Nigdy siÄ™ nie dowiesz. S.R. Masters

Читать онлайн книгу.

Nigdy siÄ™ nie dowiesz - S.R. Masters


Скачать книгу
To przez niego inni robią tego rodzaju rzeczy. Gdyby nie on, Rupesh siedziałby spokojnie w domu. Policjanci okazują się jednak wyrozumiali. I jasne jest, że według nich Rupesh nie ma z tym nic wspólnego. Po ich wyjściu tata mu mówi, że do końca wakacji powinien trzymać się od reszty z daleka i że wie, jakie kłopoty są z panem Strachanem.

      Tego wieczoru siedzi w swoim pokoju i słucha Foo Fighters. Głowa mniej już go boli, jednak myślenie nadal wymaga wysiłku. To miłe ze strony Willa, że przegrał mu tę kasetę, choć w sumie niełatwo jej się słucha, bo na końcu każdego utworu Will nagrał samego siebie opowiadającego o nim, snującego własne teorie na temat tego, jaki sens kryje się w danej piosence. Czterdziestopięciominutowy album zajmuje obie strony półtoragodzinnej kasety.

      Drzwi powoli się otwierają i do pokoju wchodzi mama. Rupesh wyłącza walkmana.

      – Hej – wita się z nią.

      Mama staje przy oknie i wygląda na rozciągające się za domem pola. Milczy. Robi tak najczęściej wtedy, kiedy czuje się samotna, choć możliwe, że dzisiaj chce porozmawiać o wizycie policjantów. Po kilku minutach Rupesh zaczyna się rozluźniać i ponownie włącza muzykę. Mama w końcu cofa się od okna, klęka obok łóżka, na którym leży Rupesh, i ujmuje jego nadgarstek. To akurat zachowanie nie jest tak częste, ale nie stanowi niczego niezwykłego. Mama przesuwa długimi paznokciami po wnętrzu jego dłoni, co jest całkiem przyjemne i uspokajające. Właściwie rzadko go dotyka. Długo tak robi, następnie, jakby doszła do porozumienia z wszechświatem, oświadcza mu, że nie ma żadnych wątpliwości. Widzi to w jego dłoni. Niedługo bardzo się wzbogaci. Jej brązowe oczy pełne są życzliwości i zachwytu. Uśmiecha się do niego, a on odpowiada tym samym.

      Kiedy drzwi w końcu się zamykają, Rupesh wstaje, wyjmuje spod łóżka teczkę i otwiera dwa zamykane szyfrem zamki. W środku znajduje się czerwony zeszyt, który kupił mu tata. Na okładce widnieje napis: „Własność Rupesha Desai, proszę nie dotykać”. Długopisem wetkniętym między kartki, gdzie prowadził ostatnie zapiski, Rupesh wpisuje datę, a pod nią: „OKNO 5 MIN, DŁOŃ 20 MIN”. Następnie chowa zeszyt i teczkę i zaczyna się szykować do snu.

      Zima 2015

      Z butelką wina musującego dla mamy i  ze znalezioną na stacji benzynowej w koszu z przecenionymi towarami psikawką do wody w kształcie kwiatu dla taty zapukałam do drzwi, choć wiedziałam, że są otwarte. Ileż razy przez te wszystkie lata słyszałam, że Blythe to statystycznie jedna z najbezpieczniejszych wsi w Wielkiej Brytanii?

      Otworzył tato ubrany w czerwony sweter z reniferem.

      – Och, skarbie, to ty. – Wziął mnie w ramiona, a ja poczułam pod wełnianym odzieniem, jak bardzo jest chudy. – Chodź, niedługo królowa będzie przemawiać. Wiesz, jak mama to lubi.

      Siedziała przed telewizorem z nogami przykrytymi kocem.

      – Cześć, mamo, wesołych świąt – powiedziałam, podając jej butelkę prosecco.

      – Och, oddaj tacie. Ja nie mogę teraz pić przy tych wszystkich lekach, ale dziękuję ci, jestem pewna, że jakoś to wykorzystamy, prawda, Paul?

      – Z całą pewnością – odparł tato i wziął ode mnie butelkę. Szeptem, tak żeby mama nie usłyszała, dodał: – No to dwa prezenty dla mnie.

      Królowa z podręcznikowym profesjonalizmem rozpoczęła swoją doroczną mowę do poddanych, która okazała się równie nudna i męcząca jak poprzednie. Jak długo potrwa? Dziesięć minut? Piętnaście? A jeśli będzie się ciągnąć przez godzinę?

      – Ty nie przepadasz za rodziną królewską – odezwała się mama.

      To właśnie z tego rodzaju komentarzami musiałam się mierzyć. Takie uwagi były niczym pociski, które mama wypuszczała zupełnie bezwiednie i które nieuchronnie kończyły rozejm między nami – a przynajmniej tak bywało w przeszłości. W pewnym momencie jedna strona, ta  s i l n i e j s z a, musiała okazać wyrozumiałość. Nie miałam już piętnastu lat.

      – Są w sumie interesujący. – Tym razem to ja wzniosłam się ponad uprzedzenia, choć oczywiście nie omieszkałam dodać: – Na swój sposób.

      Później tego wieczoru tato zrobił mi kolację i zaproponował sherry. Korzystając z okazji, odmówiłam, tłumacząc się tym, że powinnam jechać i namierzyć jakiś niedrogi pensjonat, aby spędzić więcej czasu z przyjaciółmi.

      Tato naturalnie połknął haczyk.

      – Zatrzymaj się u nas, skarbie. – Zdążył już mi nalać sherry do kieliszka i ciężko oddychał po krótkim spacerze do kuchni i z powrotem.

      – Wolny pokój jest cały zagracony – odezwała się mama.

      – Ja tam posprzątam, ale nie chcę nadużywać waszej gościnności. Szczerze mówiąc, nie wiem, jak długo tu zostanę.

      – Możesz zostać tak długo, jak tylko chcesz – oświadczył tato.

      Kiedy z kieliszkiem sherry w dłoni wchodziłam po schodach, usłyszałam, jak mama pyta tatę:

      – Nie zamierzasz uprzątnąć tego pokoju?

      – Adeline się tym zajmie.

      Ona go zabije; to tylko kwestia czasu.

      Zdjąwszy z mojego dawnego łóżka kartony, stare zasłony i koce, wyjęłam tablet i spróbowałam namierzyć Xana online. Nie udało mi się, więc postanowiłam pójść wcześnie spać.

      Kiepsko spałam, jak zawsze w obcych pokojach, zwłaszcza takich z pająkami na suficie. Gdy tak leżałam w ciemnościach, pomysł, iż niezdarny, ciapowaty Will mówił wtedy poważnie, zaczął nabierać kształtów. A jeśli rzeczywiście zamordował dwie osoby, to kto będzie następną ofiarą?

      Telefon miałam wyłączony przez całe popołudnie, kiedy więc rankiem go uruchomiłam, od razu zaczęły przychodzić zaległe wiadomości. Zdecydowano, że w porze lunchu spotkamy się u Rupesha. Jen odkryła coś interesującego, o czym chciała z nami pogadać.

      Zjadłszy śniadanie, zadzwoniłam przez Skype’a do Xana.

      – Addy. – Jego twarz stała się wyraźna dopiero po chwili, gdy kamerka w jego komputerze poradziła sobie z poziomem światła.

      Sam widok jego wielkiej, łysej głowy i bujnej brody wywołał u mnie uśmiech. On także się uśmiechnął. Wiszące na ścianie za nim plakaty wskazywały, że Xan jest teraz w studio, a nie w domu – pewnie kolejna kłótnia z chłopakiem – i prawdopodobnie montuje podcast dotyczący Świątyni Zagłady.

      – Jak tam, dorwałaś już Cusacka?

      Zaśmiałam się. Co miałam do powiedzenia? Niewiele, a przynajmniej na razie. Zamiast tego streściłam mu całą sprawę z Willem. Wiedziałam, że to go zainteresuje.

      – Kurde, Adeline. Wyobrażasz sobie, jaką mielibyśmy reklamę, gdybyś rozwiązała zagadkę cholernego morderstwa? Moglibyśmy nakręcić o tym cały podcast. A nawet serię. Tyle że z odpowiednim zakończeniem. Chodzi mi o to, że każdy zna kogoś, kto, gdyby zapukała do niego policja i zapytała: „Utrzymujesz kontakt z tym i tym? Zabił właśnie mnóstwo ludzi”, toby odpowiedział: „Owszem, znam, i wcale mnie to nie zaskakuje”. Ktoś przecież musiał być kumplem tego znanego mordercy, Freda Westa, i myśleć: „Fred jest w porządku, ale nie zostawiłbym z nim dzieci”. Hej, a może jeśli zrobimy podcast kryminalny, który chwyci, ty nie zostawisz mnie dla BBC.

      No proszę. Wytrzymał całą minutę bez wzmianki o tym. Od listopada prowadziliśmy rozmowy z pełnymi entuzjazmu grubymi rybami z BBC, chcącymi przekształcić nasz podcast w półgodzinną


Скачать книгу