Szalona noc. Christina Lauren

Читать онлайн книгу.

Szalona noc - Christina Lauren


Скачать книгу
numer cztery z tego samego materiału ziemskiego co my, tylko w inny sposób. W czasie alternatywnym i w alternatywnych warunkach – zaglądam w jego głębokie niebieskie oczy. – Tutaj. Na Ziemi. Początkowo zależy mu na Quinn i na tym, co ona robi, tylko dlatego, że Ziemia to także jego planeta, tyle że w innej wersji.

      Oczywiście Oliver o tym wie, ale wypowiedzenie tego na głos rozluźnia supeł w moim żołądku.

      Jeśli tego nie zrobię, to nakręcę się i polecę na łeb, na szyję.

      – Możesz się wycofać, Lola – mówi Oliver. – Nie jestem ekspertem, ale w ogóle nie zgadzam się z Austinem, że fabuła jest zbyt skomplikowana.

      – Spodziewałam się, że będziemy omawiać jakieś drobniejsze zmiany – odpowiadam – na przykład to, że w pierwszej walce Quinn stawi czoło tylko jednemu napastnikowi albo Razor z Andemysami przyjdzie jej z pomocą nieco wcześniej.

      Oliver wzrusza ramionami i kręci łyżeczką na blacie.

      – Też tak myślałem.

      – A notka prasowa? – kręcę głową i wsypuję zmieloną kawę do ekspresu. – Jeśli pozwolisz, ukryję się dzisiaj

      w sklepie.

      – Sklep może się okazać najgorszą kryjówką, Lola Love.

      Kiwam głową. Uwielbiam, kiedy wypowiada moje imię. Zawsze tak przeciąga głoskę „o”. Wsłuchiwanie się w jego głos podnosi mnie na duchu.

      – Głodny jesteś?

      Oliver sięga pod koszulkę, żeby podrapać się po brzuchu, a moje serce omal nie eksploduje.

      – Umieram z głodu – unosi ramiona.

      Wskazuję na stos owoców na półmisku, sięgam po płatki do szafki nad lodówką; wyciągam ryżowe, bo wiem, że te właśnie jada. Oliver już stoi przy mnie i wyjmuje mleko z lodówki.

      – Znalazłam się w świecie, w którym przesyła się kopię materiałów do mediów społecznościowych – odzywam się. – Chyba powinnam w nich zaistnieć, co?

      Oliver śmieje się, obierając banana.

      – Niech Joe poprowadzi ci Twittera. Jest w tym dobry.

      Spoglądam na niego z niedowierzaniem.

      – Wrzucałby zdjęcia fiutów!

      Oliver wzrusza ramionami, jakby chciał powiedzieć „przecież mówiłem”, po czym nieruchomieje ze spojrzeniem wbitym we mnie.

      – Co? – pytam.

      – Nic – głową wskazuje trzymany w ręce owoc. – Szczerze mówiąc, nie wiem, gdzie powinienem patrzeć, kiedy jem banana. Przez sekundę nawiązaliśmy kontakt wzrokowy, nie chciałbym podsuwać ci zbyt wyraźnych aluzji.

      – Zwłaszcza po omawianiu zdjęć fiutów Nie-Joego.

      Oliver krzywi się, odkłada banana i nasypuje sobie płatków.

      – Podasz mi nóż?

      Z chichotem biorę nóż, a on unosi oczy do nieba. Nie mogę się powstrzymać za każdym razem, kiedy wypowiada słowo „nóż”. Wtedy naprawdę zamienia się w Paula Hogana.

      – Wierzysz w to, że ludzie zaczną mnie rozpoznawać? – pytam, przygryzając kciuk. Nie wyobrażam sobie przerobienia Razora na Marsjanina, ale jeszcze trudniej przyjąć mi do wiadomości całą stronę marketingową tego przedsięwzięcia.

      Oliver unosi na mnie wzrok i wpatruje się w moją twarz. Wiem, o czym myśli, kiedy jego spojrzenie wędruje do mojego kolczyka przy ustach: nie jestem zbyt anonimowa.

      – Ale przecież już czasami cię rozpoznają.

      – Tylko zagorzali fani, poza tym to się zdarzyło dopiero dwa razy.

      – No to teraz będzie się zdarzać częściej – mówi z niewymuszonym spokojem. Czasami mam ochotę wsadzić go do klatki z lwem i zmierzyć mu ciśnienie.

      – Oliver, robi mi się niedobrze. Chyba będę musiała nosić ze sobą wiaderko.

      Oliver ze śmiechem kręci głową.

      – Daj spokój, Lola, nie dramatyzuj. Masz w sobie tyle wdzięku. Dlaczego uważasz, że sobie nie poradzisz?

      – To nieprawda – szepczę.

      Oliver spogląda na mnie i ledwie dostrzegalnie kręci głową.

      – Czasami chciałbym znów cię spotkać po raz pierwszy – mówi, krojąc banana w plastry i rzucając go na płatki. – I zwrócić na ciebie większą uwagę.

      Serce podskakuje mi do gardła.

      – Ale co to znaczy?

      – To znaczy dokładnie to, co powiedziałem – Oliver miesza banana z płatkami. – Jesteś absolutnie zadziwiająca. Chciałbym znów cię poznać, ale w innych okolicznościach, tak, żebyśmy po prostu gadali jak teraz.

      – Przy płatkach i kawie, a nie na głównej ulicy w Vegas?

      Oliver unosi wzrok, a ja wiem, po prostu wiem, że przypomina sobie moją niepewną propozycję. Widzę, że szuka właściwych słów.

      – Mam na myśli sytuację, w której nikt nie czuje się zmuszony do…

      – Nie mam pretensji o to, co zrobiłeś tamtej nocy – mówię. Chcę go pozbawić poczucia winy. – Dobrze zrobiłeś.

      Oliver przez moment jeszcze patrzy mi w oczy, po czym uśmiecha się lekko i zaczyna jeść.

      Opieram się o blat i popijając mój boski nektar, przyglądam się, jak je. Budową przypomina nieco patyczaka: wysoki, szczupły, o długich rękach i nogach, bez krągłości. Ale jest także silny – jego ramiona i barki oplatają sznury mięśni. Klatkę piersiową ma szeroką, tułów przechodzi w prostą talię. „Mogłabym go narysować” – myślę. „Mogłabym go narysować, a to, co zobaczę, byłoby zaskoczeniem nawet dla mnie”.

      – O czym myślisz? – pyta z ustami pełnymi płatków. – Gapisz się na mnie tak, jakbyś się dziwiła, że mam ręce.

      – Zastanawiam się, jakby to było cię narysować.

      Czuję, jak oczy same mi się wytrzeszczają. Na pewno nie miałam zamiaru wypowiadać tego na głos, oboje zdajemy sobie z tego sprawę. Oliver znieruchomiał, tak jak krew w moich żyłach. Spogląda na mnie, jakby się spodziewał, że powiem coś więcej, ale ja nie potrafię. W chwilach stresu mózg przestaje mi pracować, zamykają się jakieś klapki.

      Mijają minuty, słyszę tylko bicie mojego serca i żucie Olivera. Jesteśmy przyzwyczajeni do milczenia, ale tym razem cisza nam ciąży.

      – Naprawdę chcesz?

      Unoszę wzrok ku jego twarzy.

      – Czego chcę?

      Oliver bierze do ust płatki, przeżuwa i przełyka.

      – Narysować mnie.

      Serce mi puchnie

      puchnie

      puchnie

      i wybucha.

      – Lola, to nic strasznego. Jesteś artystką. Wiem przecież, że jestem półbogiem – Oliver puszcza do mnie oko i pochyla się po kolejną łyżkę płatków z mlekiem.

      Czy chcę go rysować? Cholera, oczywiście, poza tym nadeszła chwila prawdy: cały czas to robię. Zwykle jednak rysuję z pamięci, a przynajmniej wtedy, kiedy on nie zdaje sobie z tego sprawy. Jednak perspektywa jawnego przyglądania się jego twarzy, tym dłoniom, tym umięśnionym ramionom i szerokim barkom…

      – Dobrze – odpowiadam piskliwie.

      Oliver wbija we mnie wzrok i lekko unosi brwi, jakby pytał: „No więc?”, a zanim zaplączę się we własnych


Скачать книгу