Cudzoziemiec oraz inne przypadki. Roman Staniek

Читать онлайн книгу.

Cudzoziemiec oraz inne przypadki - Roman Staniek


Скачать книгу
oddział huczał o tym. Pierwsze parę tygodni w nowej pracy wystarczyły na zdobycie informacji o większości współpracowników. Każdy paplał o każdym na wyścigi. Tak jak gdyby to było tutaj najważniejsze w świecie. Ciekawe co o mnie mówią? Mam to w dupie!

      No chyba nie do końca. W głębi duszy nie było mu to obojętne. Wręcz przeciwnie. Miał nadzieję, że będzie lubianym kolegą. Wiedział doskonale, jaka opinia panuje o Polakach na zachodzie. Z jednej strony świetni fachowcy, z drugiej ta negatywna, którą zawdzięczamy paru ciemnym typom z lepkimi paluchami. Dziwił się, że tylko Kubicy udało się pokazać swoją klasę, bo przecież setki innych równie szybko potrafi spieprzać przed policją kradzionymi samochodami.

      – Moja nowa przyjaciółka ma na imię Teresa.

      – Och! Tym razem Niemka. Niemieckie imię. – Udał, że nic nie wie.

      – No, niezupełnie.

      – Jak to niezupełnie. Jak można być niezupełnie Niemcem. Ach, już wiem. Wtedy, jak śpicie razem i twoja część ciała jest w niej, to ona jest częściowo Niemką. –

      Franko i Andreas, którzy do tej pory przysłuchiwali się w milczeniu rozmowie, zaczęli skręcać się ze śmiechu. Karl dla odmiany stawał się coraz bardziej czerwony na twarzy.

      – Sorry, tego nie bierz na serio.

      – Teresa pochodzi z Dominikany i jest tylko przez krótki okres tutaj. –

      Prawda jest taka, że Teresę poznał jego kumpel na urlopie. Po krótkim czasie zaprosił ją do siebie w nadziei, że po dwóch tygodniach zabawy wsadzi ją do samolotu i na tym się ta znajomość skończy. Z dwóch tygodni zrobiły się cztery i któregoś dnia kazał jej się wynieść. W przeciwnym wypadku zadzwoni po policję. Ale chyba z litości, zamiast na policję zadzwonił do Karla. Na poczekaniu wymyślił historyjkę o chorej matce, ślepej siostrze, ojcu alkoholiku i diabli wiedzą co jeszcze. W każdym razie zaraz na drugi dzień Mayer wsiadł do auta i przywiózł ją do siebie. Porozumiewali się łamanym angielskim, gdyż on nie znał hiszpańskiego, a ona tylko parę słów po niemiecku.

      – Pokażę ci jej zdjęcie – wyciągnął z marynarki portfel wypchany wizytówkami, paroma kartami kredytowymi oraz pokaźną sumką pieniędzy. Wszyscy zauważyli, że chce się nie tylko pochwalić nową przyjaciółką, ale również kasą jaką nosi przy sobie, zwłaszcza że zdjęcie wcale nie znajdowało się w portfelu, lecz w kieszeni marynarki.

      Teresa była smukłą bardzo uroczą mulatką w wieku około dwudziestu pięciu lat. O miłym uśmiechu i nieskazitelnie białymi zębami. Piękna i bestia. Wszyscy wiedzieli, o co chodzi, ale nikt nie odważył się tego skomentować.

      – Gratuluję. Jest naprawdę bardzo ładna. – W głosie Tomasza dało się wyczuć odrobinę zazdrości.

*

      Pracy przybywało z dnia na dzień. Do domu wracał z reguły po dziesięciu lub nawet jedenastu godzinach. Bruno cieszył się wtedy jak szalony. Z radości przynosił pantofle i przez następne pół godziny nie odstępował Tomasza na krok. Sąsiadka, starsza pani w wieku siedemdziesięciu pięciu lat, zabierała w czasie jego nieobecności psa do siebie z czego wszyscy byli bardzo zadowoleni. Pani Dworak po wojnie, jeszcze jako dziecko, wraz z rodzicami musiała opuścić Czechy. Osiedlili się w Bremen. Po śmierci rodziców wyjechała na południe Niemiec w okolice Baden–Baden, gdzie znalazła pracę jako nauczycielka języka niemieckiego i pracowała aż do emerytury. Za mąż nigdy nie wyszła. Z uśmiechem mówiła; nikt mnie nie chciał i dobrze mi z tym!

      Dla Tomasza i Bruna wręcz wyśmienicie. W tamtym momencie nie powstrzymał się od śmiechu. Starsza pani spojrzała na niego pytająco.

      – Podobne stwierdzenie miałem okazję już słyszeć.

      – A mianowicie?

      – Jeden ze znanych w Niemczech polityków przyznał się oficjalnie do homoseksualizmu i zakończył swoją wypowiedź podobnym stwierdzeniem: i dobrze mi z tym!

      Również pani Helena zaczęła się śmiać i dodała:

      – Dzisiaj już nie wystarczy pomalować włosy na czerwono, aby wyróżnić się od innych. Niektórzy odsłaniają swoje najbardziej intymne tajemnice, żeby zwrócić uwagę opinii publicznej na siebie. No i oczywiście dla kariery, gdyż krytyka w tym wypadku równa się dyskryminacji i nietolerancji.

      Lubił rozmawiać z panią Heleną. Pomimo starszego wieku była kobietą o niesamowicie bystrym umyśle. Oczytana, inteligentna i jak na swój wiek, bardzo sprawna fizycznie. Do tej pory prawie codziennie jeździła samochodem po pieczywo i drobne zakupy. – Żeby ta taczka nie zardzewiała – jak żartobliwie nazywała swoje auto – muszę ją i moje stare kości rozruszać. – Do tego dochodziły oczywiście spacery z jego psem.

*

      Zanim dostał stanowisko w PRO– MATZ (Prokop i Matzek) pracował na swój rozrachunek jako akwizytor dla paru firm handlowych. Tysiące kilometrów, które przemierzał w miesiącu, szybko dały się we znaki. Po trzech latach miał tego serdecznie dosyć. Pieniądze, które zarabiał były w porządku, lecz z życia osobistego nie pozostawało wiele. Nie mówiąc o rodzinie, której jako tako nie miał. Żona odeszła, gdyż męża nie widziała tygodniami, a marzenia o dzieciach nie spełniły się. Pod koniec małżeństwa chwile spędzone razem były dla obojga koszmarem. Rozchodząc się, odetchnęli z ulgą. Rodzice Tomasza mieszkali w Polsce pod Wrocławiem. Ich kontakt ograniczał się do telefonowania niedzielnymi wieczorami i coraz rzadszymi odwiedzinami syna w kraju.

      Bruno uwielbiał jeździć samochodem. Van jaki Tomasz posiadał do dyspozycji stał się ich drugim domem. Zabierał chętnie psa z sobą, miał wtedy pewność że nic mu z auta nie zginie w czasie, kiedy był zajęty klientami. Któregoś wieczoru wracając do domu ocknął się za kierownicą słysząc rozpaczliwe ujadanie psa oraz huk spowodowany tarciem lewej strony auta o barierkę oddzielającą autostrady. To właściwie było tą kroplą, która przelała kielich. Na drugi dzień postanowił poszukać innej pracy.

      Nowa praca nowe życie.

      Po starej zostały wspomnienia oraz rozbite małżeństwo (z tego powodu nie rozpaczał). Jedyne co go w tym wszystkim zadowalało, to konto bankowe z niezłą sumką i trochę gotówki w skarpetce na czarną godzinę.

*

      Dzisiaj 13. Już od półtora miesiąca pracuję w tej firmie. Cholera, jak ten czas leci! 13!!! Może lepiej zostanę w domu.

      Starał się nie ruszać i nie otwierać oczu. Nie pomogło. Bruno instynktownie wyczuł, że jego pan nie śpi i postanowił sprawdzić to liżąc go po twarzy. Już po drugim pocałunku z pełnym udziałem języka, Tomasz wyskoczył z łóżka jak oparzony.

      Scheiße, żadna laska nie lizała mnie tak namiętnie jak ty, bydlaku!

      Zaczął gonić psa po mieszkaniu i zastanawiał się, jak by to było, gdyby całowała go dziewczyna z takim ogromnym jęzorem. Wyobrażał sobie i czuł jej język w ustach, gardle, na klatce piersiowej i coraz niżej…

      Tak ogromny język może objąć za jednym zamachem wszystko. Pewnie nawet zamienić się w węża dusiciela!? Jasne że tak, bo przecież w fantazji wszystko jest możliwe.

      Bruno był w psim siódmym niebie. Skakał bez trudu przez stołki, chował się za meblami i ze szczęścia ujadał. Tomasz musiał skończył tą gonitwę, gdyż miał wrażenie, że jeszcze chwila i wywróci się. Nie wiedział, czy to jest „normalna” poranna erekcja, czy też rezultat jego bujnej wyobraźni. Już dawno nie miał stosunku i powoli nadszedł czas, żeby gdzieś wyskoczyć i „odsączyć się”, jak mawiał jego znajomy. Na nowy związek nie miał ochoty, ale mały wyskok dobrze by mu zrobił.

      Psa wypuścił do ogrodu. Pani Helena zabierze go później na spacer. Bruno zostanie u niej, aż do jego powrotu z pracy.

      Nastawił


Скачать книгу