Fjällbacka. Camilla Lackberg
Читать онлайн книгу.skryty. Oczywiście wiem, że pochodził z Fjällbacki, ale nie opowiadał o swoim życiu prywatnym.
– Jeszcze w Göteborgu przydarzyło mu się coś bardzo nieprzyjemnego. Został ciężko pobity i wylądował w szpitalu. O tym też nie wspomniał? – spytała Paula.
– Ależ skąd, nigdy – odparł zdumiony Erling. – Miał jakieś blizny na twarzy, ale mówił, że się przewrócił na rowerze, nogawka wkręciła się w szprychy.
Gösta i Paula wymienili pełne zdziwienia spojrzenia.
– Kto go pobił? Ten sam, co… – ostatnie słowa Erling wypowiedział szeptem.
– Zdaniem jego rodziców został pobity zupełnie bez powodu. Nie dostrzegamy związku między tymi sprawami, ale nie można go wykluczyć – odpowiedział Gösta.
– Naprawdę nigdy nie wspominał o tym, jak żył w Göteborgu? – dopytywała się Paula.
Erling potrząsnął głową.
– Naprawdę. Nigdy nie opowiadał o sobie. Jakby wcześniej nic nie było, jakby jego życie zaczęło się dopiero, gdy zaczął u nas pracować.
– Nikogo to nie dziwiło?
– Czy ja wiem? Nikt się nad tym nie zastanawiał. On nie był mrukiem. Chętnie się śmiał i żartował, włączał się do rozmowy, gdy przy kawie gadało się o tym, co było w telewizji, i tak dalej. Nie rzucało się w oczy, że nie mówił o sprawach prywatnych. Dopiero teraz sobie to uzmysłowiłem.
– Czy był dobrym pracownikiem? – spytał Gösta.
– Był świetnym dyrektorem finansowym. Jak już mówiłem: dokładny, skrupulatny i sumienny. Bez wątpienia posiadał wszystkie cechy, których się oczekuje od człowieka pilnującego finansów. Zwłaszcza gdy chodzi o sprawy tak delikatne z politycznego punktu widzenia jak nasze.
– Więc nie było na niego żadnych skarg? – spytała Paula.
– Nie. Był bardzo sprawny. Nieoceniony przy realizacji projektu Badis. Dołączył wprawdzie dość późno, ale szybko się wdrożył i bardzo nam pomógł.
Gösta spojrzał na Paulę. Potrząsnęła głową. Na razie nie mieli więcej pytań, choć Gösta nie mógł się oprzeć refleksji, że wie o Matsie Sverinie tak samo niewiele jak przed rozmową z jego szefem. Ciekaw był, co wyjdzie na jaw, gdy poskrobią trochę mocniej.
Domek Sverinów był ładnie położony, nad wodą, w Mörhult. Zrobiło się cieplej, piękna pogoda zapowiadała lato i Patrik zostawił kurtkę w samochodzie. Wcześniej zadzwonił, żeby ich uprzedzić, i gdy Gunnar Sverin otworzył drzwi, od razu zobaczył kuchenny stół nakryty do kawy. Taki już zwyczaj w tej okolicy: zapraszają na kawę i ciasteczka zarówno z okazji wydarzeń radosnych, jak i żałoby. Od kiedy pracował w policji, odwiedzając mieszkańców gminy, zdążył wypić hektolitry kawy.
– Proszę do środka. Zobaczę, czy uda mi się namówić Signe… – Gunnar nie skończył. Ruszył schodami na górę.
Patrik stał chwilę w przedpokoju, ale czekanie się przedłużało, więc wszedł do kuchni. W całym domu panowała cisza. Patrik pozwolił sobie wejść dalej, do salonu, wysprzątanego i schludnego, pełnego ładnych starych mebli i obrusów, jak to u starszych ludzi. Wszędzie oprawione zdjęcia Matsa. Oglądając je, można było prześledzić całe jego życie: od niemowlęctwa do dorosłości. Miał miłą, sympatyczną twarz. Wyglądał na pogodnego, zrównoważonego człowieka. Musiał mieć szczęśliwe dzieciństwo.
– Signe zaraz zejdzie.
Patrik był tak pogrążony w myślach, że kiedy usłyszał Gunnara, omal nie upuścił zdjęcia.
– Dużo tu ładnych zdjęć. – Ostrożnie odstawił ramkę na komodę i poszedł za Gunnarem do kuchni.
– Zawsze mnie bawiło fotografowanie. Przez lata sporo się zebrało. Dziś się z tego cieszę. Dzięki temu coś zostało. – Z zakłopotaniem zaczął nalewać kawę. – Może cukru albo mleka? A może jednego i drugiego?
– Dziękuję, piję czarną. – Patrik usiadł na białym kuchennym krześle.
Gunnar postawił przed nim filiżankę i usiadł naprzeciwko.
– Zacznijmy, żona zaraz przyjdzie – powiedział, patrząc z niepokojem na schody. Z góry nie dochodziły żadne odgłosy.
– Jak ona się czuje?
– Od wczoraj się nie odezwała. Niedługo przyjdzie doktor, tak powiedział. Żona ciągle tylko leży w łóżku, chociaż przypuszczam, że przez całą noc nie zmrużyła oka.
– Widzę, że dostaliście dużo kwiatów. – Patrik wskazał na wazony i wazoniki na blacie.
– Ludzie są tacy mili. Chcieli przychodzić z kondolencjami, ale nie dałbym rady. – Wrzucił do kawy kostkę cukru, sięgnął po ciasteczko, umoczył je w filiżance i dopiero potem włożył do ust. Musiał popić, bo ciasteczko rosło mu w ustach.
– O, jesteś – powiedział do Signe, która stanęła w przedpokoju.
Nie słyszeli, jak schodziła. Gunnar wstał, ostrożnie wziął ją pod rękę i przyprowadził do stołu, jak staruszkę. Signe wyglądała, jakby od wczoraj postarzała się o wiele lat.
– Zaraz przyjdzie doktor. Napij się kawy i zjedz ciasteczko. Powinnaś coś zjeść. Może bym ci zrobił kanapkę?
Potrząsnęła głową, po raz pierwszy zareagowała na jego słowa.
– Tak mi przykro. – Patrik nie mógł się powstrzymać, położył rękę na jej dłoni. Signe nie cofnęła ręki, ale w żaden sposób nie zareagowała. Jej dłoń wydawała się martwa. – Wolałbym państwu nie przeszkadzać w takiej chwili. W każdym razie tak wcześnie.
Jak zwykle z trudem dobierał słowa. Odkąd został ojcem, było mu jeszcze trudniej spotykać się z ludźmi, którzy stracili dziecko, nieważne, czy małe, czy duże. Co się mówi komuś, komu wydarto serce z piersi? Domyślał się, że tak właśnie się czują.
– Rozumiemy, na tym polega wasza praca. Oczywiście zależy nam, żebyście złapali tego, kto… to zrobił. Chętnie pomożemy… w miarę możliwości.
Gunnar przysunął się z krzesłem do żony. Signe jeszcze nie ruszyła filiżanki.
– Wypij trochę – powiedział, podnosząc jej ją do ust. Niechętnie wypiła kilka łyków.
– Wczoraj już trochę rozmawialiśmy, ale może moglibyście mi państwo opowiedzieć o synu coś więcej? Wszystko, co według was może mieć znaczenie.
– Był takim dobrym dzieckiem, od niemowlęctwa. – Signe zaskrzeczała dawno nieużywanym głosem. – Od samego początku przesypiał całe noce, w ogóle nie sprawiał kłopotu. A mimo to ciągle się o niego bałam. Jakbym czekała, aż się stanie coś strasznego.
– No i miałaś rację. Powinienem był cię słuchać. – Gunnar spuścił wzrok.
– Nie, to ty miałeś rację – powiedziała Signe i spojrzała na męża. Sprawiała wrażenie, jakby się ocknęła z odrętwienia. – Zmarnowałam tyle czasu na zamartwianie się, a ty umiałeś się cieszyć, że go mamy. Człowiek i tak nie jest w stanie się przygotować na to, co się zdarzy. Przez całe jego życie bałam się, że coś mu się stanie, ale na to nie mogłam się przygotować. Należało się cieszyć tym, co się miało. – Zrobiła przerwę. – Co pan chce wiedzieć? – spytała i teraz już sama podniosła filiżankę do ust.
– Czy kiedy się wyprowadził