Przejęcie. Wojciech Chmielarz

Читать онлайн книгу.

Przejęcie - Wojciech Chmielarz


Скачать книгу
zgodził się prokurator. – Czego pan potrzebuje?

      – Na razie? Cóż…

      Nie zdążył dokończyć. Przerwało mu pukanie do drzwi, które zaraz potem się otworzyły i do środka wszedł policyjny rysownik z teczką w ręku. Za uchem miał wsadzony ołówek.

      – Już skończyłeś? – zdziwił się Mortka. Spojrzał na zegarek. Minęło około godziny, od kiedy pozostawił Ziomków pod opieką rysownika. Dobry portret powstawał co najmniej dwie. Rysownik nie odpowiedział. Położył przed komisarzem teczkę, otworzył ją i rozłożył cztery kartki papieru.

      – To oczywiście wstępne wersje, ale sam rozumiesz. Pomyślałem, że będziesz to chciał zobaczyć.

      Wzrok Mortki wędrował od jednego obrazka do drugiego. Komisarz poczuł, że robi mu się słabo. To stawało się niewiarygodne. Najpierw orzeszek ziemny, a teraz to.

      – Spotkamy się tu jutro o tej samej porze – stwierdził ponuro. Zebrał arkusze, włożył je z powrotem do teczki. – Sucha, zostajesz, będę z tobą chciał porozmawiać. Panie prokuratorze?

      Szydłoń wyprostował się na swoim miejscu.

      – Jestem pod telefonem.

      Mortka trącił rysownika i razem opuścili pokój.

      Chwilę później był już w pokoju przesłuchań razem z Ziomkami, którzy siedzieli obok siebie. Nim co kilka sekund wstrząsały dreszcze, ona położyła mu swoją głowę na ramieniu i tkwiła tak z zamkniętymi oczami. Chyba przysnęła. Śliczny obrazek – pomyślał ze złością Mortka. Zakochana, kurwa, para. Rzucił teczkę na blat, a potem kopnął w stół.

      – Pobudka! – wrzasnął.

      Kobieta otworzyła szeroko oczy zdezorientowana. Oddychając nerwowo, obracała głowę w lewo i w prawo, jakby nie wiedziała, gdzie jest i jak tu się znalazła. Niewiele brakowało, a zerwałaby się z krzykiem. Ziomek chwycił ją za ramię i usadził z powrotem na krześle. Mortka w tym czasie rozłożył przed nimi szkice.

      – Co to jest?! – warknął.

      Z czterech kartek papieru patrzyły na lumpków cztery zupełnie różne osoby. Łączył je tylko fakt, że wszystkie były mężczyznami. Różniło wszystko inne: wiek, kolor i długość włosów, kształt nosa, ust. Rysownik powiedział komisarzowi, że świadkowie nie potrafili się zgodzić co do niczego. I to nie tylko pomiędzy sobą, bo sobie samym zaprzeczali równie często i z równie wielką żarliwością. Skończyło się na kilku różnych szkicach. Rysownik miał nadzieję, że kiedy zobaczą wstępne wersje, odblokuje to trochę ich pamięć. Oczywiście przeliczył się.

      – No, pan pytał, to odpowiadaliśmy i on coś tam rysował, ale ja nie wiem, czy to było to – powiedział pijaczek.

      – Widzieliście faceta kilka godzin temu! Nie potraficie się zdecydować, jakie miał włosy?

      – No, mówiłam przecież, że źle mówiłeś! – krzyknęła kobieta. – Nie miał wcale takich. Inne miał.

      – To jakie? – zapytał Mortka.

      Na twarzy Ziomkowej pojawił się grymas, który prawdopodobnie miał coś wyrażać, ale nie wyrażał nic.

      – Ona gówno widziała – stwierdził Ziomek.

      – Sam masz gówno w oczach! – odpyskowała kobieta.

      Nim komisarz zdążył zareagować, para pijaczków kłóciła się już między sobą, nie szczędząc sobie wrzasków, przekleństw i niezdarnych uderzeń po klatce piersiowej i ramionach.

      – Spokój! Spokój! – wrzasnął Mortka. Nie podziałało. Musiał wkroczyć między nich. Przesunął ich krzesła tak, że teraz dzieliło ich co najmniej półtora metra.

      – Czy jest cokolwiek, jakaś jedna rzecz, której jesteście pewni co do tego mężczyzny? – zapytał.

      Ziomek nie odpowiedział. Spuścił głowę. To niewiarygodne – pomyślał komisarz. Miał dwóch świadków, którzy widzieli z bliska potencjalnego sprawcę. Aż dwóch. I oboje byli zupełnie bezużyteczni. To się nie miało prawa zdarzyć. A właśnie się działo.

      – Nosił taki zegarek na ręce. Elegancki, czarny i srebrny. Wyglądał na taki, co to za niego można sobie samochód kupić – odezwała się kobieta. A potem, w odpowiedzi na zaskoczenie malujące się na twarzy Mortki, spojrzała mu bezczelnie prosto w oczy w odruchu chwilowo odzyskanej godności. – No co? Kobiety zwracają uwagę na takie detale.

      Komisarz wrócił do pokoju konferencyjnego, gdzie zastał już tylko Suchą. Policjantka siedziała rozwalona na krześle, z szeroko rozłożonymi nogami i znużeniem wypisanym na twarzy. Mortka pomyślał, że gdyby była to jakakolwiek inna kobieta, ta poza byłaby seksowna. Wulgarna, ale seksowna. Ale nie u Suchej. Chociaż szczupła, w jakiś sposób zdołała upodobnić się do grubego faceta z puszką piwa w dłoni.

      – Przyniosłam świeżą kawę – powiedziała Sucha.

      – Dzięki.

      Mortka wziął kubek i upił łyk. Uśmiechnął się.

      – Dosłodziłam – wyjaśniła policjantka. – Ale to nie jest zdrowe. Cukier rafinowany niekorzystnie wpływa na układ odpornościowy. I na tysiące innych rzeczy zresztą też.

      – Dzięki.

      – Tylko tak mówię, bo nie wyglądasz zdrowo. I nie mam na myśli ręki.

      – Bo ty jesteś okazem zdrowia?

      – Staram się – odpowiedziała, wzruszając ramionami.

      Mortka już miał przygotowaną ripostę, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. Nie było sensu ciągnąć tej rozmowy. Teraz postanowił się zadowolić tym, że przyniosła mu dobrą kawę.

      – A skąd wiedziałaś, że trzeba dosłodzić? – zapytał.

      – Taki zawód. Trzeba wiedzieć różne rzeczy.

      – No dobrze. W takim razie powiedz mi, czego się dowiedziałaś o naszym zabójcy. I o naszej ofierze.

      – Zabójca? Zastanówmy się. Silny mężczyzna. Zdecydowany i opanowany. Miał plan, który najpierw przygotował, a potem zrealizował w najmniejszym szczególe. Bo tutaj wszystko ma znaczenie. Stan zwłok, miejsce ich porzucenia, sposób, w jaki to zrobił.

      – Orzeszek.

      – Orzeszek też – zgodziła się.

      – Co nam to daje?

      – Jeszcze nie wiem. Ale się dowiem.

      Niewzruszona pewność siebie Suchej zaczęła działać Mortce na nerwy. Zastanawiał się, jak to możliwe, że nikt jej nie utemperował na niższych szczeblach policyjnej drabiny. Doszedł do wniosku, że albo jest wyjątkowo twarda, albo miała wyjątkowe szczęście.

      Podszedł do tablicy. Starł wszystko, co wcześniej sam na niej napisał, i narysował długą linię – oś czasu. Na tej linii zaznaczył jedną pionową kreskę. Poniżej napisał „5.17”.

      – O tej godzinie otrzymaliśmy zawiadomienie od pary bezdomnych. To jedyna pewna informacja, którą mamy. Co się wydarzyło wcześniej?

      – Musiał zabić ofiarę, przewieźć ją na most. Zawiesić ciało. Potem odjechał.

      – Pójdźmy w takim razie tropem samochodu. Tam nie ma kamer, prawda?

      – Niestety.

      – Ale w innych miejscach na Wisłostradzie już są. Trzeba sprawdzić zapisy


Скачать книгу