Stara Flota Tom 4 Niepodległość. Nick Webb

Читать онлайн книгу.

Stara Flota Tom 4 Niepodległość - Nick  Webb


Скачать книгу
Ziemię przed atakiem Roju nie raz, lecz dwa razy.

      A teraz „Chesapeake” przestał istnieć. Ostatni okręt ze Starej Floty. Stracony na zawsze. Epoka wielkich pancerników oficjalnie dobiegła końca.

      – Załoga przesłała jakieś dane wizualne?

      – Niestety, nie. Po prostu zabrakło czasu. W jednej chwili ruszyli do walki, w następnej okręt został zniszczony. Nie wiadomo dosłownie nic o zagrożeniu, oprócz jednego – ten obcy zniszczył nasz okręt flagowy w pięć minut.

      – A co z akcją terrorystów na Sangre de Cristo? Są powiązane? To ten sam sektor.

      Oppenheimer pokręcił głową.

      – Nie, na ile mogę ocenić. Wciąż nie mamy pojęcia, kto to zrobił. GKL twierdzi, że właśnie oni. Nasz wywiad zapewnia, że to fanatyczni grangeryści. Patriarcha grangerystów ogłosił dziś rano, że podejrzewa Chińczyków, a Chińczycy oczywiście zaprzeczają. Zresztą Chińska DRM też uważa, że to my. Normalnie kurewski bałagan…

      – Licz się ze słowami – mruknęła Proctor odruchowo, jednak myślami była gdzie indziej. Zastanawiała się, jak oba te wydarzenia mogą się ze sobą wiązać.

      Admirał wzruszył ramionami, lecz ani myślał przepraszać.

      – Ten, kto zrzucił bombę, zapłaci za ten czyn. Od tygodnia eskortujemy statki konwojów humanitarnych zmierzające na Sangre. Jedna kopuła została całkowicie zniszczona. Zginęło ponad pięćdziesiąt tysięcy ludzi, a każda z pozostałych kopuł uważa, że będzie następna. Mamy tam pandemonium. Zamieszki, brak jedzenia, zastój prac. Do tego polityczne gówno: wszyscy obwiniają wszystkich, połowa z nich wskazuje na nas. Takie są skutki. I jeszcze ten nieznany okręt. Całkowicie obca konstrukcja, ani ludzka, ani Dolmasi czy Skiohra. Obcy nie odpowiedział na żadne nasze wywołania. A teraz „Chesapeake”… – zamilkł.

      Profesor Proctor wstała. Musiała przytrzymać się katedry, żeby odzyskać równowagę. Wieść wywołała w niej wstrząs. Domyślała się, po co Oppenheimer tutaj przyszedł. Biorąc pod uwagę, że miała doświadczenie nie tylko z Rojem, lecz także z wieloma innymi obcymi – choćby z Dolmasi, Skiohra, Quiassi, Findiri oraz sporą liczbą dawno wymarłych cywilizacji zniszczonych przez Rój w jego tysiącletnim pochodzie przez Galaktykę – Oppenheimer chciał zapewne, aby pomogła zidentyfikować to zagrożenie. Miałaby zająć się badaniami i wycisnąć z nich najistotniejsze konkluzje.

      – Dobra. Przyślij mi, co masz. Przygotuję rekomendacje dla Zjednoczonego Sztabu, gdy tylko przejrzę materiały. Mogę nawet zebrać zespół naukowy w krótkim czasie, jeżeli uda ci się znaleźć jakieś próbki albo nagrania tego nowego obcego. Domyślam się, że…

      – Shelby, nie proszę cię o pomoc w laboratorium. Nie mamy czasu na badania naukowe.

      Proctor odwróciła się i spojrzała mężczyźnie w oczy.

      – No to po jaką cholerą się tutaj fatygowałeś, Christianie?

      – Ponieważ jesteś mi potrzebna we flocie. Chcę, żebyś przejęła okręt i sprawdziła, co to za obcy, zanim nas wszystkich powybijają.

      Proctor parsknęła śmiechem.

      – Christianie, nie mówisz poważnie. Mam prawie siedemdziesiąt lat. Uczę ksenobiologii i właśnie kupiłam willę przy plaży. Tylko dwadzieścia kilometrów stąd. Wiesz, jak długo na to czekałam? Zdajesz sobie sprawę, jak wygląda rynek nieruchomości na Brytanii? Na nieruchomość przy plaży czeka się co najmniej dziesięć lat, a trudno nawet dostać się na listę oczekujących. Wiesz, ile mnie to kosztowało? To czyste szaleństwo…

      – Shelby. – Admirał nie dał się nabrać na jej narzekania i nie pozwolił zmienić tematu. – Potrzebujemy cię.

      – Sama się potrzebuję. Mój młodszy brat i jego żona oraz dzieci też mnie potrzebują. I moi studenci.

      – Zjednoczona Ziemia cię potrzebuje.

      Nie. Shelby Proctor zrobiła już swoje. Była marionetką, odegrała wyznaczoną jej rolę. Pozwoliła, aby jej karierą militarną manipulowali żądni awansu admirałowie, spiskujący generałowie, a co gorsza, pozbawieni skrupułów i chciwi politycy, przejęci bardziej kolejnym kryzysem w swoich kręgach niż prawdziwymi zagrożeniami.

      A ten obcy okręt należał do takich właśnie prawdziwych zagrożeń. Galaktyka była niewyobrażalnie wielka, a ludzkość z pewnością nie odkryła wszystkiego, co kryło się wśród gwiazd. Z pewnością powstały tam inne Roje, inne zagrożenia dla cywilizacji. A co administracja i sztab naczelny kazali robić Proctor podczas jej służby jako kapitan okrętu oraz potem, jako admirał floty?

      Kazali jej tak manewrować siłami zbrojnymi, żeby osiągnąć jak największe korzyści polityczne. Skierować je przeciw Konfederacji Rosyjskiej, przeciw Kalifatowi, przeciw Chińskiej Demokratycznej Republice Międzygwiezdnej… czy każdemu innemu oponentowi, któremu w danym dniu politycy Zjednoczonej Ziemi zamierzali zaimponować albo którego po prostu chcieli zastraszyć przy pomocy kilku okrętów.

      – Zjednoczona Ziemia? Phi! Administracja może się smażyć w piekle…

      Admirał Oppenheimer mruknął i pochylił się, aby podnieść kawałek kredy, którego Proctor nie zauważyła.

      – Rząd? Nie mówię o rządzie, Shelby. Prezydent Quimby może sobie grzebać nawet palcem w tyłku, mało mnie to obchodzi. Mówię o naszej cywilizacji. Setkach miliardów dzieci, kobiet i mężczyzn, którzy mieszkają na naszych światach. Właśnie ta Zjednoczona Ziemia cię potrzebuje.

      Proctor usiadła znowu. Popatrzyła na pusty monitor.

      Słyszała to już wcześniej wiele razy. Tę samą przemowę wygłaszał każdy urzędnik administracji i każdy senator, gdy Proctor była admirał naczelną floty.

      Jednak odpowiedź pozostawała wciąż ta sama.

      – Nie – stwierdziła i wstała. Chwyciła swoją teczkę (nigdy nie nazywała jej torebką) i otworzyła drzwi. – Znajdź sobie innego bohatera, Christianie. Dla mnie te czasy już się skończyły.

      – Jest jeszcze jedna sprawa, Shelby.

      Proctor zatrzymała się w progu.

      – Jaka?

      – O ile się orientuję, twój krewniak, syn twojego brata, mieszka na San Martin.

      – Owszem?

      – San Martin znajduje się w sektorze Irigoyen, Shelby. Podobnie jak Sangre de Cristo. A niecałe dwie godziny temu otrzymałem… raporty.

      Proctor poczuła ucisk w piersi. Danny był najstarszym synem jej brata i rok temu rozpoczął naukę w college’u na San Martin.

      – Jakiego rodzaju raporty?

      – Wywiad floty próbował poskładać informacje o tym… incydencie terrorystycznym.

      „Pięćdziesiąt tysięcy ofiar to incydent?” – pomyślała Proctor z oburzeniem.

      – Nie mogę ujawniać szczegółów – podjął admirał Oppenheimer. – Twój poziom dostępu uległ znacznym ograniczeniom. Jednak… ostatnio na San Martin zanotowano niepokoje społeczne. Nie takie, aby pojawiły się w wiadomościach sieciowych, rzecz jasna. Niepokoje związane są z GKL.

      – Jasne, wiem. Wszyscy to wiedzą.

      Oppenheimer wzruszył ramionami.

      – Jednak zapewne nie wiesz, że wywiad od prawie roku śledził Danny’ego…

      – Śledził Danny’ego? Czemu?

      – …a trzy tygodnie temu chłopak zniknął. Rozwiał się jak dym. I mamy powody podejrzewać, że mógł być zaangażowany w incydent na Sangre.


Скачать книгу