Star Force. Tom 4. Podbój. B.V. Larson

Читать онлайн книгу.

Star Force. Tom 4. Podbój - B.V. Larson


Скачать книгу
ale takie pozostawanie z tyłu stwarzało złudzenie prywatności.

      Wielu wpływowych ludzi miało ochroniarzy, nie stanowiło to nowości. W moim przypadku całą ochronę stanowiła jedna śliczna agentka, ale nie potrzebowałem więcej. Crow obejrzał się nerwowo przez ramię. Nikt nie lubił mieć Sandry za plecami. Wszyscy wiedzieli, że byłaby w stanie zabić w mgnieniu oka. Na tym polegało całe piękno tego układu.

      – Muszę ci coś pokazać, ziom – powiedział Crow szeptem.

      – Czy to nie może poczekać? Muszę nastawić moje fabryki na produkcję materiałów obronnych.

      – Twoje fabryki? Masz na myśli fabryki Sił Gwiezdnych?

      – Przepraszam.

      Crow uniósł ręce.

      – I znowu zaczynam. To ja przepraszam. Zacznijmy może właśnie od tematu fabryk. Mamy ich więcej.

      Po raz pierwszy od rozpoczęcia tej rozmowy zdołał skupić na sobie całą moją uwagę. Uśmiechnął się. Na jego twarzy pojawił się znajomy rys szulera karcianego.

      – Tak, dobrze słyszałeś – powiedział. – Myślałeś, że tylko ty masz na wyspie sekretną bazę? Jedyna różnica polega na tym, że ja zdołałem zachować swoją w prawdziwej tajemnicy.

      Usłyszałem za sobą ciche przekleństwo. Żaden z nas nie spojrzał na Sandrę.

      Podobnie jak w przypadku dziewczyny, moją pierwszą reakcją była złość. Zaraz jednak zdałem sobie sprawę, że to głupota. Czy ja także nie zbudowałem swojej nanobazy? A co ważniejsze, jeśli Crow miał fabryki, które mógł dołączyć do wysiłków wojennych, to tylko wzmacniało naszą pozycję. O tym kto, komu i o czym powinien powiedzieć, można było podyskutować później.

      Crow obserwował wszystkie te myśli i emocje na mojej twarzy.

      – Ile ich masz? – spytałem.

      – Chcesz zobaczyć? Moją świątynię? Mój pokój zabaw?

      – Nie powiedziałem, że chcę się z tobą żenić.

      Crow roześmiał się szorstko.

      – Bez obaw, ziom. Nie jesteś w moim typie. Weźmy twój okręt.

      Podeszliśmy do stanowiska osiemnastego. Przeskoczyłem nad niskim murkiem i podszedłem do jednostki. Crow i Sandra byli za moimi plecami. Powiedziałem Socorro, aby otworzył pokrywę, a Crow wspiął się za mną po krótkiej rampie. Sandra pośpieszyła za nami.

      Nakazałem okrętowi, by stworzył trzeci fotel na mostku. Crow usadowił się w nim. Dla normalnych ludzi siedzisko byłoby niewygodne, jednak znanityzowany personel Sił Gwiezdnych nie odczuwał takich drobnostek jak twarde siedzisko.

      – Nie ma pasów? – spytał Crow półżartem.

      Jego siedzenie bardziej przypominało wannę niż fotel pilota. Nie było przy nim także pasów i klamer uprzęży ochronnej. Zanim zdążyłem się odezwać, zrobiła to Sandra.

      – Socorro – powiedziała – przypnij admirała Crowa do fotela.

      Z fotela wyrosło sześć ramion niczym sześć stalowych macek. Cztery chwyciły kończyny Crowa, a dwie skrzyżowały się na jego piersiach. Jack siedział teraz pewnie.

      – Zadowolony? – spytała Sandra.

      – Niezupełnie – odparł Crow. – To przypomina mi dentystę w Sydney.

      Następnie zwrócił się do mnie:

      – Nie powinieneś dawać kluczyków dziewczynie, ziom. Rozbije ci brykę.

      Crow mówił o ustawieniach dowodzenia Socorro. Sandra miała możliwość wydawania okrętowi poleceń, a pod moją nieobecność mogła nawet latać. Dziewczyna otworzyła usta, by to skomentować, ale uniosłem rękę.

      – To ja jestem dowódcą tego okrętu. Socorro, poluzuj zapięcia admirała. Pozwól, aby je regulował lub odpinał dotykiem lub poleceniem. Mają funkcjonować jak automatyczne systemy bezpieczeństwa.

      – Parametry przyjęte.

      – A teraz, Jack – powiedziałem – mów, dokąd mamy lecieć.

      Crow podał mi współrzędne i po kilku minutach znaleźliśmy się nad północnym skrajem wyspy. Nigdy nie zajmowaliśmy się tym rejonem, pokrytym lasami i mokradłami. Przeważały tutaj sosny bahamskie, stojące na spłachetkach trawy i piasku. Crow prowadził nas nad małe jeziorko.

      Aby utrzymać swoje fabryki w tajemnicy tak długo, musiał ukryć je pod wodą lub pod ziemią. Nad Andros latało po prostu zbyt wiele jednostek, by dało się w inny sposób zamaskować fabrykę.

      Ku mojemu zaskoczeniu jeziorko, do którego się zbliżaliśmy, poczerniało i otworzyło się.

      – O – powiedziałem na poły do siebie. – A więc tu nie ma jeziora, prawda?

      – Nagroda dla tego pana! – odpowiedział, krztusząc się ze śmiechu.

      Kontynuowaliśmy opadanie. Pod nami zapłonęły światła. Zobaczyłem beton i lampy uruchamiające się dzięki czujnikom ruchu.

      – Co się, do cholery, dzieje? – zapytała Sandra.

      – Nanity – wyjaśniłem. – Crow stworzył fałszywe jezioro o powierzchni z nanitów. Kiedy podchodziliśmy, otworzyło się. Jak gigantyczna wersja ścian na pokładzie tego okrętu.

      – Wyglądało tak realistycznie.

      Crow pochylił się do przodu, ale powstrzymały go nanitowe pasy bezpieczeństwa. Jednak gdy je lekko klepnął, puściły zgodnie z moją instrukcją.

      – Na tym polega cały geniusz – powiedział dumnie. – Tu jest nieco wody. Na dachu konstrukcji umieszczony został basen o głębokości kilku centymetrów. Kiedy okręt schodzi w dół, nanity wybrzuszają się na środku i woda spływa na boki. Nie jesteś jedynym, który potrafi programować, Kyle.

      Kiwnąłem głową. Musiałem przyznać, że jeśli chodziło o maskowanie, Crow mnie pokonał.

      – Kiedy zbudowałeś to miejsce? – spytałem.

      – Jakiś czas temu. Pamiętasz, jak pierwszy raz ogłosiłeś wojnę ze stałym lądem?

      – O ile dobrze pamiętam, to oni ogłosili wojnę z Siłami Gwiezdnymi.

      – Nieważne. Tak czy inaczej, obawiałem się, że wszystkie nasze fabryki mogą wpaść w ich ręce. Już wtedy zabezpieczyłem jedną z nich. A potem przy pomocy tej jednej zbudowałem następne.

      Wyciągnąłem szyję, by przyjrzeć się uważniej temu oślizgłemu draniowi.

      – W jaki sposób mogłem stracić rachubę fabryk?

      Crow wzruszył ramionami.

      – Pamiętasz wszystkie te okręty, które straciliśmy, walcząc z makrosami? Nasze pierwsze okręty. Pamiętasz, że wszystkie miały na pokładach własne fabryki? A jeśli makrosy strąciły kilka tych okrętów, nie niszcząc ich całkowicie? Na przykład zostawiając duplikator…

      – Znalazłeś jeden z naszych strąconych okrętów i wyciągnąłeś z niego fabrykę, nic mi o tym nie mówiąc?

      – Prawo pryzu, ziom. Jedno z najstarszych praw morskich, powinieneś do niego zajrzeć.

      – W porządku – powiedziałem, darowując sobie zbędne komentarze. Przypomniałem sobie, że to nie miało teraz znaczenia. – Coś ty, do cholery, robił z tymi fabrykami przez dwa lata?

      – No, prawie dwa – poprawił mnie. – Cóż, przez większość czasu produkowałem nowe fabryki.

      Zerwałem


Скачать книгу