Seria o komisarzu Williamie Wistingu. Jorn Lier Horst

Читать онлайн книгу.

Seria o komisarzu Williamie Wistingu - Jorn Lier  Horst


Скачать книгу
zerknął w stronę otwartych drzwi i po raz kolejny ściszył głos.

      – Słyszał pan powiedzenie, że do tanga trzeba dwojga?

      Wisting przytaknął i pozwolił przewodniczącemu klubu mówić dalej.

      – Większość członków klubu stanowią pary. Są tam również samotni mężczyźni i kobiety, ale większość to małżeństwa. Tango wymaga dotyku. Właśnie tego wielu ludziom brakuje w innych tańcach. Preben Pramm potrafił stworzyć intymną atmosferę. Intymność i tango idą w parze i tak jak w wypadku innych dziedzin sztuki i erotyki trzeba mieć odwagę, by się w tańcu obnażyć. Niektórym panom z naszego klubu nie podobało się to, w jaki sposób Pramm tańczył z ich żonami.

      – Dochodziło do konfliktów?

      – Pozornie nie – odparł Larsen i jeszcze bardziej zniżył głos. – Ale widziałem to po nich. Gdyby spojrzenie mogło zabić… Rozumie pan?

      – I dlatego musiał odejść?

      – Kiedy teraz się nad tym zastanawiam, to dochodzę do wniosku, że tak. Oficjalna wersja brzmiała, że ma problemy z biodrem i ból za bardzo mu dokucza, by mógł nadal uczestniczyć w zajęciach.

      – Czy od tamtej pory utrzymywał kontakt z innymi członkami klubu?

      – Z tego, co wiem, nie. Dopóki był członkiem klubu, najlepsze relacje łączyły go z Åsne Berg z Langestrand i to z nią tańczył najczęściej. Kilka lat temu jej mąż doznał skomplikowanego złamania nogi. Ciągle trafiał do szpitala, w ranę wdało się zakażenie. Nigdy się z tego nie wykaraskał, a w tym roku gdzieś na Wielkanoc zmarł. Na serce.

      Gruby mężczyzna cmokał tak, jakby ten potok słów sprawił, że zaschło mu w ustach, i zanim wrócił do rozmowy, wypił pierwszy łyk kawy, która stała przed nim na stole.

      – Ale dość o tym. Z tego powodu pani Berg i Pramm tworzyli przez jakiś czas parę taneczną, ale nie wyobrażam sobie, żeby Pramm mógł utrzymywać kontakty towarzyskie z nią lub innymi członkami, nie licząc imprez klubowych. On nie miałby z pewnością nic przeciwko temu, ale pani Berg raczej by to nie odpowiadało.

      – Nie?

      – Nie. Jak już mówiłem, odnosiłem wrażenie, że Pramm szukał intymności i znajomości z kobietami. Pani Berg również musiała to wyczuwać, ale z oczywistych względów nie była tym zainteresowana. Miała męża, a poza tym należy do zupełnie innej klasy społecznej. Jest kobietą zamożną, zawsze elegancko ubraną i o nienagannych manierach. Natomiast Pramm przychodził w starym garniturze, który najprawdopodobniej kupił na czyjś pogrzeb dwadzieścia lat temu. Ale był dobrym tancerzem. To trzeba mu oddać!

      Rozmowa z Larsenem pozwoliła Wistingowi doprecyzować i uzupełnić obraz Prebena Pramma, ale zdawała się mieć niewiele wspólnego ze sprawą. Komisarz wypił porządny łyk kawy i przez chwilę wpatrywał się w pustą stronę w notesie, marszcząc czoło.

      – Pewnie zastanawia się pan, czy ktoś z naszego klubu miał powód, żeby go zabić – odezwał się mężczyzna.

      Wisting w ogóle o tym nie pomyślał, ale z uniesionymi ze zdziwienia brwiami zerknął znad notatnika.

      – I co: miał?

      – Nie wiem – odparł Larsen niemal szeptem. – Ale tego nie wykluczam. Absolutnie nie wykluczam takiej możliwości. Musi pan pamiętać, że tango to taniec, który trafia do serca. Jest w nim dramatyzm i pożądanie, niezobowiązujące poddanie się partnerowi i bliskość, która trwa tylko przez chwilę, ale którą długo się pamięta. Wszystko zależy od tego, z kim się tańczy.

      Komisarz zamyślił się i zanotował kolejne nazwisko: „Åsne Berg”.

      6

      Zanim Wisting i Angell opuścili budynek komendy, zrobiło się późno. Do północy dyskutowali na temat sprawy i planowali dalsze czynności dochodzeniowe. Z czasem przeszli od kwestii ściśle zawodowych do anegdot ze szkoły policyjnej i luźnej rozmowy o starych sprawach, nad którymi razem pracowali. Wisting tęsknił za tamtymi czasami i takim przyjacielem jak Angell. Nie miał nikogo, z kim mógłby rozmawiać tak otwarcie i kto rozumiałby go tak dobrze. Nikogo, kto tak jak on potrafiłby dokończyć rozpoczęte zdanie lub wyjąć mu słowa z ust. Ciężko zniósł dzień, gdy Angell wszedł do jego gabinetu z szerokim uśmiechem i pismem od policji w Bergen, która proponowała mu etat w tamtejszej komendzie. Mimo to cieszył się razem z nim. Nie wiedział, w jaki sposób udało im się aż tak zaprzyjaźnić, bo w gruncie rzeczy bardzo się od siebie różnili. Angell był niespokojnym duchem, który zawsze chciał czegoś nowego. Dalej, wyżej, mocniej. To dlatego stosunkowo krótko pozostał w swoim rodzinnym mieście. Prawdopodobnie z tego samego powodu Angell miał za sobą dwa nieudane małżeństwa. Zawsze szukał większych wyzwań i ambitniejszych zadań. W drodze do celu, który zawsze leżał daleko przed nim, zrobił sobie krótki postój w Centrali Policji Kryminalnej. Natomiast Wisting wrósł w to małe miasto w Vestfold i dobrze mu z tym było.

      Gdy wrócił do domu, Ingrid czekała na niego. Znajdowała się w połowie nowego romansu i niemal równie daleko w butelce wina Jacob’s Creek.

      – Napijesz się ze mną? – spytała. Uśmiechnęła się i nie skomentowała późnej pory, ale Wisting wyczuł w jej głosie coś, co sprawiło, że zaproszenie zabrzmiało jak krytyka.

      – Chętnie.

      – Musiałam wstawić obiad do lodówki. – Rozdrażnienie stało się wyraźniejsze. – Odgrzać ci trochę?

      Dopiero teraz poczuł, jak bardzo jest głodny, i uświadomił sobie, że od lunchu nic nie jadł. Wiele razy wmawiał sobie, że długie i ciężkie śledztwa pomogą mu zrzucić kilka zbędnych kilogramów. Kiedy całą uwagę skupiał na znalezieniu sprawcy, uczucie głodu było wypierane i zwyczajnie przestawał jeść. A mimo to za każdym razem waga łazienkowa mówiła coś zupełnie innego. Praca sprawiała, że jadł szybkie i niezdrowe posiłki o złych porach dnia. Odgrzewane w mikrofalówce i spożywane w nocy kotlety mielone w brązowym sosie z ziemniakami, kapustą i czerwonym winem nie stanowiły składników żadnej diety odchudzającej, chociaż smakowały wyśmienicie, zwłaszcza jeśli od poprzedniego posiłku minęło więcej niż dwanaście godzin.

      – Trudna jest… ta nowa sprawa?

      Ingrid wlała resztkę wina do swojego kieliszka.

      – Na razie wygląda na bardzo trudną – odparł i posmakował wina. – Ale nie na beznadziejną.

      – Znajdziesz czas, żeby zrobić coś latem w domu? W tym roku należałoby go wybejcować. Poza tym wydaje mi się, że pod kalenicą dachu nad tarasem mamy gniazdo os. Byłoby wspaniale, gdybyś wziął drabinę i spróbował się go pozbyć. W każdym razie trzeba to zrobić, zanim zaczniesz bejcować.

      Wisting odetchnął głęboko przez nos, zanim przełknął pierwszy kęs. Wiedział aż nadto dobrze, że Ingrid ma rację. Czekało na niego mnóstwo prac konserwatorskich. Mieli z Ingrid niepisaną umowę, że ona bierze na siebie wszystkie obowiązki wewnątrz domu, natomiast on jest odpowiedzialny za to, co na zewnątrz. Jednak mając do dyspozycji ponad dwa miesiące wakacji, sama mogła zająć się bejcowaniem i gniazdem os, zamiast leżeć nad morzem i się opalać. Czuł, że zaczyna go ogarniać irytacja. Wpakował do ust połowę kotleta, żeby nie wszczynać kłótni.

      – Chwilowo mam ważniejsze rzeczy na głowie od malowania i gniazda os – odparł, gdy skończył przeżuwać mięso. – Może uda mi się wziąć dzień wolnego w następny weekend, jeśli śledztwo wejdzie na właściwe tory.

      Uniknął sprzeczki, ale jego odpowiedź sprawiła, że Ingrid posprzątała


Скачать книгу