Sieci widma. Leszek Herman
Читать онлайн книгу.do szeptu.
– W nic się nie wplątuję. – Paulina bez przekonania wzruszyła ramionami. – Pewnie to wkręt. Który informator wyznacza spotkanie w klubie nocnym?
– To akurat wcale nie taki zły pomysł. – Marta obciągnęła wąską sukienkę. – Pełno ludzi, hałas. Jeżeli ktoś nie wrzeszczy ci do ucha, to nic nie usłyszysz. Mnóstwo zalet.
– Wchodzimy! Pogadacie sobie w środku – rzuciła Alicja i nie czekając, weszła w czeluść bramy prowadzącej do klubu.
Paulina ruszyła za nią, myśląc jednocześnie o tym, jak to się zaczęło.
Trzy dni wcześniej siedziała akurat skupiona nad tekstem na temat nieprawidłowości i przekrętów na jednej z wielkich budów w mieście – dzięki Igorowi miała pełną analizę prawnobudowlaną – gdy zadzwoniła jej komórka.
Oderwana od syntezowania w myślach długich zdań z pełnego paragrafów i terminów budowlanych maila Igora, spojrzała na telefon z irytacją.
Ukryty numer. Nie znosiła odbierać takich połączeń. Zazwyczaj były to jakieś kretyńskie denuncjacje, propozycje tematów od jakichś pomyleńców lub zwykłe brednie. Ale czasem jednak zdarzało się, że dzwonił ktoś, kto miał rzeczywiście coś ciekawego do powiedzenia.
Westchnęła i sięgnęła po komórkę.
– Pani Weber? – w słuchawce rozległ się niski ściszony męski głos. – Kilka miesięcy temu napisała pani artykuł na temat kradzieży dzieł sztuki.
Paulina, odrywając myśli od przekrętów na budowie i z rezygnacją konstatując, że ponowne skupienie się nad tematem zajmie jej co najmniej dziesięć minut, przypomniała sobie swój tekst z końca kwietnia. Opisała losy zaginionych po wojnie obrazów z katedry kamieńskiej, dzieł sztuki znalezionych u zmarłego legendarnego kolekcjonera ze Szczecina i dodała kilka wątków na temat powojennych kradzieży, za którymi stały zorganizowane grupy przestępcze mające umocowania w najwyższych kręgach władzy. Artykuł nie wywołał zbytniego zainteresowania. Cały Szczecin i większa część Polski żyły wtedy morderstwami kobiet na Pomorzu, o których, notabene, to ona napisała jako pierwsza kilka tygodni wcześniej, nim rozdmuchały je wszystkie gazety.
– Mam pewne informacje dotyczące kradzieży w kościołach w tutejszych wiochach, myślę, że to panią zainteresuje. Mam też dla pani pewną propozycję.
– A coś więcej mógłby pan powiedzieć? – zapytała ostrożnie.
– To nie jest rozmowa na telefon. Proszę przyjść w piątek o północy do klubu…
– Żartuje pan? – Paulina parsknęła, słysząc nazwę znanego nocnego lokalu. – Tam będzie tłum ludzi.
– No właśnie. Nie chcę, żeby mnie ktoś z panią zobaczył w przypadkowym miejscu. Jest pani rozpoznawalna. Tam zawsze możemy porozmawiać. Udam, że chcę panią wyrwać. Proszę spróbować jakoś zmienić wygląd na wszelki wypadek.
– Zwariował pan? – prychnęła Paulina. Zaczęła podejrzewać, że ktoś ją właśnie wrabia.
– Brałem udział w tych kradzieżach.
– Co takiego?
– W piątek o północy!
Paulina patrzyła jeszcze przez chwilę na wyświetlacz, po czym odłożyła telefon na biurko.
Przez następne trzy dni biła się z myślami, co zrobić. Nie chciała radzić się swojego szefa, bo, o ile go znała, sam by ją tam zawiózł. Po artykule na temat morderstw, Paweł niebywale poszerzył zakres tematów, o których wolno jej było pisać. W końcu wtajemniczyła w sprawę swoją osobistą prawniczkę oraz dla dekoracji drugą przyjaciółkę. Usprawiedliwiła się, że w towarzystwie dwóch dziewczyn będzie się mniej rzucała w oczy. Kupiła porwane dżinsy i przezroczysty top. Za pomocą zmywalnej farby zmieniła kolor włosów na rdzawomarchewkowy i w piątek o godzinie dwudziestej trzeciej czterdzieści wsiadła do taksówki.
W klubie był już tłum ludzi. Przy wejściu w ceglanych niszach siedzieli dwaj bramkarze i z naburmuszonymi minami samców alfa sprawdzali bilety.
– Gdybyśmy przyszły godzinę wcześniej, to byłoby za darmo. Dziewczyny wpuszczali za friko. – Marta pochyliła się nad ramieniem Pauliny. – Widzisz kogoś podejrzanego?
– W tej kiecce to ty jesteś tutaj najbardziej podejrzana.
– No to się przynajmniej jakoś równoważy, bo ty w tych ciuchach wyglądasz na lokalną profesjonalistkę.
– Idziemy! Bez alkoholu długo tu z wami nie wytrzymam. – Alicja machnęła ręką w głąb zatłoczonej sali i zaczęła się pierwsza przepychać w kierunku okupowanego przez tłum baru.
Gdy doczekały się w końcu na swoją kolej i młody barman wyszczerzył do nich zęby, było już dziesięć minut po północy.
– Jeśli tu jest, to pewnie już cię zauważył. – Alicja pociągnęła łyk z wysokiej szklanki.
Paulina dyskretnie rozejrzała się wokół siebie. Zaczęła się zastanawiać, czy nie popełniła błędu, przyprowadzając tutaj przyjaciółki. Może facet się spłoszył?
– Przejdę się do kibla. – Postawiła szklankę na bufecie pomiędzy dziewczynami. – Może mnie jakoś wyhaczy.
– Jeśli nie będzie cię zbyt długo, wzywamy policję – parsknęła śmiechem Alicja. – Zawsze chciałam to powiedzieć.
Paulina chwyciła torebkę i ruszyła w kierunku wyjścia, przepychając się pomiędzy tłumem rozbawionych studentów. Udało jej się w końcu wydostać na luźniejszy teren pomiędzy parkietem a korytarzem prowadzącym do sanitariatów i dalej do wyjścia na zewnątrz. Po prawej stronie były schody na parter.
Rozejrzała się, markując szukanie czegoś w torebce, po czym na chwilę przystanęła, obserwując tańczących. Dookoła niej kręciło się mnóstwo młodych mężczyzn, co najmniej połowa z nich była brodata. Paulina nie mogła się nadziwić, że ta wymagająca moda, zmuszająca facetów do przycinania, mycia w specjalnych szamponach i chodzenia przynajmniej raz na dwa tygodnie do barbera, utrzymała się tak długo. Kilku młodzieńców obrzuciło ją taksującymi spojrzeniami.
Pomyślała, że jeśli postoi tutaj jeszcze chwilę, to zostanie wzięta za łatwy łup albo rzeczywiście za profesjonalistkę. Chociaż, z tego, co wiedziała, te ostatnie stąd wypraszano.
Rada nierada ruszyła do toalety.
Poprawiła makijaż, dla zabicia czasu pogrzebała przez chwilę w torebce, po czym wyszła na korytarz i po chwili znalazła się z powrotem niedaleko parkietu. Łomotał stary rockowy kawałek z lat dziewięćdziesiątych, a kilkadziesiąt osób wywijało w jego rytm.
Paulina spojrzała na zegarek. Trzydzieści pięć minut po północy. No więc to byłoby tyle. Ktoś chyba zrobił jej dowcip. Możliwe nawet, że razem z przyjaciółmi obserwują ją teraz dyskretnie i pękają ze śmiechu. Może to Piotruś? Jej kolega z redakcji byłby do tego zdolny.
Odwróciła się i zaczęła przedzierać w kierunku baru, gdy nagle drogę zastąpił jej wysoki młody chłopak w czarnym T-shircie. Z krótkich rękawów koszulki wysuwały się umięśnione ramiona pokryte tatuażami.
– Zatańczysz?
– Nie, dziękuję. – Chciała wyminąć faceta i pójść dalej, ale zatarasował jej drogę i pochylił się nad jej ramieniem.
– Paulina, prawda?
Podniosła wzrok i obrzuciła mężczyznę zaskoczonym spojrzeniem.
Pochylił