Stara Flota Tom 4 Niepodległość. Nick Webb

Читать онлайн книгу.

Stara Flota Tom 4 Niepodległość - Nick  Webb


Скачать книгу
gotowość! Zbliża się intruz!

      Dlaczego nic nie usłyszał? Gdy skanowanie dawało wynik negatywny, rozlegało się krótkie piknięcie. Gdyby czujniki wykryły obiekt, dyspozytornię wypełniłyby syreny alarmowe – zupełnie jak na ćwiczeniach. Zivik postanowił, że przy najbliższej okazji pogada sobie z ekipą naprawczą.

      Kiedy znowu popatrzył na statek, uznał, że nie ma co oglądać. Intruz miał masywny kadłub, ale bez żadnych wyraźnych cech wskazujących na uzbrojenie, poszycie pokrywały tylko małe łuskowate występy. No, ale to jednak był niezapowiedziany gość. Ethan nie dostał od ZSO żadnego powiadomienia, że ma się spodziewać jakiejkolwiek jednostki ziemskiej lub obcej, a to znaczyło, że należy ogłosić alarm.

      Tyle tylko, że Ethan myślał jedynie o tym, żeby się napić. I to sporo. Sięgnął do łydki, szarpnął cholewę buta, zrywając sznurówkę, aby wyjąć niewielką płaską flaszkę. Zwykle Zivik nie zaczynał pić wcześniej niż pod sam koniec wachty, ale ten dzień był wyjątkowy. Nie wiedział, dlaczego tak uważał. Po prostu to czuł. A wiadomo przecież, że pije się właśnie podczas specjalnych okazji.

      Nieduży statek wypuścił czerwony promień, który przebił stanowisko obronne.

      „No to mamy problem” – pomyślał Zivik i na poważnie rozważył, czyby nie wstać i nie ostrzec obsługi dział, że sytuacja jest krytyczna. Jednak przechylił tylko flaszkę i ją opróżnił. „Kurwa, potrzebuję więcej tego gówna”.

      Drzwi do jego ciasnej dyspozytorni otworzyły się z trzaskiem i w progu pojawił się komandor Dupek. Przynajmniej tak nazywał go w myślach Zivik. Gdy Dupek się odzywał, trzęsły mu się wąsy, a jego krótkie włosy jeżyły się, kiedy się denerwował. Obecna sytuacja bez wątpienia była denerwująca. Ethan domyślał się, że statek, czy raczej okręt, który do nich strzelił, zapewne stanowił przyczynę tego stanu, ale czy to powód, żeby od razu się tak napinać? Doprawdy, komandor Dupek wyglądał, jakby zaraz miał wybuchnąć.

      – Co, u licha, się dzieje, Zivik? Dlaczego nie zostaliśmy ostrzeżeni?

      „Wal się, dupku”.

      Ethan zdusił grubiańską odpowiedź i wyraził się bardziej oględnie.

      – Doprawdy, komandorze, sam muszę wszystko tutaj robić?

      W głębi duszy prawie nie wierzył własnym uszom. Naprawdę tak powiedział? Co on, kurwa, niby robił? Ethan w duchu rechotał jak dwunastolatek i chętnie dodałby do tego jeszcze jakiś żart o cyckach. Piersi zwierzchnika trzęsły się przy każdym kroku, zwłaszcza gdy spocony prostował się z oburzenia.

      Komandor zamarł. Wyglądał, jakby się bił z myślami. Z jednej strony miał ochotę dosadnie zrugać podwładnego, ale z drugiej po prostu nie wierzył w to, co usłyszał.

      Na szczęście niedowierzanie wzięło górę.

      – Coś jest nie tak, Zivik. Czujesz to?

      – Czuję co? Chcesz, żebym znowu pomacał ci jaja?

      – Kurwa, zamknij się, poruczniku, i słuchaj.

      Zivik zmusił się i powstrzymał kolejny komentarz, a potem uspokoił oddech na tyle, aby cokolwiek usłyszeć.

      Krzyki. Wrzaski. Śmiechy. Gdzieś na końcu korytarza trwało wspaniałe przyjęcie. Albo walka na pięści do krwi ostatniej. Tak czy siak, było bardzo głośno.

      Komandor zaklął.

      – Czujesz to?

      Ręce dowódcy się trzęsły, oczy miał wytrzeszczone. Zacisnął dłonie tak mocno, że pobielały mu kłykcie. Oddychał płytko, ale do Zivika dotarł ledwie słyszalny szept, który wyrwał się zwierzchnikowi z ust:

      – Golgoci.

      Komandor się przeżegnał.

      „Hę?” – zdziwił się Ethan. O co chodziło temu dupkowi? Zawsze był taki religijny? Śmiechy i krzyki na korytarzu zabrzmiały głośniej.

      – Nie rozumiem, dlaczego wszyscy się bawią, gdy znajdujemy się pod ostrzałem, Pat. Albo Patsy. Mogę nazywać cię Patsy?

      Pięść uderzyła Zivika prosto w twarz, w ustach poczuł metaliczny smak krwi.

      „Kurwa, mam tak to przyjąć? Pora wziąć się w garść. Tylko najpierw muszę znaleźć coś do picia…”

      Komandor Sztywny Dupek nie uderzył jednak po raz drugi, lecz pochylił się do konsoli i wcisnął guzik łączności ze wszystkimi stanowiskami.

      – Uwaga, załoga! Tu komandor Smith! Walczcie z tym, ludzie! Wiecie, o co mi chodzi. Czujecie to. Głosy mówią wam, co robić… Każą wam robić coś, czego nie powinniście, i dobrze o tym wiecie. Walczcie z tym. To rozkaz. Wykonajcie swój obowiązek. Albo… albo przyjdę i osobiście wam to wybiję z tych zakutych łbów. Smith, bez odbioru.

      Głosy? O czym ten kretyn gada? Ethan zaklął. Wszystko nabrałoby więcej sensu, gdyby tylko wypił kilka głębszych.

      „Gdzie ja dałem tę drugą flaszkę?” ­­– zastanawiał się. Jednak głos w jego głowie, ten rozsądny i koszmarnie nudny, powtarzał, że w słowach dowódcy było sporo racji. Ethan nie czuł się normalnie. Właściwie był rozdarty. Chciał działać, zostać bohaterem, podziurawić obcy okręt i załatwić sprawę, jednak miał też ochotę kopnąć zwierzchnika w jaja, napić się wódki, a potem dołączyć do imprezy na korytarzu.

      – Poruczniku Zivik, jeżeli nie zacznie pan wydawać rozkazów, aby odpowiedzieć ostrzałem na ostrzał, wyślę pana do aresztu – ostrzegł komandor Dupek Sztywny Pal. Zaciskał zęby, jakby z trudem powstrzymywał wybuch gniewu. Ethana kusiło, aby podrażnić zwierzchnika bardziej w odwecie za cios pięścią, ale zaraz dotarło do niego, że to zupełnie irracjonalne zachowanie. Przecież stacja naprawdę została ostrzelana.

      Kurwa mać, obcy okręt!

      Komandor Jebany Dupek mówił dalej. Przestał zaciskać zęby, chyba udało mu się opanować. Idealna okazja, żeby rzucić jeszcze jednym grubszym żartem pod jego adresem.

      – I proszę przekazać ostrzeżenie do CENTCOM-u ZSO o sytuacji alarmowej. Zostaliśmy zaatakowani.

      Za oknem nieduży okręt strzelał nieustannie. Zbliżył się już na tyle, że znajdował się zaledwie o kilka kilometrów od stacji Brytan.

      A potem rozpętało się piekło, jednak Zivik, wbrew narastającemu napięciu, nie przestał macać przy klamrach drugiego buta.

      „No, jest” – pomyślał, gdy znalazł butelkę.

      Musiał się napić, żeby znieść to, co – jak widział – czekało zaraz stację.

      ROZDZIAŁ 5

      Układ planetarny Brytanii

      Calais, stocznia Wellington

      Sala konferencyjna

      na pokładzie OZF „Niepodległość”

      Cztery godziny po wejściu na pokład „Niepodległości” Proctor stanęła u szczytu stołu w sali konferencyjnej. Dla niej minęła właśnie pierwsza w nocy, jednak według czasu okrętu była to zaledwie druga godzina drugiej wachty, co znaczyło, że admirał musiała jeszcze długo pozostać na nogach. I już dawało jej to w kość. Ostatni raz zarwała noc, gdy była kapitanem.

      „Starzeję się, cholera”.

      – Dziękuję wszystkim za przybycie. Dla niektórych była to długa podróż. Wierzcie mi, liczyłam, że będę się cieszyć emeryturą i w spokoju uczyć na uniwersytecie do późnej starości, a


Скачать книгу