem obojga. – Nie narzekam, bo przepadam za chińszczyzną, tylko jestem ciekawa.

      – Z tego samego powodu, z którego kazałem sprawdzić, czy nie mam w wozie podsłuchu – odparł Tank z ciężkim westchnieniem. – Podejrzewam, że facet, który instalował nam zabezpieczenia, jest tym, który dybie na moje życie.

      – O rany!

      – Zwykle jestem ostrożniejszy – oznajmił z krzywym uśmiechem. – Nie miałem pojęcia, że on jest tak blisko. Na szczęście go wyczułaś. Masz prawdziwy dar.

      – Nienawidzę go.

      – Tym razem ocalił mi życie. Jestem ci wdzięczny.

      – Okropnie się bałam, idąc do ciebie w zamieci – przyznała. – Ale musiałam ci powiedzieć.

      – Miałbym poważne kłopoty, gdybyś tego nie zrobiła. Nawet nie wiedziałem, że ktoś chce się mnie pozbyć.

      – Pewnie uniknąłbyś tego, gdyby nie ten polityk z ambicjami – odparła po namyśle. – Zapewne chce uporządkować swoje sprawy przed szczytem kampanii. Wyobraź sobie, co by było, gdyby ujawniono, że sympatyzuje z przemytnikami narkotyków.

      – Racja.

      – W życiu człowieka, którego poprosiłeś o odszukanie podsłuchów, jest pewna kobieta – zaczęła niepewnie Merissa. – Grozi jej wielkie niebezpieczeństwo – dodała, przygryzając dolną wargę.

      – Jest dziennikarką relacjonującą wojnę w południowej Afryce – powiedział, nie dziwiąc się już nawet jej wiedzy.

      – Niespodziewana rzecz ocali jej życie – wymruczała Merissa. – Naszyjnik.

      – Nic jej nie będzie? – dopytywał się zmartwiony Tank.

      – Nie umrze – odparła Merissa, co nie zabrzmiało pocieszająco. – Ktoś skłamał i to ich rozdzieliło. Mężczyzna uwierzył w kłamstwo – oznajmiła i upiła łyk gorącej herbaty. – Miało ją uchronić, a odebrało jej szczęście. Wielka szkoda, bo ona go bardzo kocha. – Spojrzała Tankowi w oczy. – Tylko nic mu nie mów – zastrzegła, odgadując jego myśli. – Przyszłość jeszcze się nie zdecydowała. Jeśli on zacznie działać przedwcześnie, ona zginie. Wszystko się wiąże. Żyjemy w pajęczynie, która łączy wszystkie istoty na Ziemi – powiedziała i roześmiała się cicho. – Zabrzmiałam jak szalona ekolożka. Cóż, kocham wszelkie przejawy życia. I uważam, że łączy nas więcej, niż nam się wydaje.

      – Trzepot skrzydeł motyla na jednej półkuli powoduje tajfun na drugiej?

      – Coś w tym stylu.

      Tank odchylił się na krześle i przyjrzał ciepło Merissie.

      – Jesteś niesamowita. Nigdy nie znałem nikogo takiego.

      – Mam nadzieję, że to był komplement.

      – Owszem. A ten wieczór stanowi początek naszej historii, prawda? – zapytał, pochylając się w jej stronę.

      Zanim zdążyła odpowiedzieć, jej oczy pociemniały, a z twarzy odpłynął cały kolor. Po chwili Merissa zamrugała i popatrzyła na niego z przerażeniem.

      – Musimy wracać do domu. Natychmiast. Błagam!

      – Do ciebie czy do mnie? – zapytał tylko Tank, rzucając na stół plik banknotów i prowadząc ją do samochodu.

      Nawet nie przyszło mu do głowy, żeby podawać jej słowa w wątpliwość.

      – Do mnie. Pospiesz się, proszę. Już może być za późno – jęknęła.

      Tank nie zamierzał oszczędzać samochodu. Jazda powrotna minęła w mgnieniu oka. Wyskoczyli z auta i wbiegli na ganek. Merissa przez chwilę walczyła z zamkiem, tak bardzo drżały jej ręce.

      – Mamo! – krzyknęła, kiedy udało się jej wreszcie dostać do środka. – Mamo!

      – Tu jestem – odezwała się zaskoczona Clara, wyglądając z sypialni. – Co się stało? – zaniepokoiła się, widząc ich miny.

      – Miałam przeczucie – przyznała niechętnie Merissa, bojąc się, że wizja się spełni od samego wypowiedzenia tych słów.

      – Przeczucie? – powtórzyła Clara, marszcząc lekko brwi.

      – Niepotrzebnie spanikowałam. Przepraszam. – Merissa roześmiała się nerwowo, czując, że opuszcza ją napięcie.

      – Zawsze lepiej sprawdzić – zapewnił ją Tank. – Nauczyłem się ufać twoim przeczuciom.

      – Dziękuję – szepnęła z widoczną ulgą.

      – Jakiego rodzaju przeczucie? – drążyła Clara, znając dobrze córkę.

      – Nie wiem. Czegoś niebezpiecznego. Zaplanowanego – dodała, a jej oczy pociemniały, znów zapatrzone w inny czas. – To się stanie już wkrótce. Nie wiem dokładnie co! – krzyknęła, wyrywając się z transu.

      – Nie martw się, kochanie. Wszystko będzie dobrze – zapewniła ją matka i mocno przytuliła.

      – Ale na wszelki wypadek przyślę wam do ochrony jednego z kowbojów – wtrącił Tank. – Niech ma oko na wszystko.

      – To miłe z twojej strony – powiedziała cicho Clara.

      – Czujecie dym? – Skrzywiła się nagle Merissa.

      Rozdzielili się, przeszukując pokoje. Nagle zawył detektor dymu w drugiej sypialni. Tank wyprzedził obie kobiety. Stanął jak wryty w progu pomieszczenia. Iskrzył i dymił przedłużacz elektryczny, obok którego w drgawkach wiła się wiewiórka.

      – Och, nie – jęknęła Clara. – Zapomniałam zamknąć przewód kominowy. Wiewiórki często tu się zakradają, próbując zakładać gniazda w podsufitce – wyjaśniła i się skrzywiła. – Czy ona nie żyje?

      – Żyje, ale potrzebuje pomocy – oświadczył Tank, podnosząc drżące ciałko. – Znam rehabilitanta dzikich


Скачать книгу