Nigdy siÄ™ nie dowiesz. S.R. Masters

Читать онлайн книгу.

Nigdy siÄ™ nie dowiesz - S.R. Masters


Скачать книгу
się w rozbawione zainteresowanie. W końcu pokręcił głową.

      – No co? – zapytał Rupesh.

      – Wpisałam „samobójstwo” i „festiwal” – Jen zwróciła się do Steve’a.

      Ten cicho zaczął streszczać poszczególne akapity:

      – Festiwal w Northumberland zwany Manifestem… Dwudziestojednolatka Ellie Kidd. Policja traktuje jej śmierć jako niewyjaśnioną, ale nie podejrzaną… Film zarejestrowany telefonem innego uczestnika festiwalu przez krótki czas znajdował się na jakiejś stronie, po czym został usunięty. Widać było, jak dziewczyna wiesza się na siatkowym ogrodzeniu w ustronnej części obozowiska. Znaleziono ją wczesnym rankiem. No i coś o narkotykach.

      – To z tego roku? – zapytałam.

      Jen kiwnęła głową.

      – Tak, artykuł pochodzi z dwudziestego dziewiątego czerwca. – Wzięła od Steve’a telefon i jeszcze raz przeczytała tekst. – Nie mogę uwierzyć, że ktoś to nagrał.

      Rupesh wydał dźwięk nabrzmiały sceptycyzmem.

      – Och, daj spokój, dziwne to trochę – stwierdziła Jen i dała mu żartobliwego kuksańca. – Nie sądzicie?

      – Piszą tam coś więcej? – zapytał Steve. – Coś o lince namiotowej?

      – Nie.

      – Ilu ludzi umiera każdego roku na festiwalach? – dociekał Rupesh. – Ile dzieciaków z obsesją na punkcie muzyki cierpi na myśli samobójcze? Ilu fanów Joy Division kończy ze sobą?

      – Jasny gwint – rzuciła Jen. Ponownie z uśmiechem czytała coś w telefonie. W pewnym momencie na jej twarzy pojawił się wyraz niedowierzania.

      – Co? – zapytał Rupesh.

      – Nic nie znalazłam, jeśli chodzi o samobójstwo i Loch Ness, ale spójrzcie na to. – Podała telefon Rupeshowi. – Patrz.

      Przez chwilę wpatrywał się w wyświetlacz, a my czekaliśmy.

      – Styczeń tego roku – odezwała się Jen.

      – Ale co? – zapytałam z lekkim niepokojem.

      Rupesh bez słowa pokręcił głową i podał mi telefon.

      Nagłówek głosił: Z Loch Ness wyłowiono ciało. Zaczęłam czytać.

      Do hotelu miałam zaledwie kawałek, bo mieścił się po drugiej stronie głównej drogi. Pub zamykano o północy, co dawało nam nieco ponad godzinę. Zajęliśmy stolik obok smutno wyglądającego świerku, który zdążył już zgubić połowę igieł. Wiszący na ścianie za barem telewizor zaprogramowano na stację muzyczną prezentującą świąteczne hity. Pomimo protestów Rupesh postawił pierwszą kolejkę.

      Ja zajęłam miejsce jako pierwsza, a Steve usiadł obok mnie. Pub musieliśmy opuścić krótko po dokonanym przez Jen odkryciu i nie mieliśmy czasu na przedyskutowanie wszystkiego. Przez długą chwilę wszyscy milczeli. W końcu odezwała się Jen.

      – No dobra, co myślimy o Willu?

      W dość jasnym świetle kurze łapki wokół jej oczu wydały się równie wyraźne jak moje w lustrze po włożeniu soczewek kontaktowych.

      – Słuchajcie – zaczął Rupesh. – Wszyscy trochę sobie popiliśmy i świetnie spędziłem z wami czas, więc nie zrozumcie mnie źle, ale to zbieg okoliczności.

      – Nie jesteś przekonany? – zapytał Steve.

      – To tylko zwłoki w Loch Ness. Z artykułu nie wynika, że to samobójstwo. Dziwny zbieg okoliczności, owszem, ale nic poza tym.

      W artykule nie podano nawet danych ofiary, a Jen udało się znaleźć jedynie podobne teksty z podobnymi informacjami.

      – Według mnie to więcej niż dziwne – orzekła.

      – Może. – Rupesh rozsiadł się wygodnie. – Korelacja to nie przyczynowość, a w tak ogromnym wszechświecie czymś jeszcze dziwniejszym by było, gdyby nie dochodziło do zbiegów okoliczności.

      – Ale takich? – zapytała Jen.

      Atmosfera przy stole zrobiła się napięta, ale przypuszczalnie stało się tak dlatego, że dotarło do nas, iż Rupesh nie chce się bawić razem z nami. A przecież tym to właśnie było, prawda? Zabawą. A on ją usiłował psuć. Przecież zbieg okoliczności to najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie. Will po prostu nie miał ochoty do nas dołączyć i tyle.

      – Wszystko nabrałoby sensu, gdyby okazał się seryjnym zabójcą – oświadczyła Jen.

      Zaśmiałam się, mimo że w jej słowach kryło się ziarno prawdy. Owszem, rozumiałam punkt widzenia Rupesha, ludzie to stworzenia poszukujące wzorców i tak dalej. (W tej chwili wstawieni poszukiwacze wzorców). Ale to nie zmieniało uczucia, jakie towarzyszyło poskładaniu do kupy faktów oraz tego, jaki Will kiedyś był, co może stanowiło nie tyle ciąg wydarzeń, ile raczej kolor: nieładny bladozielony, który mój umysł nadawał mu podczas naszych dawnych spotkań. Rupesh był ciemnym fioletem, zachowującym dystans i humorzastym. Steve ciepłą czerwienią, ekscytującą i krzepiącą jak ogień. Will zawsze był bladą, skłaniającą do zachowania dystansu zielenią.

      – Ja tam zawsze się z nim dogadywałem – stwierdził Rupesh.

      – Ale czasem przyprawiał o gęsią skórkę – skontrowała Jen. – Podczas rozmowy nie patrzył w twarz, tylko na cycki.

      – No tak, ale wiesz, jak to jest z nastolatkami – rzuciłam.

      – Hej – zaprotestował Rupesh. – Ja nigdy się nie gapiłem na wasze piersi, wielkie dzięki.

      – Więc się zgadzasz? – zapytała Jen. – Will zdecydowanie miał zadatki na seryjnego zabójcę.

      – Steve, weź no mi pomóż – jęknął Rupesh.

      – Szczerze? Bywał naprawdę dziwny – orzekł Steve.

      – Bzdura. – Rupesh nieco zbyt mocno uderzył w stół i przeprosił, kiedy woda Steve’a wylała się na blat.

      – Zamierzałem powiedzieć, że z drugiej jednak strony w tamtym okresie każdy z nas był pewnie trochę dziwny –dodał Steve. – Jadąc tu, bałem się, co sobie o mnie pomyślicie, zważywszy na to, jaki byłem kiedyś.

      – Pamiętasz tamtą grę, do której nas zmusiłeś? – zapytał Rupesh.

      Steve wydawał się zaskoczony, ale przytaknął.

      – Poświęcenie? – zapytałam. – On nas do niej nie zmuszał.

      – Sądziłam, że to był nasz wspólny pomysł. I nic się nie martw, byłeś najzupełniej normalny. – Jen uspokajająco poklepała Steve’a po udzie. Nim zdążyłam zareagować, zwróciła się do mnie: – Może to dziewczyny inaczej go odbierały, nie wiem, ale Will był inny. Pewnie lepiej by mi się to udało wytłumaczyć, gdybym aż tyle nie wypiła.

      – W takim razie powinniśmy wytrzeźwieć i rano wszystko przemyśleć – zaproponował Rupesh.

      – To nie tylko kwestia bycia dziewczyną – odezwał się Steve. – Ale może Rupesh ma rację i wytrzeźwienie dobrze nam zrobi.

      Rupesh pokręcił głową i dopił swoją whisky. Zamrugał dwa razy.

      – To cholerny zbieg okoliczności i tyle.

      Jego pijacka pewność siebie zaczynała mnie irytować. Nie miałam nic przeciwko sceptycyzmowi – na studiach uwielbiałam sceptyków, właściwie stanowili dla mnie inspirację –


Скачать книгу