Nigdy siÄ™ nie dowiesz. S.R. Masters

Читать онлайн книгу.

Nigdy siÄ™ nie dowiesz - S.R. Masters


Скачать книгу
spotkają się o północy na początku ścieżki wiodącej do Hampton, którą Steve nazywa Drogą Umarlaka. Następnie na przedniej szybie samochodu pana Strachana zostawią list. List, który będzie brzmiał tak, jakby ułożyła go grupa okolicznych mieszkańców oburzona jego okrucieństwem. A jako że zostanie napisany starannym charakterem pisma Adeline, pan Strachan nie będzie miał powodu podejrzewać, że to jakaś ściema. Zaniepokoi się, że inni mają go na oku, ugnie się pod presją i będzie lepiej traktował swojego psa.

      Rupesh chce, żeby po prostu zadzwonili do RSPCA1, a Will uważa, że powinni pociąć opony w jego samochodzie. Steve, ze znużeniem sugerującym, że nie po raz pierwszy omawiają ten pomysł, wyjaśnia, że RSPCA nie ma tak naprawdę żadnej władzy, no a oni nie chcą wylądować w więzieniu.

      Robią losowanie, aby zdecydować, kto podejmie się realizacji najniebezpieczniejszej części planu: podrzucenia listu na samochód, gdy tymczasem pozostali będą stali na straży.

      – Adeline jest nowa w grupie – mówi Steve. – To nie fair, żeby musiała to robić.

      – Nie ma mowy – protestuje Adeline, starając się nie pokazać po sobie radości wywołanej tym, iż on akceptuje już jej przynależność do grupy. – Wchodzę w to.

      W nagrodę otrzymuje kolejny uśmiech Steve’a.

      Jen znajduje w kuchni chińskie pałeczki, które Steve łamie na kawałki i przytrzymuje w zaciśniętej dłoni. Najkrótszy kawałek wylosowuje Rupesh. Zerka na swój patyczek, następnie na te wylosowane przez pozostałych, po czym rzuca go na podłogę.

      – Cholera – mówi. – Typowe. Wiedziałem. Jak w ogóle mam wyjść z domu o północy, Steve? Wy nie macie problemu, bo tu mieszkacie, ale ja muszę przejść całą główną drogę, w dodatku tak, żeby nikt mnie nie zobaczył. A mój tata zamyka na noc furtkę.

      – Ja też muszę przyjść tą drogą – odzywa się Will. – Wpadnę po ciebie. Z furtką sobie poradzimy.

      – Co konkretnie napiszemy w tym liście? – pyta Jen. – Tylko „proszę być lepszym dla swojego psa”?

      – Musi być coś ostrego – oświadcza Will. – Jakaś groźba.

      – A może coś takiego? – Adeline bierze do ręki długopis, notuje coś, po czym pokazuje Steve’owi.

      – Doskonale – orzeka po chwili chłopak.

      Pozostali mamroczą coś z aprobatą z wyjątkiem Rupesha, który leży na brzuchu i ogląda Scooby-Doo.

      Szanowny Panie,

      czy mógłby Pan zaprzestać przywiązywania swojego psa do pala w ogrodzie? To okrutne i przez to Pański pies jest zestresowany i cały czas szczeka. Pański brak troski został zauważony i nie będzie dłużej tolerowany. Jeśli nie zachowa się Pan jak człowiek i nie weźmie pod uwagę dobra swojego psa i naszych próśb, to następnym razem postaramy się o coś więcej niż list.

Z poważaniemSąsiedzi

      – Sąsiedzi – mówi Jen. – Ładnie.

      – Doskonale – niemal szepcze Steve.

      Tego wieczoru Adeline słucha przez słuchawki muzyki i czyta encyklopedię w gabinecie taty, szukając informacji o Arystotelesie. Co jakiś czas wystawia głowę przez okno, aby nocne powietrze nie pozwoliło jej zasnąć.

      Dwadzieścia minut przed północą wkłada szlafrok, by ukryć, że jest ubrana, po czym wymyka się z pokoju. Dzięki zamiłowaniu mamy do starych domów trzeszczy niemal każdy stopień. W kuchni wrzuca szlafrok do suszarki i wychodzi na zewnątrz. Mimo ciemności i ciszy wcale się nie boi. Ta ulica, w ciągu dnia tak nudna i dorosła, teraz nagle należy do niej – do nich. Nie widzi psa, ale wszystkie światła u pana Strachana są pogaszone.

      – Przyszłaś – szepcze Steve, kryjący się w ciemnościach.

      – Oczywiście, że tak. – Dołącza do niego, schodząc z chodnika i widoku. Stoją na tyle blisko siebie, że czuje zapach jego wymytej skóry.

      Słyszy kroki, a kiedy się odwraca, na dróżkę wbiega Jen, która walczy ze śmiechem, ale na próżno. W końcu bierze się w garść i mówi:

      – Doszłam już do drzwi, kiedy dopadł mnie miauczący Sparky.

      – Sparky to jej kot – Steve wyjaśnia Adeline.

      – Poważnie? – Adeline zachowuje śmiertelną powagę.

      – Sarkazm to najniższa forma humoru, Adeline.

      – W takim razie podła ze mnie kreatura.

      Will spóźnia się dziesięć minut. Z daleka dostrzegają jego charakterystyczną sylwetkę. Ma na sobie za duży T-shirt z logo znanego teleturnieju. Nie ma z nim Rupesha.

      – Czekałem i czekałem – mówi, gdy do nich podchodzi. – Przeskoczyłem nawet przez furtkę i zajrzałem do jego pokoju. Światło było zgaszone. Myślę, że śpi.

      Steve wzdycha.

      – No to wiemy, na czym stoimy. – Wydaje się smutny.

      – On mówił, że może nie być łatwo – zauważa Jen, ale bez przekonania.

      – Cóż, z powodu psa nie możemy zostawić listu pod drzwiami domu – stwierdza Steve – więc zamierzam wejść przez tylny ogród i w ten sposób położyć go na samochodzie. Jest tam duża szopa, za którą mogę się schować, a van stoi zaraz obok domu, tam gdzie pies mnie nie zobaczy. Oby.

      Idą za nim dróżką, a dotarłszy do pola, skręcają w lewo, w stronę zagajnika, który znajduje się za domem pana Strachana, a także za domem Adeline. Kiedy docierają na miejsce, Will splata ręce, żeby Steve mógł na nich stanąć i przejść przez ogrodzenie.

      – Czekajcie tutaj – mówi Steve. – Ale jeśli coś pójdzie nie tak, spotkamy się u mnie, o ile dacie radę. W przeciwnym razie widzimy się jutro.

      Po tych słowach ostrożnie opuszcza się na drugą stronę płotu.

      Dłoń Willa muska rękę Adeline, a ona się wzdryga. Zrobił to celowo?

      – Sorki – rzuca. – Tak tu ciemno. Trzeba by mieć wzrok wilka, żeby cokolwiek zobaczyć.

      Wzrok wilka? Czemu tak powiedział? Przez ciało Adeline przebiega dreszcz. Chwilę stoją w milczeniu. Ona przygryza paznokieć przy kciuku. Will ma jednak rację, noc jest tak ciemna, że Adeline mogłaby zostać teraz sama i w ogóle by tego nie zauważyła.

      Ciszę przerywa dźwięk. Hau, hau, hau, hau, hau. Pies pana Strachana.

      – Nie poszło mu – odzywa się Will.

      – Co robimy? – pyta Jen.

      – Czekamy – odpowiada Adeline. – Na razie czekamy. To może nic takiego.

      Szczekanie staje się cichsze, aż w końcu całkowicie ustaje. Wypatrują Steve’a jeszcze jakiś czas, on jednak nie wraca, Will sugeruje, aby udali się do jego domu. Najpewniej wybiegł stamtąd od frontu. To by wyjaśniało szczekanie. Wróciwszy na dróżkę, obserwują ulicę. Wszystko wygląda tak jak wcześniej.

      – Zaczekajcie tutaj – rzuca Adeline. – Sprawdzę podwórko, nim stąd pójdziemy. Na wypadek gdyby pan Strachan wyszedł za Steve’em.

      Nie czekając na ewentualne protesty, przechodzi przez drogę, po czym odwraca się w stronę posesji pana Strachana. Pies leży niedaleko domu z głową opartą na łapach, tyłem do niej. Adeline skrada się na środek jezdni, żeby lepiej się przyjrzeć i sprawdzić, czy widać list na szybie pojazdu. Coś się porusza, jakiś cień


Скачать книгу

<p>1</p>

Royal Society for the Prevention of Cruelty to Animals, czyli Towarzystwo Zapobiegania Okrucieństwu Wobec Zwierząt [wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki].