Szalona noc. Christina Lauren
Читать онлайн книгу.mało go wtedy nie pocałowałam, niemal zdobyłam się na odwagę. A kiedy powiedziałam, że chcę również usłyszeć jego opowieść, wydawał się tak wdzięczny, na jego twarzy odbiło się to, co u mnie byłoby miłością, że po raz pierwszy i jedyny pojawiła się w mojej głowie myśl, że może on jest równie zaangażowany jak ja. A ja musiałam to wszystko zepsuć, kiedy opuściłam spojrzenie na stół.
Kiedy znów uniosłam wzrok, jego twarz była już twarzą pokerzysty i Oliver zmienił temat.
Teraz myślę sobie o tym wszystkim, przyglądając się, jak śpi. Chciałabym, żeby się obudził, to zmieliłabym kawę. Ale wyręcza mnie leżący na blacie telefon, który zaczyna na cały głos szczekać – to sygnał przypisany do Benny’ego.
– Halo? – odpowiadam najszybciej, jak potrafię, omal nie upuszczając telefonu.
Na dźwięk telefonu Oliver podrywa się gwałtownie i rozgląda wokoło. Macham do niego z kuchni – dostrzega mnie i odpręża się. Wyciera twarz i spogląda na mnie tym swoim otwartym, czułym spojrzeniem.
W ten sposób spoglądał na mnie tamtego wieczoru miesiąc temu w barze. Rozchyla nieco usta, mruży oczy, żeby widzieć mnie bez okularów. Jego uśmiech jest niczym słońce wychodzące zza chmur.
– Cześć – odzywa się głosem zachrypniętym i nieco jeszcze łamiącym po śnie.
– Lola, tu Benny – słyszę w słuchawce głos Benny’ego. – Mam na linii Angelę.
– Och? – mruczę, wbijając wzrok w twarz Olivera. Pod moim spojrzeniem jej wyraz zmienia się z rozluźnionego i zadowolonego na lekko zmieszany, kiedy Oliver rozgląda się
wokół.
Siada i opiera łokcie na udach, po czym na rękach kładzie głowę.
– O cholera. Moja głowa! – jęczy.
Harlow powiedziała kiedyś, że to, w jaki sposób ktoś na ciebie patrzy zaraz po obudzeniu, kiedy jeszcze nikogo innego nie widział, jest niezłą miarą jego uczuć. Opuszczam spojrzenie na blat i przesuwam paznokciem po fudze między dwiema płytkami, starając się powstrzymać od interpretacji porannych min Olivera.
– Jest wcześnie, przepraszam – mówi Angela. – Wszystko dobrze?
– Jeszcze nie piłam kawy – przyznaję. – Na razie więc nie nadaję się do niczego.
Oliver unosi wzrok i śmieje się z kanapy; po drugiej stronie rozbrzmiewa śmiech Angeli, mniej szczery. Włączam ją na głośnomówiący, żeby Oliver też słyszał.
– Zatem – ciągnie Angela – wczoraj był wielki dzień, dzisiaj zaś idą notatki do gazet.
– Potrzebujesz mnie do czegoś? – pytam.
– Nie, tylko tyle, żebyś się przygotowała – mówi. – Nie musisz dzisiaj odpowiadać na żadne pytania, to nasze zadanie. Możemy ci potem przesłać kopię materiałów dla mediów społecznościowych, przyda się na później. Zorganizujemy wywiady. Na razie chcę tylko, żebyś zdawała sobie sprawę, co to oznacza.
Oliver przygląda mi się z salonu z teatralnie wybałuszonymi oczami.
– Tak…? – odpowiadam. Uśmiecham się tylko dlatego, że cieszę się z jego obecności – Oliver słyszy to wszystko z pierwszej ręki. Angela mówi teraz cholernie poważnie. Mam wrażenie, że przyda mi się świadek.
– To oznacza, że będziesz rozpoznawana.
Oliver robi zabawnie wstrząśniętą minę, a ja tłumię chichot. Książka już od dziesięciu tygodni figuruje na szczycie listy bestsellerów powieści graficznych „New York Timesa”, a moje życie jakoś za bardzo się nie zmieniło. Najwyraźniej żadne z nas nie wierzy, by na naszej ulicy wkrótce zaroiło się od paparazzi.
– Mogą robić ci zdjęcia i chodzić za tobą – ciągnie Angela. – Setki razy będą ci zadawać to samo pytanie, a ty będziesz musiała odpowiadać na nie tak, jakby to był pierwszy taki raz. Oznacza to także, że nie będziesz mogła kontrolować tego, co o tobie napiszą. Czy to jasne?
Kiwam głową, nie spuszczając wzroku z rozbawionego Olivera, ale przecież tamci tego nie widzą, więc wydobywam z siebie krótkie:
– Tak.
– Doskonale sobie poradzisz – mówi swoim uspokajającym tonem Benny. – Lola, jest wspaniale.
– Owszem – zgadzam się piskliwym głosem. Wiem, że Harlow nigdy by mnie nie zrozumiała, ale naprawdę mam ochotę skryć się w mojej jaskini, dopóki to wszystko się nie przewali, a wtedy mogę pójść na film w peruce i okularach słonecznych.
„Wszystko w porządku. Czuję się dobrze”.
– Dobrze – mówi Angela. – W ciągu godziny powinna się ukazać notka w „Variety”. To twoje pięć minut, Lola. Ciesz się tym.
Domyślam się, że rozmowa zbliża się ku końcowi, ale w tej chwili słychać znajomy głośny trzask przerażających szklanych drzwi w tle.
– Cholera – mówi stłumiony męski głos.
Angela odchrząkuje.
– Aha, Austin chciałby zamienić z tobą kilka słów.
– Dobrze – odpowiadam. Oliver wstał z kanapy i wchodzi do kuchni.
– Lola! – krzyczy Austin. Cieszę się, że przełączyłam telefon na głośnik, bo gdybym trzymała go przy uchu, na pewno straciłabym słuch.
– Dzień dobry – odzywam się, żartobliwie popukując Olivera w nos, żeby odwrócić jego uwagę, gdyż na razie surowo wpatruje się w wyświetlacz.
– Słuchaj, o piątej mam spotkanie – mówi Austin – chciałem tylko zajrzeć, ale wczoraj wieczorem tak sobie myślałem: a gdyby Razor Fish nie pochodził z pętli czasu równoległego, ale z innej planety?
Mrugam oszołomiona, mózg nagle przestaje mi pracować.
Oliver szerzej otwiera oczy.
– Co do cholery… – mówi bezgłośnie.
– Przepraszam – mówię i potrząsam głową, żeby się w niej nieco rozjaśniło. Wydawało mi się, że Austin naprawdę przejął się książką. – Kosmita? Z Marsa?
– Szczegóły dopracujemy z czasem – rzuca Austin niedbale. – Tylko tak mi się wydaje, że amerykański widz łatwiej przełknie kosmitę niż pomysł światów równoległych.
– Doktor Who jest słynny – rzucam pierwsze, co przychodzi mi do głowy.
– Ale jego robi BBC.
– Czyli Brytyjczycy są bardziej inteligentni?
Austin śmieje się, jakby to było pytanie retoryczne.
– Tak? No cóż, zastanów się nad tym. Chyba łatwo byłoby wprowadzić tę zmianę, sama opowieść nie zmieniłaby się od tego, za to stałaby się bardziej przystępna dla widza.
Kiwam głową, po czym uświadamiam sobie, że oni mnie przecież nie widzą.
– Dobrze, pomyślę o tym.
– Wspaniale! – pieje Austin. – Pogadamy później, Loles.
Mój telefon piszczy trzykrotnie, co oznacza koniec rozmowy, a ja delikatnie zsuwam go na blat.
Oliver zakłada ramiona na piersi i opiera się o zlew.
– Loles?
Unoszę brwi wysoko.
– Zaczynamy od tego?
Oliver ze śmiechem kręci powoli głową.
– Chyba żadne z nas nie ma ochoty na zaczynanie od pomysłu z Marsem.
Podchodzę do